Błękit w zieleni – skąd mam wiedzieć, czy jestem geniuszem

Błekit w zieleni

„Może kiepsko gram […] a tego nie słyszę?”, „A może naprawdę mam talent! Tak wielki, że tylko ja mogę to zauważyć”, „Skąd mam wiedzieć, czy jestem geniuszem?”. Takie pytania padają na samym początku komiksu Błękit w zieleni. Duszna atmosfera sobotniego poranka jest wyjściem do próby uchwycenia różnicy pomiędzy grą na doskonałym wyrobniczym poziomie a wirtuozerią. Rozbieżności pomiędzy umiejętnością zagrania utworu nuta w nutę a wylaniem wszystkiego, co się ma w bebechach.

Nauczyciel od saksofonu

Erik Dieter to nauczyciel gry na saksofonie. Jego życie jest spokojne niczym tafla jeziora. Może i kiedyś miał być wielki, może ktoś przepowiadał mu wspaniałą przyszłość. Robi to, co może, przecież muzyka jest w jego życiu. Może chociaż spod jego skrzydeł wyfrunie kiedyś jakiś geniusz. W spokojną rzeczywistość najpierw uderza mały kamyczek, rzucony przez jego ucznia, któremu się wyrywa, że nie chce skończyć, ucząc grać w sobotniej szkółce. Po chwili Erikowi zawala się spora część jego życia, bo dowiaduje się o śmierci matki.

W głowie muzyka

Z pewnością macie już za sobą takie doświadczenie. Gdy odchodzi ktoś z bezpośredniego otoczenia, można poczuć obumarcie pewnej części umysłu. Wszystkie te nitki, które prowadziły do innej osoby, stają się sztywne i chłodne, a tam, gdzie znajdowała się żywa indywidualność, jest pustka. Błękit w zieleni, wykorzystując źrenicę Erika, wchodzi do jego głowy. Odejście matki wywołuje nawałnicę powracających wspomnień, przecinaną przez niewykorzystane szanse i niespełnione marzenia.

Błekit w zieleni

Ram V rozpisuje bolesną fabułę, wypełnioną rozmyślaniem o sprawach, które Erik miał już dawno za sobą. Saksofonista wraca do domu, w którym nie był od lat. Spotyka kobietę, w której podkochiwał się dawno temu. W rzeczach matki znajduje zdjęcie nieznanego muzyka. Scenarzysta kształtuje Błękit w zieleni w czarną płytę i zaczyna nią kręcić. Już w pierwszych sekundach można niemalże usłyszeć znajome trzaski, będące efektem ubocznym, ale same w sobie tworzące niepowtarzalny klimat.

Usłyszeć komiks

Komiks będącym medium, które chciałoby porwać w swoje ramy zarówno coś z książki, jak i z filmu, na różne sposoby stara się, aby można było go usłyszeć. Najczęściej ciszę wypełniają onomatopeje (tu ich brak). Dla podstawowych dźwięków, wystrzału, czy uderzenia to wystarcza. Gorzej z muzyką, można niby próbować wkleić zapis nutowy, ale nie każdy przecież umie go przeczytać.

Błekit w zieleni

Twórcy ściśle ze sobą współpracują, aby stworzyć komiks o muzyce. Podczas gdy narrator stawia fundamenty, wprowadzając czytelnika w odpowiedni nastrój i podsuwając analogie w stylu: „moją głowę wypełnił dźwięk […] tremolo na klarnecie, zacięte na fałszywej nucie, z walkmana, w którym kończą się baterie”, w tym momencie z ilustracji eksplodują barwy w pełnym spektrum, drażniąc oko. Kolory opowiadają swoją historię, zaciekawiają, wprowadzają niepokój i wybuchają, gdy napięcie sięga zenitu.

Słusznie zauważycie, gdy powiedzie, że to przecież nie to samo, co usłyszeć. Nadal, cieszę się, że Błękit w zieleni został zrealizowany jako komiks, a nie jako film, albo (co gorsza) słuchowisko. Można też nieco sobie pomóc i nie tylko wyobrażać sobie, że słyszy się jazz, a naprawdę go usłyszeć. Jazzowych muzyków jest na pęczki, ale dla ułatwienia w fabule zostały zaszyte nazwiska (takie jak Dinah Washington), czy nawet utwory (God bless the child), które bez trudu znajdziecie w internecie. Kilka kliknięć i Błękit w zieleni jeszcze bardziej rozlewa się po pomieszczeniu.

Błekit w zieleni

Ekspresjonistyczna forma

Ram V i Anand RK spędzili dwa miesiące na wyborze odpowiedniego stylu dla tej opowieści pełnej napięcia i klimatu zadymionych, jazzowych klubów. Było warto! Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu będzie się Błękit w zieleni podobał, ja bardzo lubię takie ekspresjonistyczne grafiki, pozwalające wczuć się w emocje, które autorzy chcą przekazać.

Thriller obraca się w stronę finału, a okrążenia są coraz ciaśniejsze. Błękit w zieleni to thriller psychologiczny, który może i sam w sobie nie jest zbyt skomplikowany, ale sposób, w jaki został zrealizowany, robi ogromne wrażenie. Na końcu czytelnik stoi nad popiołami pozostałymi po pożarze muzycznego talentu. Tak, to z geniuszami bywa, że potrafią się spalić w szybkim czasie. Eksplozje muzycznego geniuszu kończą się ciszą i chwilą kontemplacji.

Scenarzysta: Ram V

Ilustrator: Anand RK

Tłumacz: Marek Starosta

Wydawnictwo: KBOOM

Format: 180×275 mm

Liczba stron: 152

Oprawa: twarda

Papier: kredowy

Druk: kolor

Share This: