X-O Manowar Recenzja

X-O Manowar to kolejna flagowa postać Wydawnictwa Valiant, którą na tapetę wzięło nasze rodzime KBOOM! Bohater powstał w 1992 roku, ma za sobą 15-letnie pasmo sukcesów i wykupowanie całych nakładów przez kolekcjonerów. Twórcą postaci jest sam ojciec dyrektor wydawnictwa, czyli Jim Shooter, a wśród grona współtwórców widnieje jeszcze jedno nazwisko, przy którym czuję się jak w domu – Barry Windsor-Smith. W czasach, gdy Iron Man biegał w zabitej nitami puszce, X-O Manowar posiadł władzę nad samoreplikującą się, posiadającą sztuczną inteligencję, zdolną do zdobywania wiedzy oraz wchodzącą w symbiozę z właścicielem zbroją. Pewnie można by jeszcze dorzucić kilka faktów z życia Arica z Dacii, jak chociażby to, że urodził się w piątym wieku na terenie Imperium Rzymskiego, ale ta wiedza nie jest do niczego potrzebna. Dlaczego? Na pierwszych kartkach komiksu oczom czytelnika objawia się…

X-O Manowar

Planeta Hulka

Ekhem, no, nie do końca, ale bardzo blisko. Matt Kindt, scenarzysta X-O Manowar zabiera nas na odległą planetę, na której znajdujemy naszego bohatera. Ten stara się wieść spokojne, wiejskie życie u boku kobiety należącej do jednej z trzech ras zamieszkującej ten nieznany glob. Dodać należy, że plemiona od wieków odczuwały klaustrofobię planety, która zmuszała ich do ciągłych konfliktów. Aric całą swoją przeszłość wypisaną ma na ciele: długie włosy, spracowane ręce oraz liczne blizny, z przodującą wielką szramą w kształcie litery X na klacie. Bez zbędnych streszczeń, bez tłumaczenia, wywodów i esejów nad tym, jak to było ciężko, scenarzysta zabiera nas w zupełnie nową przygodę w historii bohatera i jego zbroi X-O Manowar. Mimo że sam Aric starał się za wszelką cenę trzymać z dala od kłopotów, magnetyczna osobowość ziemskiego mężczyzny przyciąga je z mocą czarnej dziury. Zgodnie z tytułem komiksu staje się on Żołnierzem, przymusowo i bez krzty entuzjazmu, ale zawsze.

X-O Manowar

This is war – huh

Pod rozgwieżdżonym niebem rozbrzmiewa pieśń wojenna, jak choćby taka, jaką w 1992 roku wyśpiewał Varg Vikernes na swoim debiutanckim albumie Burzum. Czego można się spodziewać po lekturze pierwszego tomu X-O Manowar? Dokładnie tego samego co po piosence sympatycznego Norwega. Galopady zdarzeń, bezkompromisowego tempa, ostrego akcentowania i, niestety, dosyć krótkiego czasu trwania. Żołnierz zbiera tylko trzy zeszyty, choć objętościowo zdaje się nie odbiegać od innych tomików w miękkiej oprawie, na przykład tych z Marvel Now! Scenarzysta mocno kompresuje wydarzenia, by nadążyć za maszerującym wojskiem, podpinając pod akcję starą, dobrze wszystkim znaną historię „od zera do bohatera”. Arica czeka nielichy awans, bo drugi zapowiedziany przez wydawnictwo tom nosi nazwę Generał.

X-O Manowar

Co mnie najbardziej urzekło w Żołnierzu? Mieszanka gatunków. Jest tu coś z fantasy, jest twarde science-fiction, trochę telenoweli i historycznego rzemiosła wojennego. Matt Kindt uprawia rolę na nieznanym świecie, do spółki z samym Ariciem. Przedstawia po kolei kasty, kreśli konflikty, po czym chwyta za kosę i ścina kłosy, by w końcówce jeszcze młócić ziarno. Co ciekawe, w głównej roli nie pojawia się zbroja X-O Manowar, ta pozostaje calutki tom na uboczu, nawet na chwilę nie wychodząc z cienia. Sprawia mi to lekki zawód i nutkę zaniepokojenia tym, co szykuje autor, bo musi być to częścią większego planu. Z drugiej strony, dzięki takiemu zabiegowi na pierwszy plan wychodzi człowiek z charakterem wielkości kolosa. Zamiast chować się za niezniszczalną zbroją, musi zatrudnić do pracy coś, co ma najbardziej niebezpiecznego. Wolę walki. Tu stawiam kropkę, mam nadzieję, że spotkamy się w drugim tomie.

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwie KBOOM! za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: