Miracleman Złota Era
Miracleman przebył długą drogę od Złotej Ery Komiksu (w której występował jako Marvelman), przez powrót z niebytu dzięki alchemikowi komiksu Alanowi Moorowi (czy, ekhem, pierwotnemu scenarzyście), aż do kontynuacji przez samego mistrza opowieści Neila Gaimana. Z kolejnego niebytu tytuł został wyciągnięty przez Marvela, a za polskie wydanie odpowiedzialność wzięło wydawnictwo Mucha Comics. Miracleman Złota Era oryginalnie wydana na początku lat 90-tych, zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończył Moore. W trzech tomach (u nas wydanych w jednym tomiszczu) koło zostało zatoczone, wyrywając bohatera z cudownego świata superbohaterów. Zbudowany zostaje inny, ale jednak w idei cudowny świat. Utopia bez wojen, głodu, biedy, na szczycie której stoi Miracleman.
Mistrz opowieści
Miracleman Złota era
Zamiast pchnąć fabułę na nowe tory, Neil Gaiman niczym turysta proponuje eksplorację zakamarków idyllicznego świata stworzonego przez Alana Moore’a. Mimo wskazania na popkulturowe odtwórstwo w pracach Andyego Warhola należy zaznaczyć, że Miracleman Złota Era nie broni się jako samodzielne dzieło. Tom Gaimana i Buckinghama zrozumieć można tylko i wyłącznie przy znajomości wydarzeń z poprzednich tomów. Twórcy garściami korzystali z podwalin, które zostały im pozostawione. Znaleźć tu można zarówno postacie z drugiego, czy trzeciego planu, jak i wręcz przerysowane kadry z poprzednich zeszytów.
Podczas rozglądania się po powstałym świecie, odnajdujemy m.in. rzeszę umysłów, które niczym w idealnym
Grand Finale
Sieć się zaplata i podobnie jak w Paniach Łaskawych wszystkie zostają skrzyżowane w jednym miejscu. Jakie zakończenie przygotował Neil Gaiman? Otóż jest to balon. Owszem, kolorowy, wznosi się wysoko, przelatuje nad światem. Niestety w środku jest pusty. Podczas gdy zbiór opowieści czyta się świetnie, tak finał rozczarowuje. Pora aby z balonu spuścić powietrze. Gdyby wydawnictwo Total Eclipse nie zbankrutowało w 1994 roku, pewnie w niedługim czasie otrzymalibyśmy przedruk Srebnej Ery. Ale jest nadzieja. Skoro wygasło piekło prawniczych aspektów praw autorskich Miraclemana, pozostaje czekać aż Gaiman i Buckingham dokończą pracę zaczętą 25 lat temu. Oby tylko czekanie było tego warte.
Wilk