Podwodny Spawacz kontra Underwater Welder

Na Podwodnego Spawacza zupełnie nie czekałem. Nie zrobiła na mnie wrażenia ani zapowiedź Wydawnictwa Fantasmagorie, ani ponowny anons tytułu (po porażce poprzednich) od KBOOM!. Czy wnioskować można, że ten komiks z wypisanym nazwiskiem gwarantującym sukces jest niewart uwagi? Oczywiście, że nie, głuptasy! Od dawna na mojej półce komiksowej stoi oryginał, nie czułem tylko potrzeby uzupełniania kolekcji o polskie wydanie. Dopadła mnie jednak refleksja, że w moim domu jest przecież więcej pożeraczy historii obrazkowych, więc czemu nie pomnożyć dobra. Coś dla ojca i syna. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Dzisiaj zrobię dla was krótkie porównanie obu wydań.

Podwodny Spawacz

Pełną recenzję Underwater Welder (czy jak go teraz zwiemy: Podwodny Spawacz) znajdziecie tu. Zanim jednak przejdę do porównania syna z ojcem, krótkie przypomnienie, z czym do ludzi. Jeff Lemire warzy w garze wspomnień wywar ze swoich uczuć. Zupa jest gęsta niczym spojrzenie w przeszłość, klei się do łyżki i wcale nie chce się od niej odkleić. Nawet gdy ją obróci o kąt półpełny. Jakże ważna jest relacja ojca z synem, wie doskonale każdy, kto ją zaniedbał. Ja wiem, zarówno patrząc z jednej, jak i z drugiej strony. Zupa kanadyjskiego geniusza komiksowego przyprawiona jest gorzkimi ziołami, które sprawiają, że w oczach pojawiają się łzy, a gardło ledwie jest w stanie przełknąć strawę. Ta opowieść wręcz drga z napięcia, tak jak garnek z potrawą delikatnie podgrzewany jest na ogniu wzrastającej odpowiedzialności. Jack, bohater komiksu i tytułowy spawacz zostanie niedługo ojcem, ale jak zostać dobrym tatą, skoro straszą dawne, nieuporządkowane sprawy? Nie wiem, chyba po prostu się nie da. To, co kocham w tej opowieści, to autentyczność i szczerość. Lemire kupił mnie na długo, a spawacz zasiadł na tronie moich ulubionych komiksów. Jak najbardziej zasłużenie.

Podwodny Spawacz

Egzemplarz syna kontra egzemplarz ojca

KBOOM! zdążyło już zdobyć zaufanie polskiego komiksiarza doskonałym warsztatem edytorskim. Teraz też są bezbłędni, ale po kolei. Kategoria 1: Okładka. Egzemplarz ojcowski został przyodziany w miękką oprawę, syn wjeżdża tu bezkompromisowo w twardej. Kwestia gustu, dla mnie jednak nie ma to większego znaczenia, choć polski rynek komiksowy twardą oprawą stoi. W polskim wydaniu zmieniono grafikę, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. W wydaniu KBOOM! dostrzec można, oprócz obrazka z nurkiem, drugi, mniejszy, umieszczony w szybce ze straszącym duchem przeszłości. Na dodatek okienko kostiumu połyskuje lakierem, co robi wrażenie i wzbudza ciekawość. Jak oni to zrobili? Okładki różnią się kolorystycznie, z przewagą oryginału. Podsumowując, obie wersje mają swoje atuty, więc ogłaszam remis.

Podwodny Spawacz

Watch your language

Kategoria 2. Język. No cóż, nie jestem fanem przekładów. Każde tłumaczenie, nie wiem jak dobre, polega na interpretacji. W praniu wychodzi, jak dwa języki są różne od siebie, a miejscami zieje nawet ichnia niekompatybilność. Nie, żeby angielski nie był dla Jeffa językiem obcym (w Kanadzie urzęduje francuski), ale jednak Podwodny Spawacz został napisany po angielsku. Chylę czoła przed tłumaczem, pani Natalia Niemczyk wykonała świetną robotę. Na osobną wzmiankę zasługuje wierszyk, kołysanka przekazywana z ojca na syna. W obu przypadkach miałem gęsią skórkę. Nadal wyżej stawiam oryginał, nie wszystko da się przełożyć, poza tym wolę chyba melodię języka wyspiarzy. Ojciec vs Syn 2:1

To co najważniejsze

Kategoria 3. Wydanie zawartości właściwej. Tu byłem pełen obaw. Oryginał wydany jest na grubym papierze bez połysku, o dużym nasyceniu czerni. Ma to kolosalne znaczenie w odbiorze opowieści, czarno-białe rysunki z porozlewanymi plamami szarości wyglądają niesamowicie na szorstkich stronicach. W Polsce za to wydawcy uwielbiają kredę, która z tego rodzaju ilustracjami gryzie się niczym psy na brazylijskim targu. KBOOM! postąpiło mądrze i wydali komiks na podobnym papierze do oryginału. No, może sam odcień bieli jest nieco cieplejszy, przez co historia tylko zyskuje. Jest jeszcze jedna rzecz, o której trzeba wspomnieć, a co działa na stronę polskiego wydawcy. Otóż postarano się edycyjnie i poprawiono kilka drobnych rzeczy względem oryginału. Przykładowo, wyczyszczono robocze linie wokół wciśniętych w kąt kadru dymków. W innym miejscu poprawiono błąd, gdy chmurka rozbijała się na blacie w barze, myląc go z końcem obrazka. To są małe rzeczy, niemniej cieszy pieczołowitość w przygotowaniu, dzięki której KBOOM! zdobywa punkt i remisuje na 2:2.

Podwodny Spawacz

Podwodny Spawacz to napakowany emocjami komiks dla każdego. Jednak gdy zajmujesz którąś ze stron relacji pomiędzy ojcem i synem, opowieść ta nabierze dodatkowej wartości, a losy Jacka zaczną odbijać się echem w twoich własnych przeżyciach. Czy wybierzesz polskie wydanie, czy wolał będziesz jednak oryginał, jedno jest pewne. Nurka do swojej kolekcji złowić warto albo chociaż kupić i dać synowi. Polecam!

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu KBOOM! za udostępnienie egzemplarza do tej pół-recenzji.

Share This: