Incognito, t. 2: Wrogowie moich wrogów
Pierwszy album Incognito, Skóra i Krew, był dla jego twórców – Piotra Czarneckiego i Łukasza Ciżmowskiego – przetarciem szlaku. Panowie zmierzyli się z postaciami i uniwersum, które stworzyli, a także z własnymi umiejętnościami w operowaniu językiem komiksu. Ekipa C&C Comics zaczęła spokojnie, początkowo publikując komiks tylko w Internecie, a ich szybkie przenosiny na papier okazały się sporą niespodzianką – również dla samych autorów.
Koniec końców, panowie nie ustrzegli się błędów, co więcej kolejnych zmartwień dołożył im druk (m.in. dość dotkliwa utrata jakości obrazu w stosunku do cyfrowego oryginału). Mimo to, szybko wzięli się do dalszej pracy i w imponującym tempie wydali drugi album – Wrogowie moich wrogów, którym udowodnili, że potrafią uczyć się na własnych błędach.
Niewidzialni omijają przeszkody
To, co pierwsze rzuca się w oczy, to zmiany techniczne. Drugi album Incognito, w odróżnieniu od swojego poprzednika, jest szyty, a nie klejony. Może przez to wygląda jak przerośnięty zeszyt, ale możemy mieć pewność, że się nie rozpadnie. Zwiększono też nieco format.
Znaczne zmiany poczyniono też w środku, już samo przekartkowanie komiksu pozwala nam zauważyć kilka istotnych faktów. Przede wszystkim, komiks jest dużo bardziej czytelny. Jedynka po przejściu na papier stała się miejscami niewyraźna. Tym razem jest inaczej. Spora w tym zasługa większych paneli, sensowniejszego rozmieszczenia kadrów i zmiany marginesu wewnętrznego na czarny – ten o niebo lepiej współgra z czarno-białym Incognito.
Pozostając przy temacie paneli, te przestały być ograniczeniem dla bohaterów, a zostały ich wsparciem. Nie przeszkadzają im – współgrają. Bardziej dynamiczne kadrowanie, wychodzenie poza ramy czy zmiany perspektywy pokazują, że autorzy rozwinęli swoje umiejętności i coraz śmielej sobie poczynają.
Jak pamiętamy, jedną z bolączek pierwszego albumu był sposób przenoszenia miejsca akcji. Czasami sceny zmieniały się pośrodku planszy i nie było to w żaden sposób oznaczone dymkami narracyjnymi. Koniec końców, podczas lektury potrafiłem się zgubić. Czarnecki, co prawda, nie zdecydował się w dwójce na dodatkowe dymki, ale nie szarpie już tak mocno (i nie tak często, choć się zdarza) uwagą czytelnika.
Już nie dwoje
Jeśli zaś chodzi o warstwę fabularną, to wbrew wczesnym zapowiedziom, Wrogowie moich wrogów stanowią bezpośrednią kontynuację Skóry i krwi. Paweł i Alicja dalej prowadzą dochodzenie, które ma na celu doprowadzenie ich do Barona i odkrycie pochodzenia ich nadzwyczajnych zdolności.
Sprawa komplikuje się w momencie, kiedy na arenie pojawiają się nowi gracze. Niezwykły związek głównych bohaterów schodzi wówczas na drugi plan. Nie mają już tego luksusu, by skupiać się tylko i wyłącznie na badaniu siebie nawzajem, testowaniu swoich reakcji. Sytuacja zmusza ich bowiem do zawiązania nowych sojuszy i grania na szeroką skalę, a jak wiadomo: gdzie trzech Polaków, tam…
Czytając dwójkę Incognito, nie sposób odnieść wrażenia, że Czarnecki ze swoją historią sukcesywnie odsuwa się od horroru na rzecz kryminału / thrilleru. We Wrogach nie ma potworów, jest za to masa gangsterów: od szumowin w dresach, przez motocyklistów w skórach po cwaniaków w garniturach. W kolejnych starciach, strzelaninach nawet superumiejętności głównego duetu gdzieś znikają. Paweł i Alicja bardziej od mocy potrzebują dobrego planu.
Gdzie to jest?
Mimo, że historia przelała się już przez pięć zeszytów, to ciągle nie poznaliśmy nazwy miasta, w którym rozgrywa się akcja. Nie wiem, czy samo określenie miejsca coś by zmieniło, ale jakoś nie potrafię w pełni go zaakceptować. Odnoszę wrażenie, że Incognito nieco na siłę ciągnie do „amerykańskości”, a sceneria wydaje się żywcem wyrwana z taniej sensacji zza wielkiej wody, zwłaszcza kiedy upiększają ją autostrady i gangi motocyklowe. W sumie daje to taki efekt, że mimo iż trzymamy w rękach polskich komiks o rodzimych herosach, to wcale tego nie czujemy. Klimat znad Wisły ulatnia się wraz ze spalinami potężnych motocykli.
W tym miejscu zaryzykuję i pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby Czarnecki inaczej rozegrał tą partię i nieco sprawniej wysypał się z posiadanych kart, mógłby wyciągnąć znacznie więcej ze swojej historii. Dobre, chociaż może niezbyt szalenie oryginalne (ale w końcu żyjemy w kulturze remake’u), pomysły miejscami tracą przy realizacji. A szkoda.
Brać, bo jest – a pewnie i będzie – lepiej
Wrogowie moich wrogów to komiks znacznie lepszy od Skóry i krwi, a zarazem – jak mniemam – zwiastun jeszcze lepszych Kolorów grozy, czyli trzeciego albumu Incognito. Panowie z C&C Comics konsekwentnie idą do przodu, stawiając coraz pewniejsze kroki w świecie komiksu. Mimo, że spotkałem się z opinią, że dopiero ich kolejny (post-Incognito) projekt ma szansę być komiksem naprawdę dobrym, to uważam, że warto dać im szansę już dziś. Jest nieźle, a przy takiej zwyżce formy może być znacznie ciekawiej.
Serdecznie polecam,
Mariusz Basaj
PS. Dziękujemy ekipie C&C Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Incognito możecie kupić lub (jeśli nie jesteście pewni co do zakupu) przeczytać za darmo TUTAJ.