Szumowina. Moonflower. Tom 2
Szumowina. Moonflower. Tom 2 to w dużej mierze więcej tego samego. Mamy więc w pakiecie dużo krwi, bluzgów i klozetowego humoru, a poziom prostactwa głównego bohatera dorównuje temu, co widzieliśmy w pierwszym tomie (więcej pod tym linkiem – klik). Czy pod tą wulgarną fasadą kryje się natomiast coś więcej, czy mamy jedynie do czynienia z głupawą rozrywką?
Szumowina to chyba najbardziej obrazoburcza seria, jaką do tej pory czytałem od Ricka Remendera. Ten ociekający zezwierzęceniem i prymitywizmem tytuł był jednak udaną w mojej opinii komediową przygodą, w której wszystkie te rubaszne żarty są przystawką do dania głównego, jakim jest ostra krytyka skrajnych ideologii, z jakimi mamy do czynienia w naszym życiu.
Oczywiście proporcje są tu mocno zaburzone, ponieważ więcej tu humoru niskich lotów aniżeli jakiegoś komentarza społecznego. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nie jest to rozrywka pozbawiona jakiejś sensownej treści i tak jak zwykle bywa w przypadku twórcy m.in. Deadly Class czy Fear Agent, Szumowina. Moonflower to komiks, w którym za pomocą nieudolności głównego bohatera, autor chce wyrazić swoją dezaprobatę wobec szkodliwych postaw społecznych prowadzących do otwartego konfliktu.
Drugi tom trzyma więc kurs poprzednika. Tym razem jednak zamiast skrajnym faszystom, dostało się… hipisom, którzy chcą zmusić wszystkich do zbiorowej miłości za pomocą jakiejś absurdalnej broni skonstruowanej gdzieś tam hen daleko w kosmosie. W to wszystko jest również zamieszany nasz Ernie Clementine, którego zadaniem jest infiltracja tej nietuzinkowej grupy terrorystycznej. Nie wie natomiast, że owa grupa ma względem niego swoje plany.
Oczywiście Clementine to wciąż nieokrzesany typ, który wypatruje tylko okazji, aby zaspokoić swoje najniższe potrzeby. Tak jak poprzednio, tak i tutaj wzbudza odrazę i niechęć wśród swoich towarzyszy, albowiem jego zmenelizowanie osiąga wręcz karykaturalny poziom. Super moc, jaką został obdarzony przez przypadek, to narzędzie służące mu przede wszystkim do tego, aby znaleźć ukojenie w swoich nałogach. Nie muszę zatem dodawać, że jego pomoc jest praktycznie zawsze interesowna i niepozbawiona profitów.
Przy tym wszystkim jednak idzie dopatrzyć się pewnych niuansów, które nieco pogłębiają tę postać. Ewidentnie widać, że cały ten maraton koksu, głośnej muzyki i prostytucji jest ucieczką od poważnych spraw, które zdają się przerastać głównego bohatera, a jego brak akceptacji w społeczeństwie jest tu przedstawiony w sposób, jakiego najmniej bym się spodziewał. Niczego tu jednak nie zdradzam.
Szumowina. Moonflower jest dalej w swojej esencji głupawym akcyjniakiem, niepozbawiony jednak pewnych refleksji na temat szeroko rozumianych ugrupowań o charakterze skrajnie ideologicznym, tudzież terrorystycznym. Remender oczywiście nie bawi się tu w subtelności, nie jest to w żadnym wypadku jakaś dogłębna wiwisekcja naszego społeczeństwa, jednak miło czyta się komiks, który pomimo swoich głupotek, niedorzeczności i wulgarności przemyca jeszcze czasem coś więcej. Jeśli takie proporcje Wam pasują i lubicie tego autora, to bierzcie w ciemno.
Scenarzysta: Rick Remender
Ilustrator: Bengal, Matias Bergara
Seria: Szumowina
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 142
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor