Czarna seria – Komiksowa czerń i klimat noir

„Czarna seria” to gruby, zbiorczy tom komiksów stworzonych przez Enrique Sancheza Abulíego i Jordiego Berneta. Możecie ich kojarzyć choćby z pracy nad serią Torpedo (1936 — bo w 1972 rysunki robił już kto inny). Także tutaj nie brakuje klimatu noir i gangsterów, choć to tylko jeden z wielu nurtów, które przelewają się przez strony tego tomiszcza.

Czarna seria

Kreska, która leje się tuszem

„Czarna seria” to komiks w pełni czarno-biały – i tej czerni jest tu naprawdę dużo. Tusz leje się strumieniami, idąc w parze z klimatem w starym, ilustratorskim stylu. Czasem pojawi się plansza z czarnym tłem, ale to raczej wyjątek. Za to cieni, mocnych pociągnięć piórkiem i twardego, wyrazistego tuszowania jest tu mnóstwo. Sprawdza się to świetnie w historii gangsterskiej – ale ja i tak uwielbiam komiksy czarno-białe na tyle, że w żadnym gatunku mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – potrafią pokazać swoje atuty na wiele sposobów.

Mroczne opowieści – krótka forma z pazurem

„Czarna seria” to zbiorczy tom zawierający cztery albumy oraz krótkie opowiadania na sam koniec (choć ilustracje w nich nie zawsze pasują do treści – trudno). Abuli i Bernet to mistrzowie krótkich form, co świetnie pokazuje pierwsza część zatytułowana „Mroczne opowieści”. Nie znajdziemy tu głównego bohatera ani wiodącej fabuły, ale jeśli spojrzeć na „czarność” przez pryzmat humoru, da się wyczuć wspólną nutę – wybrzmiewającą w przewrotnych puentach i zaskakujących zwrotach akcji. Krótko, intensywnie, brutalnie, z erotycznym akcentem i wyraźnym pazurem.

Czarna seria

I właściwie, nawet gdyby sięgnąć tylko po pierwszą część, można by zamknąć album z poczuciem pełnego nasycenia. Pojawia się niewysoki dżentelmen z okładki, który na moment zalśni mieszanką żądzy krwi i ciała. Ale to tylko jeden z wielu bohaterów. Jest też mężczyzna bez nóg, niepotrafiący pogodzić się z myślą, że stanie się ciężarem dla ukochanej osoby. Albo dentysta, który musi okiełznać wyjątkowo niepokorną pacjentkę.

Romans, western i… science fiction

„Czarna seria” to album spełniający marzenia. Gdy byłem już nasycony po kokardkę krótkimi, kilkustronicowymi opowieściami, nagle wjeżdża druga część — historia pięściarza zakochanego w kobiecie imieniem Abigail. Na drodze do ich miłości stoi jej podstarzały mąż, a narzędziem rozwiązania problemu ma się stać pewien niepełnosprawny chłopak. Już na pierwszy rzut oka widać, że w tym równaniu jest zbyt wiele zmiennych — tym bardziej że w scenariuszach Abuliego, jeśli coś może się nie udać, to na pewno się nie uda.

Czarna seria

W momencie, gdy zaczyna się już czuć sytość opowieściami kryminalnymi, nadchodzi trzecia część, która przenosi nas na Dziki Zachód. „Snake” to rasowy western, choć nadal podszyty tą samą nutą ironii. Główny bohater to jeden z najszybszych rewolwerowców w okolicy, ale wystarczy dobrze wymierzony kopniak w krocze, by zniknął ze sceny jako przegrany. Pojawia się jego dziewczyna, są pojedynki na słowa i podchwytliwe teksty w stylu: „Nie mów do mnie 'przyjacielu’, przyjacielu”. Do tego pijatyki, napad na dyliżans i niespodziewane podziękowania — czyli wszystko, co najlepsze w westernowej farsie.

No i dojeżdżamy do części czwartej. Czego jeszcze nie było? Hmm… Noir już było, western też — ale jeśli mam być szczery, ze wszystkich gatunków najbardziej leży mi science fiction. No i co? Mówisz i masz! „Z powrotem w domu” to historia grupy więźniów, którzy uciekają z planety karnej i wracają na Ziemię. Pomagają im w tym kosmici, którzy — owszem — chcieli z nimi spółkować, ale zostali wykorzystani w zupełnie inny sposób. Na Ziemi na zbiegów czeka cała masa niebezpieczeństw, z których największym (ha-ha-ha) okazuje się komando morderczych karłów. Choć końcówka przynosi coś na kształt szczęśliwego zakończenia, to jednak nie ma tu miejsca na przesłodzone finały.

Czarna seria

Kawa, tusz i lewy prosty

„Czarna seria” to po prostu dobre czytadło — i wystarczy spojrzeć na okładkę stylizowaną na spracowaną, powycieraną i zalaną kawą, by wiedzieć, z czym mamy do czynienia. Można tu sięgnąć po pojedyncze opowiadanie, które w swoim przewrotnym stylu potrafi znienacka wyprowadzić lewy prosty prosto w nos. A resztę? Zawsze można zostawić na później — chociaż gdy już się wciągniesz, to 344 strony skończą się szybciej, niż Snake zdąży dobyć swoje rewolwery. A robi to naprawdę szybko.

Scenarzysta: Enrique Sanchez Abuli

Ilustrator: Jordi Bernet

Tłumacz: Jakub Jankowski

Wydawca: Lost in Time

Liczba stron: 344

Oprawa: Twarda

Druk: cz.-b.

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: