Światła północy. Dolina trolli. Tom 1 – podróż tropem norweskich legend
Ach, lato. Czas urlopów, czas wyjazdów. Można odpocząć, zmiana otoczenia w tym pomaga, niczym Ketonal na ból zęba. Jedni lubią morze, inni góry, ale część nie pozwoli sobie, aby gdzieś pojechać. Rozwiązanie? Lektura! Pewnie powiecie, że to marna pociecha. Włączam tryb turbo, otwierający głowę na wiatr wyobraźni. Fantastyka! Światła północy. Dolina trolli. Tom 1 to kolejny komiks, który zabierze Cię do tajemniczego świata. Nie trzeba podążać za igłą kompasu, aby tam dotrzeć. Zamknij oczy (tylko nie teraz, bo utrudni to czytanie), poczuj ciepły wiatr hulający między górami, wsłuchaj się w szmer listowia. Gdzieś z dala słychać wycie wilka.
Światła północy. Dolina trolli. Tom 1
Bohaterką komiksu Norweżki Malin Falch jest Sonja, dziewczynka uwielbiająca tak jazdę konną, jak i tajemnice. Pewnego dnia otrzymuje w prezencie od swojego lubiącego wyprawy i dziwnawego wujka bardzo starą zapinkę. Wkrótce po przedmiot zgłasza się enigmatyczny właściciel noszący maskę z baranimi rogami, rękawice z niedźwiedzimi szponami, a jego własne spiczaste uszy i długi ogon jeszcze bardziej podkręcają klimat. Przygoda zacznie się za chwilę, jak tylko zabłysną światła północy. Co czeka na bohaterkę za drzwiami do magicznej krainy? Trolle, gadające wilki, świetliki przypominające po połowie to ważki, to miniaturowe smoczki. Nie zabraknie też wikingów i gigantycznych węży morskich.
Światła północy to seria, która zyskała sporo uznania w Norwegii. Trudno się dziwić, Malin Falch umiejętnie sięga do folkloru swojego kraju. Już sam obrzęd konfirmacji, obchodzony w niektórych kościołach protestanckich, celebrujący przejście z wieku dziecięcego do dorosłości, zachwyca kolorytem, mimo że z całego zestawu jest najbardziej zwyczajny. To dopiero początek, bo za chwilę wjeżdżają stwory rodem ze skandynawskich wierzeń ludowych. Celnie? Pewnie, że tak! Pod publiczkę? No może, ale nie trzeba być rodowitym Norwegiem, aby czerpać przyjemność z komiksu Malin Falch. Wręcz przeciwnie, otrzymuje się jeszcze frajdę z poznania odległej kultury.
Światła północy. W dolinie trolli to niewielki, zilustrowany komiks rozmiaru zeszytu. Można nieco się czepić lekko disnejowskiej kreski, skłaniającej się nieco w stronę infantylnej prostoty, za to w kolorach jest już pełne spektrum i malowniczy realizm. Nie jest to co prawda poziom, jaki prezentuje Kazu Kibuishi w Amulecie (nie widzieliście? Zajrzyjcie TU), ale wystarczająco blisko by siać skojarzenia. Zresztą obie serie są do siebie bardzo zbliżone, nie tylko w warstwie ilustracyjnej, ale też i tematycznej, z tym że świat wykreowany przez Malinę Falch określiłbym jako bardziej uporządkowany i spójny.
Ja wiem, Światła północy. W dolinie trolli to komiks skierowany głównie dla dzieci. Warto poświęcić mu chwilę, lektura jest naprawdę przyjemna, a radość z obcowania z tym tytułem ogromna. Przyznam, że norweski folklor interesuje mnie od dawna, prawdopodobnie zakrzewił ją we mnie Thorgal, ale zespoły grające najczarniejszą odmianę metalu też zrobiły swoje. Pewnie można by wymyślić sobie inne formy odpoczynku, wziąć poduszkę i się najzwyczajniej zdrzemnąć, ale kto by spał, gdy na północnym niebie dzieje się taki spektakl? Śmiało kupujcie dzieciakom, ale nie bójcie się też pożyczyć na kilka przyjemnych chwil.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.