Batman. Sekta – recenzja świeżaka
Cześć, z tej strony Polder, dorastałem wśród komiksów typu Asterix czy Kajko i Koko, także zbyt obyty w uniwersach oraz bohaterach nie jestem, nie licząc starych kreskówek na Cartoon Network oraz Fox Kids, które leciały po 20. Nadarzyła się okazja, aby troszkę zagłębić się w świat obrazkowych historii, dlatego tutaj jestem. Każdemu chyba obił się o uszy temat superbohaterów, jednym od dawna, drugim zaś szczątkowo poprzez filmy, kreskówki lub chociażby memy. Jestem na początku tej przygody, która nie ukrywam, zaczyna się w bardzo ciekawy sposób. Nie przedłużając, zapraszam na moje lekkie przemyślenia, analogie i czysto subiektywną ocenę, na którą wypadałoby spojrzeć z przymrużeniem oka 😀
Otóż na warsztat otrzymałem tom z przygodami naszego nietoperza w megalopolis znanym jako Gotham, z dźwięcznym tytułem Batman. Sekta. Za scenariusz odpowiada Jim Starlin, a za rysunki oraz okładkę albumu Bernie Wrightson. Przy bliższym komisyjnym zbadaniu dowiedziałem się, że są to legendy z ogromnym dorobkiem zawodowym, a ich kunszt możemy ujrzeć właśnie w tej historii.
W tym komiksie Batman walczy z Diakonem Blackfire’em oraz jego wyznawcami, którzy zostają poddani praniu mózgu. Komisarz Gordon zauważa szybki spadek odsetka bezdomnych i drobnych przestępców niespotykany dotąd w Gotham. Nawet nasz główny bohater po podstępnej zasadzce, po której został porwany i szprycowany substancjami zmieniającymi percepcję, ugiął się manipulacjom Blackfire’a. Gdyby nie kilka zrządzeń losu oraz odsieczy Robina historia mogłaby się skończyć marnie. Pomimo poważnego i ponadczasowego problemu związanego z jednostkami charyzmatycznymi, kierującymi się własnymi nie do końca moralnymi i akceptowanymi przez ogół celami pod otoczką współczucia, pomocy i jedności w imię wyższego dobra, Batman. Sekta nie jest zbyt patetyczny. Jest parę scen, które są trochę komiczne, zrównując z ziemią niekiedy poważny klimat oraz przypominając nam, że jest to tylko fikcja literacka.
Niestety z takimi wieszczami jak Blackfire mamy do czynienia w prawdziwym życiu, wystarczy spojrzeć na politykę lub same kulty wyznaniowe. Ogrom społeczeństwa jest podatny na wykreowane wzorce, które świetnie gnieżdżą się w naszych umysłach, a problemy osobiste, geopolityczne lub normy społeczne dobrze pokazują, że kontrola tłumów oraz ich myśli, jak i to, co mają mówić, robić i jak postrzegać świat, wyzbywając się wewnętrznych refleksji, jest porażająca. Tylko co zwykły zjadacz chleba może o tym wiedzieć, skoro sam dostęp do informacji oraz ich wiarygodność budzi spore wątpliwości?
Batman. Sekta potrafi wciągnąć, jak na jednotomową historię, wszystko było zwięzłe i pozbawione niedopowiedzeń. Sam styl kreski przyjemny w odbiorze, podobnie jak karykaturalne twarze wyznawców Diakona. Stosowanie różnej palety barw w zależności od nastroju i tempa akcji jest dobrze wkomponowane. Lektura przyjemna, niewyróżniająca się z tłumu, jednak dobrze pokazuje wewnętrzne dylematy, jak i walkę o priorytety i ponoszone konsekwencje swych wyborów wraz z luźną koncepcją superbohaterów. Z mojego punktu widzenia sam Batman należy do tych bohaterów, którzy są przede wszystkim postaciami przyziemnymi, pełnymi wad i skrajności, a dopiero później podnoszącymi morale personami owianymi legendami. Batman. Sekta zawiera jednak też elementy doprowadzone do absurdu, typu armia naćpanych bezdomnych doskonale posługujących się karabinami snajperskimi, z którymi nie radzi sobie armia.
Oceniam ten komiks jako poprawny, z dobrą fabułą, przyjemnym stylem i pewną lekkością w czytaniu. Na pewno nie jest męczący, a zmiana wątków w tomie daję nam chwilę na złapanie oddechu i rozpalenie naszej ciekawości co będzie dalej. Batman. Sekta był dla mnie dobrze napisanym komiksem, bez fajerwerków, ale nic szczególnego nie przykuło mojej uwagi w negatywnym znaczeniu.
Sprawdźcie poprzednią naszą opinię pod tym linkiem
Komiks dostępny jest na stronie egmont.pl