Czerwone wilczątko
Jak już wiecie ze wstępu, Czerwone wilczątko to kolejna adaptacja baśni Charles’a Perraulta (pierwotny autor, Bracia Grimm stworzyli najpopularniejszą adaptację). Może zadajecie sobie pytanie, jak przekonam Was, że naprawdę warto sięgnąć po ten album? Pomimo tego, że przecież znacie już tę historię. Odpowiedź jest bardzo prosta. Amélie Fléchais stworzyła nie tylko wariację na temat Czerwonego kapturka, ale tchnęła w nią tyle emocji, że w moich oczach przerasta ona każdy inny przekład tej historii.
Wyobraźcie sobie, że zamiast młodej dziewczynki z koszyczkiem pełnym smakołyków, głównym bohaterem jest młode wilczątko, które niesie babci kosz tłustych zajęcy. Przyznam Wam, że rozpoczynając przygodę z tym tomikiem zastanawiałem się jak autorka ukaże łańcuch pokarmowy, to w końcu dość brutalne, jeśli odbiorcą są małe dzieci. Bardzo się zdziwiłem, kiedy autorka bez ogródek zaprezentowała fakt, że zajączki są pożerane przez wilki. Kiedy jednak głębiej się nad tym zastanowić, taki zabieg był genialny w swojej prostocie, jeśli wziąć pod uwagę końcowy morał historii. Autorka w sprytny sposób ukazuje młodemu czytelnikowi jak niebezpieczny i brutalny jest świat nawet dla drapieżnika. Młode wilczątko, podobnie jak Czerwony Kapturek, pomimo ostrzeżeń i upomnień matki, podczas swojej podróży ulega pokusie i zbacza z wyznaczonej ścieżki. A po krótkiej przygodzie spotyka ją „wilk w owczej skórze”.
Czerwone Wilczątko – przepiękna historia, przepięknie zilustrowana
Grzechem byłoby zdradzenie całości opowieści nawet mimo to, że dalszej części fabuły możecie się łatwo domyślić. Jednak sposób zaprezentowania zakończenia, morał i fantastycznie skrojona narracja obrazem gwarantują fantastyczne wrażenia. Jak cała pozycja zresztą. Bardzo istotne w tej książce jest bowiem to, jak autorka przekazuje swoją opowieść. Mimo iż Czerwone Wilczątko na pierwszy rzut okaz nie przypomina komiksu, bo brak mu dymków dialogowych, kadrów itd., recenzja tej pozycji znalazła się właśnie wśród komiksów. Powodem ku takiej klasyfikacji jest wyśmienity sposób opowiadania obrazem, którego mógłby pozazdrościć nie jeden zawodowy autor komiksów. Przepiękne ilustracje są pełne szczegółów i smaczków, których (gwarantuję) będziecie szukać jeszcze po zakończeniu lektury. Teksty ograniczają się do kilku linijek na całą efektowną planszę, dzięki czemu nie odciągają zbytnio uwagi do tego, co najistotniejsze w tym albumie. Ponury świat z pierwowzoru baśni, w którym bohater musi poradzić sobie w poważnych tarapatach, dodatkowo bijąc się z własnymi uczuciami.
Fantastyczne w tej opowieści jest zestawienie przesympatycznego wilczątka, w dodatku ślicznie narysowanego, z mrocznym światem pełnym niebezpieczeństw. Takie ukazanie tej opowieści wyśmienicie kontrastuje z przesłodzoną wersją, którą można znaleźć teraz w każdym zbiorze baśni. Dzięki temu morał płynący z tej historii ma ogromną moc, a wasze dzieci, kiedy przeczytacie wspólnie ten album, zasypią Was pytaniami. Może dzięki tym pytaniom morał trafi do nich na tyle mocno, że będziecie mogli się troszkę mniej o nie martwić. Naprawdę warto, nawet jeśli nie macie dzieci.