Flash. Dziwny atraktor. Tom 1 – Flash w rękach Simona Spurriera

Najszybszy człowiek na Ziemi wpadł w ręce Simona Spurriera. „Flash. Dziwny atraktor. Tom 1” to — chciałoby się napisać — komiks dziwny, ale lepiej pasuje określenie „nierówny”. Scenarzysta wpadł na kilka dobrych pomysłów, jednak zrealizował je zbyt pośpiesznie. A na dokładkę wszystko przytłoczył bałagan z zarodnikami wielkiej kosmicznej rozgwiazdy — co tylko pogorszyło sprawę.

Flash. Dziwny atraktor

Początek i główna intryga

Zaczyna się całkiem nieźle — krótkim epizodem z „Flash #800”. Wally West wybiera się z ukochaną na randkę, obiecując spokojny wieczór bez używania supermocy. Ekstra, choć może lepiej nie składać obietnic, których nawet nie zamierza się próbować dotrzymać. Problem z Flashem polega na tym, że władając mocą prędkości, każda sekunda otwiera miliony możliwości. Krótkie mrugnięcie oka wystarcza, by zażegnać kryzys lub kogoś uratować. I pewnie Linda by się nie zorientowała, gdyby Spurrier właśnie wtedy nie rozpoczął swojej głównej intrygi i nie zastawił sideł na speedstera.

Flash. Dziwny atraktor

Co to właściwie jest atraktor? Jeśli nie jesteście przyzwyczajeni do fantastycznonaukowej paplaniny, trzymajcie się mocno stołka. „Chaotyczny zbiór równań fraktalnych, których rozwiązania układają się w niechaotyczny wzorzec”. Brzmi jak bełkot? Słusznie. Spokojnie można sobie darować czytanie takich fragmentów i nic się nie straci — chyba że ktoś lubi, gdy rzuca się w niego pustymi terminami. No ale cóż, tak już bywa w science fiction: wszystko stanie się jasne… za jakieś 30 lat.

Science fiction czy chaos?

To Spurrier umie w science fiction, czy jednak nie bardzo? Bo w pierwszej części jeszcze się plącze, ale im bliżej do wyjaśniania teorii, tym gorzej. Okej, trzeba mu oddać, że dla kogoś tak rozpędzonego jak Flash — i generalnie wszystkich speedsterów — tajemniczy kolektyw zwany Bezruchem to całkiem sensowne zagrożenie. Szkoda tylko, że zabrakło odrobiny fizyki. Nie, Ziemia nie wraca po roku dokładnie w to samo miejsce w przestrzeni. Względem Słońca — może. Ale biorąc pod uwagę ruch orbitalny Układu Słonecznego wokół centrum galaktyki? Już niekoniecznie. Proporcje, kolor Słońca… ech, tym razem daruję sobie czepianie się detali.

Wtręt z „Titans: Beast World Tour”

W środku ląduje jeszcze zeszyt „Titans: Beast World Tour: Central City #1” — i jeśli czytaliście pierwszy tom Tytanów Toma Taylora, to mniej więcej będziecie wiedzieć, o co chodzi. W innym przypadku? Nieszczególnie. Różni twórcy, różne style, krótkie fabułki i… Godspeed przemieniony — nawet nie chce mi się tego zdradzać, tak to słabe. Domyślam się, że skoro rozkręcono kryzys na całą skalę, to Flash musiał się gdzieś tam pojawić, ale czy naprawdę musiał aż tak?

Flash. Dziwny atraktor

Teoria Hoffmana i odważne zabiegi graficzne

I kiedy już postawiłem krzyżyk na tym albumie i bez większego entuzjazmu zmierzałem ku końcowi, nagle wpada „Flash #4” — i niespodziewanie zahacza o teorię Donalda Hoffmana o postrzeganiu rzeczywistości. Robi się naprawdę ciekawie. Co prawda, nadal nie jest to poziom „Zardzewiałego tankowca”, zwłaszcza jeśli chodzi o intensywność zmysłowego zamętu, ale niektóre zabiegi graficzne robią wrażenie. Szczególnie scena dosłownego przedstawienia procesu zbierania myśli przez bohatera — odważny, niemal eksperymentalny pomysł, jakiego rzadko doświadcza się w komiksowym mainstreamie. Może i ktoś kiedyś próbował czegoś podobnego, ale nie przypominam sobie nic równie trafnego.

Flash. Dziwny atraktor

W kolejnym zeszycie zmienia się perspektywa — narrację przejmuje Jai, syn Wally’ego, który korzysta z mocy prędkości w bardzo nietypowy sposób. I, ku mojemu zaskoczeniu, Spurrierowi udaje się utrzymać moje zainteresowanie. Najbardziej ujęła mnie scena, w której Jai wskazuje „Flasha” jako prawdziwą tożsamość swojego ojca, a „Wally’ego Westa” jako przebranie. Świetny motyw, który aż prosi się o rozwinięcie. Niestety, kolejny zeszyt to już wstęp do następnego story arcu — i tak, bez większych fajerwerków, dobiegamy do mety.

Komiks nierówny, chwilami przydługi, z mocnym tąpnięciem przy zarodnikowym chaosie. Życie superbohatera — zwłaszcza tak kluczowego dla uniwersum — to nie przelewki. Drugi tom już w listopadzie, niestety bez Mike’a Deodato Jr. Szkoda, bo zdążyłem polubić jego osobliwe, przeładowane kadrowanie.

Scenarzysta: Simon Spurrier, Jarrett Williams, Alex Paknadel, A.L. Kaplan

Ilustrator: Mike Deodato Jr., George Kambadais, Serg Acuna, A.L. Kaplan

Kolory: Trish Mulvihill

Tłumacz: Paulina Walenia

Wydawca: Egmont

Seria: Flash

Format: 16.7×25.5cm

Liczba stron: 204

Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Druk: kolor

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: