Gwiezdny zamek 1 czytało mi się całkiem przyjemnie, pomimo że seria kierowana jest do dzieci, ewentualnie młodszej młodzieży. Przygody trójki świeżo upieczonych przyjaciół, tajemnice i co nieco wiedzy historycznej przemycone na precyzyjnie wykonanych rysunkach. Do polecenia grupie docelowej. Pozostałym – jedynie w ramach nostalgicznego powrotu do dzieciństwa.
Gwiezdny zamek 1 – 1869: Podbój kosmosu
Za całość odpowiada Alex Alice, artysta pochodzący z Francji. Scenarzysta i rysownik w jednej osobie, być może znany u nas nielicznym jako współtwórca Trzeciego Testamentu. Tutaj również mamy do czynienia z fantastyką, również w wersji podrasowanej historii Europy. Akcja rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku, czego dowiadujemy się już z tytułu. Skąd jednak wczesne, jak na tę epokę, aspiracje do podbijania kosmosu? Ano stąd, że pan Alex postanowił niegdysiejsze gdybania na temat istnienia eteru urzeczywistnić na karach swojego komiksu. Nie tego eteru, zawszone ćpuny. Przecież napisałem, że to przygodowa seria dla dzieci. Eteru, o którym mówił Platon, Arystoteles, a potem wielcy badacze, fizycy. Początkowo był uznawany za jeden z podstawowych żywiołów konstytuujących Wszechświat, później traktowano go jako ośrodek dla wszystkich materialnych obiektów, aż wreszcie zrezygnowano z jego koncepcji po odkryciu tlenu. W Gwiezdnym zamku eter jest paliwem umożliwiającym podróże kosmiczne i wokół tego pomysłu budowana jest fabuła
Gwiezdny zamek 1 – Rewolucje dla nieco młodszych
Rewolucje Mateusza Skutnika to u mnie automatyczne skojarzenie przy historiach z czasów postępu i wielkich wynalazców. Jakkolwiek genialna jest to seria, dla najmłodszych nie do polecenia. Natomiast Gwiezdny zamek 1 również ma podobną otoczkę, jednak nie robi z epoki pary i elektryfikacji pretekstu do filozoficznych rozważań, raczej do bardziej prozaicznego puszczenia wodzy fantazji. Nie wtłacza odbiorcy w oniryczną spiralę, tylko wciąga w wir przygody. Dlaczego porównuję te skrajnie różne komiksy, połączone jedynie pod kątem technologicznych realiów świata przedstawionego? Dlatego, że w identyczny sposób wzbudziły moją ciekawość odnośnie epoki galopujących odkryć. Gwiezdny zamek 1 dodatkowo przeszmuglował też garść ciekawostek historycznych na temat niemieckiego króla, Ludwika II. To świetna sprawa, kiedy jakieś dzieło wywołuje w Tobie zainteresowanie tematem dotychczas nieznanym, czy nieatrakcyjnym, a szczególnie dużym plusem jest to w przypadku komiksu dla dzieci.
Bajkowy klimat
Kiedy już skończysz szkołę, czytanie o chłopcu, który wie więcej od nauczyciela, potrafi zgasić go jednym tekstem, w książce od trygonometrii trzyma coś ciekawszego, tak żeby ojciec-geniusz nie widział, a na koniec ratuje dorosłych, którzy nie wierzyli w jego ostrzeżenia, nie sprawia już takiej frajdy. Za to zróżnicowane kadrowanie, perfekcyjne perspektywy, szczegółowe, techniczne momentami rysunki i delikatne, akwarelowe barwy cieszą oczy w każdym wieku. Kuleje liternictwo, paskudnie rozstrajając całą kompozycję, miejscami totalnie nie pasując do reszty. Jest też kwestia twarzy młodego Hansa, na której ni to zmarszczki, ni to wąsy… Na dodatek nos pożyczony od świnki, a usta od jakiejś mangowej postaci. Hans jest fajny i pasuje do historii, ale na pewno nie wizualnie. Poza tym: bawarskie zamczysko (wewnątrz i na zewnątrz), dworzec kolejowy, szereg machin, modeli, balonów, czy mostów to świetna robota rysownika. Podziwiam też umiejętne zastosowanie takiego mnóstwa kolorów i cieniowanie za ich pomocą. Nie wiem, czy właśnie znowu nie złapałem się na tym, że kolejnego frankofona oglądam, zamiast skupić się na czytaniu…
Co z tym kosmosem?
Póki co – niewiele. Nie znaczy to, że Gwiezdny zamek 1 jest mało treściwy. Przeciwnie, przygód jest już sporo, a tajemnic niewiele mniej. Są czyhające niebezpieczeństwa, jest humor i akcja trzymająca w napięciu. Młodzi przyjaciele jednak dopiero przygotowali się do podboju dalekich ciał niebieskich. Kusi przeczytanie drugiego tomu właściwie dla samych rysunków, ale przy kolejnej porcji, jakby na to nie patrzeć – dziecinady, mogę spasować. Po macoszemu potraktowany jest motyw zniknięcia matki jednego z głównych bohaterów, a relacje łączące poszczególne postacie są ukazywane raczej powierzchownie. Niemniej, chylę czoła przed francuskim autorem za wykoncypowanie tak zgranej z rzeczywistością fabuły. Elementy fantastyczne idealnie komponują się z faktami historycznymi i realiami epoki. W przypadku otoczenia króla Ludwika zgadzają się też kluczowe nazwiska. To, czego w podręcznikach nie ma z powodu braku źródeł, znajdujemy w komiksie. Gwiezdny zamek 1 tłumaczy jak to było naprawdę.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.