Jack z Baśni. Tom 2 – ale jajca!
Jack z Baśni. Tom 2 niewątpliwie zostałby zareklamowany przez głównego bohatera samymi superlatywami albo zapewnieniami o wyższości nad wszystkimi innymi opowieściami. Coś w stylu: „mojej wrodzonej wspaniałości nie sposób się oprzeć” i na bank, część czytelników by to kupiła. No bo skoro, sama postać z komiksu mówi tak o sobie, to coś w tym musi być, prawda?
Co w artykule?
Kto jest kto i w ogóle po co?
W świecie stworzonym przez Billa Willinghama można śmiało wyróżnić trzy nacje. Baśniowców, czyli postaci wyrwanych z różnych, często nieśmiertelnych opowieści. Wśród nich oczywiście jest Jack, ten, który wymienił krowę na magiczną fasolę, ale znajdziecie tu i innych bohaterów, choćby wielkie jajo, które spada z muru, świnki, którym wilk zdmuchuje domki, czy blaszanego drwala i tchórzliwego lwa, którzy poszli kiedyś z pewną dziewczynką do zamku wielkiego czarodzieja.
Opowieściami rządzą Literalni. To oni tu rozdają karty i stanowią największe zagrożenie. Jednym z najpotężniejszych jest pan Korekta, który przez lata ujarzmiał bohaterów, aby nie byli tak brutalni i nie demolowali świata. Głównym adwersarzem w drugim tomie jest Paliksięga, który swoją mocą usuwa magiczne postacie z pamięci wszystkich, tworząc w ten sposób zastęp swoich niewolników. Eliza Ściana wraz z Deus Ex Machiną nieźle mieszają w jednym momencie, ale są też bardziej urocze i przyjazne osobniki, jak Siostry Strony, czy Lapsus Żenujący. W sumie to Literalni występują w wielu dziełach, nawet tych największych, ale tylko tu są spersonifikowani i mają swoje przygody. No i są jeszcze Docześni, czyli w sumie zwykli ludzie, którzy no. Są po prostu zwykli. Kto by się nimi przejmował?
Ale jajca!
Jack z Baśni. Tom 2 to 416 stron jazdy na najwyższym biegu, główny bohater robi sobie jaja, kiedy tylko może, jedno wielkie, na dodatek potłuczone występuję jako postać drugoplanowa (choć mapa wytatuowana na jego tyłku staje się w pewnym momencie centrum opowieści), a same „klejnoty” (też przecież nazywane jajkami) są bardzo cenne dla samego Jacka. Nie dość, że są jego dumą, którą prezentuje często każdej niewieście, którą uda mu się uwieść (a udaje się to według mojego szacunku zdecydowanie zbyt często), to jeszcze przez nadmierną rozwiązłość, zostaje w nie wymierzony solidny kopniak, co można nawet zobaczyć na jednej z okładek Bollanda.
Ten album dąży do epickiej wojny między Korektą wspomaganym przez Baśniowców oraz Paliksięgą, ale zanim do tego dojdzie, akcja rozgrywa się w mniejszych i dużo spokojniejszych rozdziałach. W Americanie Jack z powrotem wskakuje na amplitudę powodzenia i znowu może powiedzieć, że ma wszystko. Co więcej, wielkie bogactwo zostaje ukryte w walizce, która oświetla twarz właściciela, co nieco przywodzi mi na myśl Pulp Fiction. Dalej następuje zeszytowy przerywnik z Lapsusem Żenującym i jego próbą kariery teatralnej. W 1883 można zobaczyć Jacka na Dzikim Zachodzie, przy okazji dowiedzieć się, co się wydarzyło w tytułowym roku (co zdaje się wiedzą zbyteczną) i doświadczyć pojedynku z Bigbim Wilkiem. No i jeszcze Przewracanie Stron przynosi zmianę narratora, bo Jack zostaje zepchnięty z tej roli przez Elizę Ścianę, a pełna napięcia akcja, zostaje zwięźle rozwiązana przez Deus Ex Machinę.
Żarty i akcja, dużo akcji!
Akcji jest dużo, wielokrotnie idzie się uśmiać, zwłaszcza z żartów z Lapsusa i w zasadzie nie wiem czemu, ale przez większość tomu, kibicowałem Jackowi. Mimo że w sumie nie powinienem, bo to obślizły typ. To jego przedmiotowe traktowanie kobiet, niskiego lotu żarty, samolubstwo, czy żenujące dowodzenie Baśniowcami w wielkiej wojnie wywołuje mdlenie. Jednak nawet mi nie idzie mu się oprzeć. Oczywiście, gdy w 1883 do opowieści wchodzi Bigby Wilk, to szybko zmieniam front i to jemu kibicuję, a zresztą Jack dowodzi tu szajką i dostaje bęcki.
Jack spokojnie mógłby się chełpić z ekipy, która została zebrana do zilustrowania jego przygód. Oczywiście na uwagę zasługują okładki Bollanda (znanego z Zabójczego Żartu). Całość jest dość równa, mi najbardziej przypadło do gustu kadrowanie Tony’ego Atkinsa w salonowej bójce z 1883, bo aż miałem wrażenie, że zaraz dostanę w ryja. Jest też nieco zabawy medium, zwłaszcza w bełkotliwym przerywniku niebieskiego miniaturowego wołu, który pojawia się co jakiś czas, zabawnym, choć zastanawiałem się po którymś razie, czy go nie pomijać, bo poza pauzą niewiele wnosi. A no i jeśli lubicie zombie, to znajdziecie tu coś dla siebie, choć raczej są to żarty z gatunku niż za przeproszeniem, pełnokrwista adaptacja.
Skoro Jack jest z Baśni, to czy trzeba je czytać?
Tytuł Jack z Baśni. Tom 2 jest dla głównego bohatera lekkim policzkiem. Przede wszystkim przez olbrzymie ego, przez które został wyrzucony z głównej serii, chyba tylko po to, by stał się główną postacią, a nie jedną z wielu. Wyszło w sumie całkiem nieźle, bo ten spin-off czyta się przyjemnie, nawet bez znajomości samych Baśni (nadrobię, jak tylko będę mógł, przyrzekam), a zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że drugi tom Jackowej serii można przeczytać bez zapoznania się z pierwszym (ale jakby co, to więcej o nim tu – klik), mimo że zachowana jest ciągłość akcji. Trzeba jednak mieć świadomość, że przed trzecim tomem dobrze jest zajrzeć do Wielkiego baśniowego crossoveru (Baśnie. Tom 13), bo dzieje się pomiędzy, a Jack (tak przynajmniej twierdzi) gra tam główną rolę. Ponoć. No i gdzieś w tle pozostaje jeszcze Kevin Thorn, który może wszystko przepisać od nowa. Co z tego wszystkiego wyjdzie? Odpowiedź w trzecim tomie.
Scenarzysta: Bill Willingham, Lilah Sturges
Ilustrator: Russ Braun, Tony Atkins, Jose Marzan Jr., Andrew Pepoy, Steve Leialoha, Dan Green
Kolory: Daniel Vozzo
Okładka: Brian Bolland
Tłumacz: Jacek Drewnowski
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Baśnie, Jack z Baśni
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor