Gwiezdny Zamek 1-3
Gwiezdny zamek to, moim zdaniem, seria dla dzieci w wieku maksymalnie 10-12 lat. Fabularnie. Graficznie natomiast może spodobać się każdemu, kto (tak jak ja) poczuje wystarczająco silną tęsknotę za czasami Gwiezdnego Pirata, Słonecznej Włóczni, czy Tajemnicy Sagali. Chodzi głównie o przednie rysunki, trzeba ino dać sobie przyzwolenie na oglądanie ich w ramach nieadekwatnego do swojego wieku scenariusza.
Guilty pleasure
Przeczytawszy pierwszy tom, uznałem, że dość już dziecinady i pomimo ślicznej oprawy wizualnej nie będę sięgał po kolejne. Pomyliłem się podwójnie, bo dobrnąłem aż do trzeciej części. Nie żałuję, ale jest chyba jednak limit fabuły dla dzieci, jaki chcę przyswoić. Nie dlatego, że mnie Gwiezdny Zamek nie wciągnął. W zasadzie chętnie przeczytałbym czwarty tom i zapewne kolejne (trzeci, Rycerze Marsa, fundują konkretny suspens i solidnie zaostrzają apetyt na więcej), ale najzwyczajniej w świecie wolę brać się za coś kierowanego do mojej grupy wiekowej, a wiadomo przecież jak dużo tego dobra na rynku… Recenzja zbiorcza (czy raczej: zbiorcza polecajka) trzech tomów stanowi dla mnie mały, psychologiczny trik, zamknięcie przygody z Gwiezdnym Zamkiem. Może teraz się uda?
Zatem: fabuła
Nie chcąc zbytnio dublować tego, co pisałem w recenzji pierwszej części, zacznę od rozwinięcia dwóch kwestii. Po pierwsze, postać Hansa, jednego z trójki głównych bohaterów, jest elementem generującym najwięcej uśmiechów, ale równocześnie totalnie niepasującym stylistycznie (wygląda i zachowuje się jak wycięty z niskobudżetowego anime). Po drugie, wątek zaginięcia matki Serafina, kolejnego członka głównej trójcy, nie jest potraktowany po macoszemu, jak pisałem wcześniej. Jest ignorowany, prawdopodobnie celem wepchnięcia go na scenę po dłuższym czasie, ku zaskoczeniu czytelników nieobytych z takimi schematami (czyt. dzieci). Prawdopodobnie zwiastuje to mnogość kolejnych tomów, co może, ale nie musi, oznaczać nużące przeciągactwo. Gwiezdny Zamek ma, pomijając wspomniane mankamenty, świetny scenariusz. Brak przeginania względem kompetencji i osiągnięć małoletnich to podstawowy plus w takich historiach, a całość ogólnie za przewodnika bierze zdrowy rozsądek i sensowność fabuły. Do tego tempo akcji płynie niemal sinusoidalnie, to pędząc z kadru na kadr podczas walk, czy pościgów, to znowu zwalniając, pokazując pojedyncze sceny z dłuższych okresów, okraszone ramkami z narracyjnym tekstem. W moim wieku co prawda większość zagrywek fabularnych jest do przewidzenia, ale przynajmniej są poprawnie rozgrywane. Wisienką na torcie zaś jest to, że pewnych rzeczy po prostu nie sposób się domyślić, gdyż Alex Alice kreuje świat eteru od zera, wspólnie z bohaterami można zastanawiać się, co spotkamy na Księżycu, czy na Marsie. Mamy też wątek dziewczęco-chłopięcy, rozegrany bez zgrzytów, a na początku każdego tomu jednostronicowe streszczenie poprzednich, co by się nie pogubić w lekturze.
Magnetyczne rysunki
Gwiezdny Zamek kusił mnie niemiłosiernie trzema tomami pełnymi różnobarwnych pejzaży, technicznymi wręcz odwzorowaniami maszyn, architektury, czy tajemniczymi widokami z przestrzeni kosmicznej. Na pierwszy plan wysuwa się dobór kolorów, których mamy pełne spektrum. Chmury, fajerwerki, nocne niebo, słoneczna plaża, czy wnętrze pałacu – nie sposób policzyć jak wiele farb autor musiał użyć do stworzenia tych rysunków. Do tego perfekcyjna perspektywa, często stosowana na większych kadrach, ukazujących ziemię z lotu ptaka. Widać ogrom pracy i precyzję przygotowania (francuskojęzyczny internet uchyla rąbka tajemnicy w postaci szkiców i makiet powstałych podczas procesu twórczego). Jest jednak jeden malutki minusik (coś musiałem znaleźć, żeby przestać czytać tę serię). Pomimo bogactwa barw i szczegółów oraz rewelacyjnego kadrowania, wiele stron zapełniają rysunki robione jakby od niechcenia, nie dosięgające do postawionej wcześniej wysoko poprzeczki. Wiem, nie można wszystkich ramek wypełnić arcydziełami, to swego rodzaju norma, ale nie zmienia to faktu, że nierówny poziom działa na minus. Malutki, malusieńki minus… teraz pora na finalny werdykt. Jeśli zatem czujesz zew nostalgii albo masz pretekst w postaci dzieci w wieku szkolnym – polecam, Gwiezdny Zamek to coś, na czym z dumą bym się sam wychowywał. Piękne rysunki, przygoda w kosmosie i przemycanie wiedzy historycznej – czego chcieć więcej? Hmm, w zasadzie to chętnie przeczytałbym to w formie wielkoformatowych gazet, tak jak to wydano we Francji…
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarzy recenzenckich.
Konrad