Czarny Młot. Zdarzenie vs. Descender Blaszane gwiazdy
Ku mojemu zadowoleniu Jeff Lemire staję się coraz bardziej popularny w naszym kraju. W styczniu pojawiły się aż dwie pozycje z jego scenariuszem. Mucha Comics przedstawiła nową serię, Descender, a Egmont poprawił szybko uderzenie Czarnym Młotem. Nadal brak moich ulubionych pozycji, ale może i lepiej bo Underwater Welder i Trillium dawno mam w oryginale. Być może rozważacie, którą z tych serii wybrać, dlatego to Czarny Młot. Zdarzenie i Descender Blaszane Gwiazdy postawię w przeciwstawnych narożnikach ringu. Let’s get ready for rumble!
Runda 1: Temat lekcji
Zarówno Descender jak i Czarny Młot to niezależne serie komiksowe kreujące świat od nowa, ale o zgoła różnej tematyce. W Czarnym Młocie poznajemy drużynę superbohaterów umieszczoną w dziwnych okolicznościach w kieszonkowym świecie. Jeff Lemire wysyłając wielkomiejskich, bądź międzygalaktycznych czy międzywymiarowych herosów na wiejską farmę, kompresuje osobistości w pomieszczeniu wielkości słoika po ogórkach. W wykreowanym mikroświecie to relacje mają największe znaczenie. Nie mogąc powrócić do domu, bohaterowie szukają swojego miejsca w małym miasteczku, w jakim zostali uwięzieni. Zdarzenie przybliża nam jeszcze bardziej bohaterów, dzięki znanym z pierwszego tomu retrospekcjom. A całość znowu naszpikowana jest referencjami do komiksów z każdej chyba ery komiksowej. Mnie najbardziej ubawił strój Abrahama nawiązujący do Srebrnej Ery Komiksów, pełny kieszonek, ochraniaczy i innego niepotrzebnego badziewia. Tym samym do zupełnie nowej serii doklejana jest spuścizna komiksowa.
Descender też pokazuje nowy świat, ale z rozmachem galaktycznym. Już na samym początku poznajemy Tima-21, robota, którego zadaniem jest sprawowanie opieki nad chłopcem z kolonii wydobywczej. Dla usprawnienia komunikacji, robot wygląda zupełnie jak przeciętny chłopak. Tim uruchamia się w momencie, gdy kolonia jest spustoszona, a jego tropem rusza ekipa złomiarzy, którzy chcą zarobić na jego częściach. Ucieczka trwa cały praktycznie tom, a na jego drodze stają jeszcze roboty wydobywcze, członkowie galaktycznej korporacji i jego… Stwórca.
Czarny młot Zdarzenie zawiera szersze spektrum i większy rozmach, a poza tym jako nerd doceniam wszelkie referencje, odniesienia, czy easter eggi. Punkt dla młotka.
Runda 2: Jak cię widzą, tak cię piszą
Porównując z pierwszym tomem, Czarny Młot Zdarzenie nie zaskakuje graficznie. Mamy więc lekko uczuciowo rozedrganą kreskę z igraszkami między kadrami. Tu Jeff udowadnia, że czuje komiks, choć nie ma tu takiego szaleństwa jak w Trillium, gdzie komiksem kręci się jak kierownicą, aby przeczytać dialogi. Inaczej sprawa się ma w Descender, w tej dynamicznej opowieści nie ma miejsca na niekonwencjonalne kadrowanie. Za to dostajemy kosmiczną ekspresję, ledwie widoczne zarysy wypełnione akwarelowymi kolorami. Nad kadrami z tego komiksu zwyczajnie się rozpływam, zwłaszcza przy oryginalnym wydaniu od Image, na grubym papierze bez połysku. Z drugiej strony, jak ktoś lubi twardą oprawę, to Mucha robi mu dobrze.
Jako że akwareli aż tak często się nie widuje, punkt dla Descender.
Runda 3: Tajemnica – brakujący element układanki
W obu przypadkach Jeff Lemire stopniowo odkrywa kawałki układanki. Pomału poznajemy perypetie prowadzące do punktu wyjścia, zarówno w Czarnym Młocie, jak i w Descenderze. W pierwszym Kanadyjczyk wprowadza wspomniane już retrospekcje, przy okazji przedstawiając każdego z członków grupy. W drugim TIM-21 przesyła swoją pamięć do sieci zewnętrznej, w związku z czym prezentuje swoje dotychczasowe przeżycia. Dodatkowo w środku scenarzysta ukrył tajemnicę, którą nie śpieszy mu się wyjawić. Oba komiksy są odcinkami serialu, Jeff używa więc zabiegów zachęcających do sięgnięcia po następny tom. W obu przypadkach koniec tomu przyozdobiony jest cliffhangerem.
W tym przypadku remis. Sumując dotychczasowe punkty również otrzymujemy remis 2:2. Aby nie czekać na następne tomy z rozstrzygnięciem, proponuje krótką dogrywkę.
Dogrywka – Empatia
Mimo całej sympatii do bohaterów z Czarnego Młota i pełnego zrozumienia faktu istnienia pod dachem różnorodnych osobistości, jednak trudno całkowicie mi się utożsamić z którąś postacią. I mimo że trudno z kimkolwiek się zidentyfikować w Descenderze, to jednak patrząc w chłopięce oczy Tima, topnieje mi sopel w sercu. Jako rodzic przylgnąłem do niego i z nutką emocji obserwowałem jak wtapiał się w łono rodziny i stawał się pełnoprawnym jej członkiem. Także bardziej czekam na drugi tom Descendera. A czekajcie… mam go już w domu. Sorry, Mucha.
Także po wyrównanej walce wygrywa u mnie fantastyczno-naukowy pierwszy tom serii Descender. A Jeff Lemire pojawi się prawdopodobnie u nas w serii od Marvela, przejmując pałeczkę po Ellisie w Moon Knight. Także, czekam(y)!
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Wydawnictwu Mucha Comics dziękuję za to, że znają się na komiksach.