Wyglądasz jak śmierć. Tom 1 – Opowieści z Akademii Umbrella
Czekacie na czwarty tom Umbrella Academy (aka Akademia Umbrella) (oj, przyjdzie jeszcze poczekać) albo na trzeci netflixowy sezon serialu (tu zdaje się, że nie aż tak bardzo) i już nie możecie się doczekać? Wyglądasz jak śmierć to komiks, który umili Wam ten czas. Od razu powiem, że pierwszy tom odpryskowej serii nie jest zwykłym zapychadłem, a pełnoprawnym produktem i nawet (na upartego) da się go czytać, nie znając głównej serii.
No dobra, przydałoby się znać (genialną!!!) genezę Akademii Umbrella. 1 października 1989 czterdzieści trzy kobiety znajdujące się w różnych miejscach na kuli ziemskiej zaczynają rodzić, mimo że poprzedniego dnia żadna z nich nie była w ciąży. Fenomenem interesuje się pewien dystyngowany dżentelmen, sir Reginal Hargreeves, który bierze pod swoją opiekę siedmioro z tych niezwykłych dzieciąteczek, które jak się okazuje mają nadprzyrodzone moce i tworzy drużynę (podobieństwo do X-men myślę, że nieprzypadkowe). Aha, treningi tatuśka są nieludzkie, nie jest on zbyt dobrym ojcem, a jeszcze adoptowane dzieci nazywa numerami. Może dlatego, że jest kosmitą w przebraniu, a może sam miał ciężkie dzieciństwo. Nie wiem
Do tej pory przez okładki Akademii Umbrella wybijał jakiś zamysł. Na każdej z nich znaleźć można innego członka drużyny. Aby zagrać na nosie perfekcjonistom, trafiali na okładki w losowej kolejności (choć Trójka akurat już była na miejscu). Klaus (zwany Seansem lub Czwórką), główny bohater Wyglądasz jak śmierć, znudził się chyba oczekiwaniem na własny tom i zawładnął całą serią poboczną. No i przecież w kolejności wydawania Wyglądasz jak śmierć jest czwarty w kolejności.
Wyglądasz jak śmierć, jak to odpryskowe opowieści mają w zwyczaju, dzieje się gdzieś pomiędzy. Wcześniej niż oś fabularna głównej serii, ale sporo, bo 18 lat po utworzeniu samej Akademii. Klaus Hargreeves zostaje wyrzucony z domu. Wyrósł na łobuza uzależnionego od alkoholu i narkotyków. Zagraża bezpieczeństwu drużyny podczas wykonywanych misji w stylu superbohaterskim. Trafia do Hollywood, gdzie pod opiekę bierze go Vivian, lekko przekwitła gwiazda filmowa, która tylko z pozoru troszczy się o bohatera. W rzeczywistości jest pajęczycą, która rozplotła swoją sieć i pociąga za niteczki, aby dostać to co chce (i nie jest to tylko przenośnia).
Połączenie uzależnionego bohatera z przegniłym, pełnym krwiopijców Hollywoodem, zdaje się co prawda toksyczne, ale bardzo trafne. Seans potrafi przyzywać umarłych, co jest falą, na której Viv postanawia popłynąć przynajmniej ten jeden raz. Oczarować widzów spojrzeniem Margret Prince, czy zachwycić kierownika castingu śmiechem jak Blanche West.
Ach te hollywoodzkie filmy. Człowiek po całym dniu roboty może spokojnie sobie usiąść w fotelu i przenieść się w inny świat, nie myśląc o tym, że gwiazdy błyszczące na ekranie płacą za sławę swoją cenę. Klaus też uwielbia ucieczki. Istnieje pewien bar na końcu wszystkiego, do którego Czwórka trafił tam po raz pierwszy, gdy… umarł. Ciche miejsce, w którym można nawet kogoś poznać i się zaprzyjaźnić. Tyle że po jakimś czasie trzeba wracać. Do życia, w którym każdy czegoś chce, a przecież Seans nauczył się uciekać przez ojca, dla którego najważniejsze było poznanie, rozwinięcie i eksploatowanie supermocy chłopca. Ognisko rodzinne? Nieeee, raczej obóz przetrwania.
Bardzo przyjemne dla oka są ilustracje, które stworzył I.N.J. Culbarda, w nowoczesnym stylu łączącym klasyczną szkołę kreski z nowomodnym kadrowaniem i oddziaływaniem barwami. Zresztą Gabriel Bá (rysownik głównej serii) nie został całkowicie wypchnięty z Wyglądasz jak śmierć, bo stworzył okładki. Ogólnie rzecz biorąc, style obu artystów nie są aż tak rozbieżne, przez co poboczna seria aż tak bardzo nie różni się stylistycznie od głównej. Co jeszcze o Wyglądasz jak śmierć? A jest tego jeszcze trochę. Trup w szafie, tajemnice, demony, pragnienie porozmawiania z utraconą miłością, czy sposób na wyzwolenie się z czyśćca. No więcej, sory, ale nie powiem. Zapraszam do komiksu.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu KBOOM! za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
PS. Sprawdźcie koniecznie tomy serii głównej. RAZ, dwa i TRZY!