WKKDC BIZ. Tom 101: Batman. Wszechświat
Właśnie ukazał się pierwszy z dwudziestu dodatkowych tomów przedłużonej kolekcji Bohaterowie i Złoczyńcy od Hachette — i już cieszę się, że nie zakończono jej zgodnie z pierwotnym planem na setnym numerze. Tym bardziej, że „Batman. Wszechświat” to świetny, rozrywkowy komiks, pełen przygód i osnuty wokół detektywistycznej zagadki.


Bendis na pokładzie — i niespodzianka
Czy da się jeszcze z Batmanem zrobić coś interesującego? Przyznam, że Brian Michael Bendis miał niełatwe zadanie, ale po lekturze „Batman. Wszechświat” muszę powiedzieć, że mu się udało – choć, znając jego prace dla Marvela, spodziewałbym się zupełnie innego komiksu. Nie da się ukryć, że w Daredevilu czy New Avengers nie bał się ubrudzić sobie rąk mrokiem i wchodził w poważne, gęste rejony. Naprawdę nietrudno sobie wyobrazić, jak mógłby wyglądać jego Batman – zwłaszcza gdyby do współpracy zatrudniono Alexa Maleeva.


Tymczasem, trzymając się daredevilowej estetyki, „Batman. Wszechświat” jest bliższy temu, co na łamach Daredevila zrobił Mark Waid – czyli bez większego zawahania nadał tytułowi dużo lżejszy ton, stawiając na akcję i przygodę. Pomogło oczywiście wyrwanie Batmana z Gotham, choć Bendis nie rezygnuje z klasycznej mitologii postaci – Crime Alley zostaje nawet odwiedzone. Niemniej odwiedzane są też inne lokacje; łatwiej byłoby chyba wymienić te, w których Batman nie był, bo rzuca go po całym uniwersum.
Detektyw, zagadka i… podróże w czasie
Akcja „Batmana. Wszechświat” zaczyna się od zuchwałej kradzieży drogocennego jaja, a skoro jest kryminalna zagadka, to musi pojawić się i Riddler, czyli Człowiek Zagadka. Szybko jednak okazuje się, że ten drobniutki koleżka paradujący w zielonym meloniku to tylko figurant – słup, popchnięty na pierwszą linię wydarzeń. Rozpoczyna się pościg w przestrzeni… ale i w czasie! Batman trafia na Dziki Zachód, Wyspę Goryli, a nawet na planetę Thanagar. Z każdą zmianą lokacji do akcji wkraczają nowe postacie drugoplanowe – a jest ich cała galeria. Nie zabrakło Green Lanterna, Nightwinga (TAK!), Jonaha Hexa czy Deathstroke’a.


Wraz ze zmianą scenerii dochodzi też do zmiany kostiumów – bo peleryna Batmana nie zawsze okazuje się najpraktyczniejsza. Sprawdza się przede wszystkim w mrokach Gotham. Na Thanagarze wszyscy latają, więc czarna płachta ustępuje miejsca skrzydlatej uprzęży. A na Dzikim Zachodzie maska to symbol kogoś, kto coś ukrywa. Szykowny czarny garnitur z epoki to chyba moje ulubione wdzianko Batmana z tego albumu – ale do najważniejszej zmiany dochodzi w przeprowadzonym z ogromnym rozmachem finale.
Narracja pełna ruchu i sekwencji
Kreska Nicka Deringtona idealnie pasuje do treści. Bez neonowych rozbłysków czy ultrarealistycznego oszołomienia – raczej klasyczne standardy w lekkiej, nowoczesnej formie, z odrobiną zabawy medium. Już na pierwszej planszy pojawia się kadrowanie z pierwszej perspektywy, znane choćby z „Nightwinga” czy trzeciego tomu „Providence”. Zabieg, który może kojarzyć się ze strzelankami albo grami VR.


Pojawia się mnóstwo zabiegów sekwencyjnych, wprawiających postacie w ruch – czy to przez kadrowanie, czy, co szczególnie lubię, swobodne przebieganie bohaterów po dużych ilustracjach. To rozwiązanie stosował choćby Frank Miller w swoim „Daredevilu”. Taki sposób prowadzenia narracji jest bardzo przyjemny dla oka i wyrywa czytelnika z rutyny lektury od lewej do prawej. Bo zgodnie z duchem dobrej biesiady – ruch może tu odbywać się w każdym kierunku: w prawo, w lewo, w górę, czy w dół.
„Batman. Wszechświat” to komiks, który czyta się lekko – rozrywka jest tu na pierwszym planie, i wcale nie traktuję tego jako zarzut. Mamy tu klasycznego Batmana detektywa, który przypadkiem wpada w intrygę opartą na fundamentach całego uniwersum… i po prostu daje sobie radę. Lekki ton wzbogacają delikatne żarty – czy to z millenialsów, czy samego Batmana, który z pewnością znalazłby sposób na powrót do domu, nawet gdyby zostawić go na Dzikim Zachodzie, bez żadnych technologicznych cudeniek. Ot, taki McGyver wśród superbohaterów. O ile przy współczesnych Batmanach często się nudzę, tak tutaj bawiłem się równie dobrze, jak przy lekturze „Nightwinga”.
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Nick Derington
Wydawca: Hachette
Wydawca Oryginalny: DC Comics
Druk: Kolor
Oprawa: Twarda
Format: 175×262 mm