Kapitan Ameryka i Falcon – Tajne imperium – to już 71 tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela i kolejny album, do którego nie zajrzę ponownie przez naprawdę długi czas. Komiks Steve`a Engleharta, Mike`a Friedricha oraz Sala Buscemy moim zdaniem posiada wszystko co potrzeba żeby zostać mocną pozycją wśród kolekcji. Jednak dobra fabuła, ciekawa intryga, nawiązanie do afery Watergate oraz rysunki, które wyznaczają klasykę komiksu dziś nie wystarczą. Całą frajdę z czytania komiksu niestety psuje narracja oraz sposób prowadzenia dialogów, który tragicznie się postarzał.
[SPOILER ALERT]
Tajne imperium to komiks, który w czasie swojej premiery bardzo jasno odnosił się do ówczesnych wydarzeń i był swoistym komentarzem jaki pozwolili sobie wygłosić twórcy przy pomocy największej amerykańskiej ikony komiksu – Kapitana Ameryki. Fabuła opowiada o złowieszczej organizacji o nazwie – Tajne Imperium (bardzo oryginalnie ;)), która planuje przejąć władze nad krajem przy pomocy statku kosmicznego napędzanego falami mózgowymi mutantów! Czyli to co lubimy w komiksach minionej epoki najbardziej 😉 Plan brzmi dość głupio, jednak kiedy zagłębimy się w szczegóły i odkryjemy z jaką dokładnością i wyprzedzeniem zostały zaplanowane ruchy Tajnego Imperium otrzymujemy naprawdę fajną intrygę, której pierwszym założeniem jest zniszczenie amerykańskiej ikony i wartości jakie reprezentuje. Brzmi już lepiej prawda? Tajne imperium za wszelką cenę chce zdyskredytować Kapitana Amerykę, zniszczyć jego reputację i pozbawić go publicznego zaufania i poparcia. W tym celu przygotowano naprawdę imponujący plan, w którym mieści się nawet kampania medialna i nowy superbohater, który ma zastąpić upadłą gwiazdę. Oczywiście Steve Rogers łatwo się nie poddaje i walczy wszystkimi znanymi sposobami o swoje dobre imię, w imię większego dobra (Ameryki i swojego ;)) posuwa się nawet do działania poza prawem, co jest źródłem niemałych moralnych rozterek.
Jak sam tytuł komiksu sugeruje Steve nie działa sam, ma u boku Falcona, który w tym komiksie zyskuje swoją „moc”, Czarną Panterę oraz drużynę X-Men, która niespodziewanie okazuje się jego sojusznikiem w walce z Tajnym Imperium. Końcówka albumu dostarcza nam nie małych emocji i ciekawych rozwiązań, z których najbardziej emocjonujący jest brak pełnego happy endu. Krótko mówiąc, Tajne Imperium to kawał dobrego komiksu, z przemyślaną intrygą i bogactwem postaci, jedyną, ale ogromną wadą komiksu jest fakt, że powstał tak dawno.
Niestety, ten komiks tak samo jak wiele swoich rówieśników bardzo się postarzał, czyta się go ciężko i miejscami mozolnie. Przaśne dialogi bywają nawet zabawne, ale jest to często śmiech przez łzy. Niektóre zwroty i dialogi brzmią tak bardzo staromodnie, że wywołują śmiech, szczególnie te, w których postaci mówią same do siebie, aby wyjaśnić czytelnikowi co zaszło. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że jest to cecha charakterystyczna komiksów z tamtej epoki, kiedy czytelnik miał podane wszystko na tacy i niczego nie musiał się domyślać ani interpretować. Szkoda jednak, że w zestawieniu dobrej historii i marnej narracji to to drugie wygrywa. Myślę, że gdyby napisano tę historię ponownie i z małymi poprawkami byłby to kawał solidnego komiksu. Wystarczyłoby uwspółcześnić pomysł na szajkę terrorystów z Tajnego Imperium, wywalić byka fabularnego (prezes firmy, z której Kapitan wykrada dla Tajnego Imperium żyrostabilizator jest jednym z członków Tajnego Imperium… WAT?!), nawiązania do afery Watergate zrobić bardziej subtelne niż nazywanie jej po imieniu i napisać od nowa dialogi… no dobra sporo tego.
Właśnie dlatego, pomimo że komiks opowiada niezła historię z zaskakującym zakończeniem, nie sięgnę po ten album przez długi czas. Szkoda. Jednak jeśli wy chcielibyście się zapoznać z tym tomikiem lub macie luki w kolekcji to zapraszamy do sklepu e-legion.pl 😉