G.I. Joe. Kobra atakuje! Tom 1 – klasyka militarnej akcji w nowoczesnym wydaniu
Dla przypomnienia: Energon Universe to wspólne uniwersum G.I. Joe i Transformers. I o ile Autoboty mnie zaciekawiły — sięgnąłem też po Void Rivals (i całe szczęście! – KLIK) — tak spinoffy oraz sam komiks „G.I. Joe. Kobra atakuje!” planowałem pominąć. Do Duke’a i Cobra Commandera nawet nie zajrzałem. Ale ominięcie tomu o grupie uderzeniowej niosło ryzyko, że nie do końca zrozumiem, na czym to uniwersum właściwie się opiera i co się w nim dzieje. Miałem więc G.I. Joe nie ruszać… a jednak ruszyłem. I w sumie dobrze, że tak się stało.


Akcja, haki i broń z innego świata
Najciekawiej wypada początek — a na końcu wbito kilka haków, żeby czytelnik chciał sięgnąć po więcej. Zwłaszcza że pojawiają się linki w stronę Transformersów, przez co zaciekawienie aż… swędzi w pięty. W środku „G.I. Joe. Kobra atakuje!” to całkiem przyjemny akcyjniak. Strzelaniny co prawda nigdy specjalnie mnie nie porywały (no, może poza „Rambo”), więc do rozpalenia mojego entuzjazmu nie doszło. Chociaż… część broni wygląda naprawdę dziwnie, powoduje nienormatywne oparzenia, a ja — cóż — zdecydowanie bliżej mam do laserków niż do karabinów.


Conrad Hauser, znany jako Duke, próbuje przekształcić elitarny oddział sił specjalnych — G.I. Joe — w prawdziwą drużynę. Poszczególnym członkom nie brakuje ani umiejętności, ani charyzmy, ale brakuje im tego czegoś, co mogłoby ich naprawdę zespolić. Nieudane treningi mówią jasno: każda poważniejsza misja skończyłaby się fiaskiem. Może powinni zostać sformatowani na wzór swojego dowódcy? A może to stara, dobra zemsta wskaże im wspólny kierunek działania?
Williamson rozbudowuje świat
Nagle jeszcze przed wydaniem głównego albumu G.I. Joe całkiem nieźle przygotowało sobie teren. Dostaliśmy aż dwie serie pisane przez Joshuę Williamsona — Duke i Cobra Commandera. Na rynku pojawili się też Destro i Scarlett — kolejne kawałki układanki. Dzięki takiemu podejściu nie trzeba już przedstawiać postaci po obu stronach konfliktu, a przecież to całkiem spory tłumek — co bezpośrednio wpływa na tempo albumu „G.I. Joe. Kobra atakuje!”.
Pod koniec tego tomu Duke staje naprzeciw Cobra Commandera na podwójnej rozkładówce, ale Joshua Williamson nie idzie na łatwiznę — zamiast dać prostą konfrontację, wykorzystuje siatkę połączeń i odsyła czytelnika do poszczególnych spin-offów. Zachęta do eksploracji jest wyraźna, ale fakt, że niektóre informacje zostały „wyrzucone za burtę” głównej serii, w żaden sposób nie szkodzi głównej intrydze.


Końcówka jest bardzo energetyzująca — im bliżej finału, tym większe znaczenie zyskują Transformersy. Na początku kontrolowany jest tylko kawałek złomu czy źródło zasilania, ale z czasem pojawia się już jeden z Autobotów. I to jest naprawdę ekstra! Nawet jeśli nie zna się większości postaci z G.I. Joe, to i tak można natknąć się na kogoś znajomego. Połączenie uniwersów działa, i co najważniejsze — zostało wykonane zgrabnie i z wyczuciem.
Kolor robi robotę
Największe wrażenie z całego albumu robi na mnie warstwa graficzna. Nowoczesna, a jednak mocno osadzona w stylistyce retro. Kluczową rolę odgrywają tutaj kolory — plansze (a czasem pojedyncze kadry) tonowane są barwnie, z wyraźnym akcentowaniem szczegółów, przy czym nie ma tu potrzeby idealnego wypełniania konturów. Kolor bywa też nanoszony kropeczkami, co dodatkowo potęguje wrażenie, że obcujemy z dużo starszym komiksem, niż jest w rzeczywistości. I to mi się bardzo podoba — wygląda szykownie, stylowo i świetnie pasuje do militarnego klimatu oraz khaki mundurów.


Czy serie Transformers i G.I. Joe się skrzyżują? Po lekturze tego albumu trudno powiedzieć, ale jedno jest pewne — Autoboty przynajmniej pojawią się gościnnie u Williamsona. I właśnie tutaj widać, o co chodzi z całym Energonem, bo postacie stworzone przez Daniela Warrena Johnsona czy Roberta Kirkmana wydają się wciąż zajęte własnymi sprawami (co, swoją drogą, działa na plus dla fabuł Transformers i Void Rivals). Niewiele się spodziewałem po „G.I. Joe. Kobra atakuje!”, a dostałem przyjemne, intrygujące otwarcie kilku wątków. Walka o władzę trwa — i dla dobra świata lepiej, żeby nie wygrali ci źli.
Scenarzysta: Joshua Williamson
Ilustrator: Tom Reilly
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Seria: G.I. Joe
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 160
Oprawa: Miękka
Druk: kolor
Papier: kredowy
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo










