Blacksad. Pośród Cieni. Tom 1 – recenzja

Drogę przebiegł mi gruby czarny kot. Gdybym przejmował się takimi sprawami, to pognałbym w stronę brudnego zaułka, do którego uciekł, i ukrył się pośród cieni. Spojrzałem tylko za nim, a że uliczka wyglądała na taką, w której łatwo dostać w gębę, poszedłem dalej swoją drogą. Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Gdzie tak biegł ten wredny zwierz? I czemu przebiegając, spojrzał na mnie spode łba? Jakby coś podejrzewał, jakby szukał odpowiedzi na jakieś nurtujące pytanie.

Wracając następnego dnia tą samą drogą, rozglądałem się za przybłędą. W rozproszeniu nie dostrzegłem zmęczonych oczu starszej pani, zlewającej się z szarą kamienicą. Wrażenie bycia obserwowanym wspięło się po moim kręgosłupie. Zamarłem w promieniach spojrzenia niczym w świetle reflektorów. Czekałem bez oddechu na to, co się wydarzy. Ciszę przerwało stwierdzenie wszystkowi(e)dzącej strażniczki osiedla. Blacksad. Ten czarny skurczybyk nazywa się John…

Blacksad. Pośród Cieni

…Blacksad

Podążam za kotem niczym Alicja za Białym Królikiem. Wkrótce okazuje się, że zwierzę jest nadzwyczaj ludzkie. Wyprostowana postura niczym nie przypomina wygiętego grzbietu dachowców. A i pełniony zawód prywatnego detektywa nie przystoi sierściuchom. Nic tu jednak nie jest dziełem przypadku, bo Juan Diaz Canales, mentor tego świata wie, że natury nie sposób oszukać. Dlatego w Blacksad. Pośród cieni znajdziemy mnóstwo analogii znanych z każdego podwórka.

Antropomorficzne zwierzęta

Podobieństwa, które znaleźć można też w zachowaniu ludzi. Kot to typ samotnika, który zazwyczaj przemierza swoje ścieżki sam. Myszy na widok dachowców siedzą jak trusia pod miotłą, ale nawet największe kocurze zakapiory boją się dzika czy niedźwiedzia. Mimo to instynkt łowcy nakazuje dachowcom walczyć. Zdarza się, że mimo najlepszych intencji żyje się jak pies z kotem. Jakby się nie starać, nie da się wytrzymać ze szczurami, bo to najgorsze szumowiny. Wykorzystując powyższe, scenarzysta tworzy swój folwark zwierzęcy z komisarzem o aparycji owczarka niemieckiego, szczurzymi cwaniakami, słodkimi kiciami i niedźwiedzimi karczychami.

Blacksad. Pośród Cieni

Kot Tracy

Omawiany sierściuch jest już u nas dość znany. Przedruki francuskiego komiksu ukazały się u nas niedługo po premierze, za sprawą wydawnictw Siedmioróg i Egmont. Ci drudzy pobili chyba rekord wydawniczy w grudniu tego roku. Przy wydobywających się z portfela jękach, pomiędzy mnogimi pozycjami znaleźć można wznowienia, a wśród nich Blacksad. Pośród Cieni. Do lektury zaprasza gęba czarnego kota, wyzierająca z twardej okładki w dużym formacie, jak na komiks europejski przystało. Plansze zostały wypełnione gangsterskim klimatem, żywcem wziętym z Dicka Tracy’ego.

Kryminał z kocim detektywem

Blacksad, prywatny detektyw, jak na szlajającego się po niewłaściwych zaułkach zakapiora przystało, grzbiet skrywa pod wypłowiałym prochowcem. Co bardziej niż oczywiste, jego przeszłość przecięta jest jaskrawą blizną po związku z pewną femme fatale. Stare rany zostają otwarte, by wciągnąć nas w wartką akcję. W momencie zapoznawania się z rozwiązaniem intrygi jesteś już spalony. To, że sięgniesz po następne tomy, jest już bardziej niż pewne.

Blacksad. Pośród Cieni

Blacksad. Pośród cieni to komiks… za krótki

Trzeba natomiast wspomnieć, że komiks ma ogromną wadę. Blacksad. Pośród cieni to tylko 48 stron, których lektura kończy się zdecydowanie za szybko. Pocieszającym jest jedynie fakt, że na planszach jest na co popatrzeć i warto wziąć albumik tylko po to, by przyjrzeć się jeszcze raz ilustracjom, z których klimat powieści kryminalnej wręcz skapuje. John Blacksad wraca w Arktycznych, pozostaje sięgnąć po dostępne tomy i liczyć na wznowienia pozostałych.

Sylwester

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: