Enki Bilal – Bug – recenzja

Enki Bilal uraczył nas jakiś czas temu pierwszą księgą nowego cyklu – Bug. Zdecydowanie do polecenia fanom serialu Black Mirror. Rok 2041, cyfryzacja i automatyzacja na poziomie, jaki przewidujemy i jakiego się obawiamy. Nagle cały świat jednocześnie pada ofiarą tajemniczego buga. Kryminalne science fiction na poziomie.

Enki Bilal – Bug

Bug + kadr1Pochodzący z Jugosławii, ale tworzący we Francji i po francusku artysta jest wszechstronnie uzdolniony. Sam rysuje własne fabuły, a do tego reżyserował kilka filmów, w tym ekranizację swojego komiksu (Trylogia Nikopola – Kobieta pułapka). Bug ma wszelkie cechy charakterystyczne dla twórczości Bilala. Klimat jest co najmniej ciężki, przytłacza sama fabuła, ale też warstwa graficzna, nie tylko z powodu ciemnych barw. Jest ponuro, groźnie, wiele kadrów skupia się na pokazaniu przeróżnych niesympatycznych grymasów na twarzach postaci. Widzimy ból, tęsknotę, panikę, bezsilność, zmęczenie i szaleństwo. W pewnym momencie doświadczamy wraz z głównym bohaterem sennej wizji, której przedstawienie nie odbiega osobliwością od standardów wyznaczonych przez inne komiksy autora, np. Polowanie. Historia jest przemyślana i skonstruowana tak, że najpierw wciąga samym pomysłem i jego graficzną otoczką, a potem pędzącą akcją i pojawiającymi się w odpowiednim natężeniu niewiadomymi.

Bug – zagrożenie

Bug + kadr2Bilal bardzo zgrabnie pokazuje, jak ryzykowne jest życie w dzisiejszym społeczeństwie informacyjnym i jak to ryzyko rośnie wraz z niezahamowaną cyfryzacją i technologizacją coraz to nowszych obszarów działalności człowieka. Bug czytałoby mi się dobrze nawet dla samych narracyjnych opisów kataklizmu, jakim jest uniemożliwienie dalszego przepływu informacji na skalę, do której stopniowo docieramy i przywykamy. Jak to ujął jeden z polityków, występujących w komiksie: ktoś zgasił światło i nikt nie wie, gdzie jest włącznik. Momentalnie organizują się wspólnoty zarówno obronne, jak i szabrownicze. Pojawiają się masowe problemy z dostępem do żywności i opieki medycznej. Jako wisienki na torcie – awarie implantów i samobójstwa ćpających media społecznościowe. Nieco ironicznie, w kontekście obrazowanych poszukiwań lekarzy czy kierowców „starej szkoły”, wypada komiks narysowany głównie przy użyciu kredek. Kolory są w większości ciemne i brudne. Co radośniejsze barwy występują wyłącznie w bledszych odcieniach, a całość tłumi wszechobecna szarość. Brak szczegółowości, pomimo dużego formatu albumu, na większości kadrów gra na korzyść. Warstwa graficzna jest dzięki temu bardziej ekspresyjna i znacznie ułatwia wsiąknięcie w wizję globalnej awarii roku 2041.

Oczekiwanie

Bug + kadr3Zdecydowanie podoba mi się sposób opowiadania o masowym resecie do czasów analogowych. Nawet męczące w odbiorze fikcyjne nagłówki z prasy, która, pozbawiona autokorekty, drukuje błąd na błędzie, nie zabierają przyjemności z lektury. Przeciwnie – dodają realizmu. Nie inaczej jest z główną osią fabularną, poszukiwaniem źródła cyfrowej anomalii. Proporcje pomiędzy opisami skutków a dociekaniem przyczyn są odpowiednio wyważone. Nie miałem wrażenia czytania podręcznika do gry RPG, tło wydarzeń rysowało się dość naturalnie. Bug przekazuje odbiorcy na każdym kroku dokładnie tyle informacji, ile jest mu potrzebne do śledzenia losów głównego bohatera, zamieszanego w międzynarodową aferę. Mafijno-polityczny bałagan doprawiony jest motywem podróży kosmicznych i pojawiającymi się stopniowo tajemnicami do rozwikłania. Brak fałszywej doniosłości poszczególnych zagadek, jaką zwykłem spotykać w sensacyjnych, czy kryminalnych mangach. Rzeczywiście chcę się dowiedzieć jak, kto i dlaczego, a jedynym, co irytowało mnie podczas lektury, jest fakt, że na drugą część pozostanie mi sporo czekać.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Konrad

Share This: