Fury. My war gone by. 1

     Pamiętniki Nicka Furego – tak można w skrócie opisać komiks, który wczoraj wziąłem pod lupę Fury. My war gone by. 1. Jest to kolejny po Barracudzie (więcej tu – KLIK) komiks z serii Marvel Max,  który recenzuje i muszę przyznać, że tym razem dostałem dokładnie to czego oczekiwałem od tego wydawnictwa. My war gone by to seria trzynastu komiksów, które mają nam przedstawić Nicka Furego w innym świetle, z tej opowieści dowiemy się co działo się u Nicka przed objęciem ciepłej posady w SHIELD.

A działo się wiele, nasz bohater nie był zwykłym żołnierzem, był wielce szanowanym specjalistą, który niestety stał się narzędziem w rękach polityków. Komiks ten ukazuje pułkownika Furego w zupełnie innych, dużo ciemniejszych barwach od znanego nam np. z filmu Avengers poczciwca Samuela Lee Jacksona. Marvel Max to komiks dla dorosłych i ta opowieść w 100% zasługuje na takie miano.

 
 
   Fury. My war gone by. 1 zaczyna się małą spowiedzią do mikrofonu, w której siedzący w szlafroku ze szklaneczką mocnego trunku i cygarem w ręku pułkownik Nick Fury przywołuje z pamięci wydarzenia z minionych misji. Pierwsza opowieść to I wojnie wietnamskiej a konkretnie o jej zakończeniu z roku 1954, w której Nick odegrał istotną rolę w obronie Điện Biên Phủ. Nick wspomina nie tylko swoje działania na froncie, ale również zakulisowe gierki polityczne, rosnącą przyjaźń z młodym kadetem oraz gorący romans z pewną ślicznotką.  
 
    W drugiej części komiksu Nick swoimi wspomnieniami przenosi nas na Kubę do roku 1961. Jak nietrudno się domyślić chodzi dokładnie o inwazję w Zatoce Świń. Nick razem z dwoma żołnierzami, jeden z nich to przyjaciel, któremu Nick uratował życie w Indochinach, z misją specjalną – ucięcia łba najgorszej ze świń. 
 
     Fury. My war gone by. 1 na pewno może się podobać, nie tylko za bezkompromisowe rozwiązania fabularne, mocny, dosadny język, ukazanie rzeczywistości bez cenzury ale przede wszystkim za tło historyczne w którym osadzone są obie opowieści. Po lekturze tego albumu każdy z Was zerwie z wyobrażeniem Nicka przedstawionym w innych komiksach. Ja miałem możliwość porównać go do kreacji z komiksu Wolverine – Wróg publiczny i choć pułkownik Fury był tam przedstawiony jako twardy facet to i tak nie umywa się do tego co widzimy w My war gone by. Osobiście miałem wrażenie jakbym czytał historię o bracie bliźniaku Franka Castle.

 

      Ta pozycja to prawdziwy majstersztyk narracyjny i graficzny. Za historię narracje i dialogi odpowiada nie kto inny jak Garth Ennis znany z takich komiksów jak Kaznodzieja, Hellblazer, The Punisher. Przyznam szczerze, że po dość słabej Barracudzie, Ennis tym komiksem znowu odzyskał w moich oczach uznanie. 

 
     Oprawą graficzną zajął się Goran Parlov i jak zwykle jestem pod wrażeniem jego pracy. Kadry są bardzo klimatyczne, dobrze oddają brutalność wojny. Pot, krew i krzyki rannych po prostu wylewają się z kartek komiksy i otaczają czytającego sprawiając wrażenie jakby nad głową świszczały mu pociski. Jednak największe wrażenie zrobiły na mnie rysunki twarzy bohaterów, uczucia, grymasy i mimika są tak naturalne jak w rzeczywistości. Choć niektóre kadry są dość niedokładne (szczególnie widoczne w rysunkach ognia i dymu) to idealnie pasują do całości kompozycji. Jestem pod dużym wrażeniem i wszystkim gorąco polecam.
 

 

Share This: