WKKM 73 – Fantastyczna Czwórka – Nadejście Galactusa

Wydawnictwo Hachette konsekwentnie realizuje założony plan i w drugiej połówce Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela serwuje fanom ścisłą klasykę marvelowskich historii, do których bez wątpienia możemy zaliczyć album – Fantastyczna Czwórka – Nadejście Galactusa. 73 tom kolekcji to dzieło dwóch ojców amerykańskiego wydawnictwa – Stana Lee oraz Jacka Kirby`ego. Pomimo wielu wad ten komiks powinien znaleźć się na półce każdego fana Marvela, dlaczego? Za chwilę wyjaśnię.

Aby dokładnie przeanalizować wszystkie wady i zalety tego komiksu na początku trzeba wyjaśnić, że składa się on z galzeszytów Fantastic Four vol. 1 #44-51 oraz Fantastic Four Annual #3. Będzie to miało kluczowe znaczenie szczególnie dla uzasadnienia wartości tego komiksu. Otóż w wymienionych zeszytach miało miejsce pierwsze pojawienie się takich postaci jak Galactus, Silver Surfer oraz cały skład Inhumans z Black Boltem na czele. Jakie znaczenie miało pojawienie się tych postaci w świecie Marvela nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Galactus do dziś jest jednym z największych antagonistów uniwersum, a Silver Surfer oraz grupa Inhumans zdobyli taką popularność, że wydawnictwo niedługo po tym zdecydowało się wydać indywidualne serie dla tych bohaterów (Silver Surfer – 1968, Inhumans 1975). Wspomnieć należy również, że w tym albumie zawarto chyba najbardziej zwariowany ślub w świecie komiksu, Sue Storm i Reed Richards pobrali się w nieprawdopodobnych warunkach, o czym możecie przeczytać już w pierwszy zeszycie zamieszczonym w tym albumie.

Niestety wartość historyczna tego komiksu to jego największa zaleta, Stan Lee w kilku zeszytach upchnął tyle wydarzeń ile tylko mógł, czytając ten komiks miałem wrażenie jakby scenarzysta nie chciał choćby na chwilę uspokajać toku fabuły, w obawie, że czytelnik się znudzi. Całość fabuły moim zdaniem to wypadkowa następujących po sobie bardziej lub mniej przypadkowych zdarzeń, w których Fantastyczna Czwórka pojawiła się choćby epizodycznie. Bo tak właśnie odbieram ich rolę w historii z Inhumans, prawdę mówiąc niczego oni nie zmienili i ten wątek mógłby odbyć się bez ich udziału (nooo, może poza wątkiem miłości od pierwszego wejrzenia).  Podobne odczucia do co roli bohaterów zamieszkujących Baxter Building mam co do historii z blacksamym Galactusem, nie chce zdradzać szczegółów osobom, które lekturę mają jeszcze przed sobą, ale jeśli już czytaliście ten komiks, to czy nie wydawało wam się, że Watcher mógłby wybrać dowolnego latającego herosa do wypełnienia zadania? Do tego należy dodać również wszystkie grzechy klasycznych komiksów, czyli totalne przegadanie – trudno doszukać się choćby jednego kadru bez dymku lub wstawki narratora oraz mało wiarygodne i miejscami śmieszne dialogi.

Strona graficzna komiksu stoi na wysokim, charakterystycznym dla Kieby`ego poziomie… z wyjątkiem pierwszego zeszytu, który w porównaniu do dalszej części komiksu wygląda jakby był narysowany w pośpiechu i niedokładnie. Wystarczy spojrzeć choćby na ten kadr.xav

Pomimo wszystkich tych wad dalej obstaje przy opinii, że warto mieć ten komiks, warto bowiem zobaczyć czym fascynowały się dzieciaki w latach sześćdziesiątych. Zarówno ten jak i archiwalne tomy WKKM możecie dostać u naszego partnera, w sklepie Geek Zone.geek zone

Share This: