Jestem Bogiem – seria główna
Jestem Bogiem to seria, którą Hubert Ronek wydawał przez dwa lata. Trzy części głównej historii plus trzy dodatkowe albumy z pobocznymi (ostatni z kwietnia tego roku). Najważniejszym bohaterem jest tutaj Jan Zygfryd Reśniak, facet w średnim wieku, mieszkaniec Lublina, który w pewnym momencie oznajmia, że jest Bogiem i wrócił na Ziemię wcześniej niż planował. Stęsknił się za ludzkością, bo ma wrażenie, że o nim zapomniała. Motyw bardzo wdzięczny do eksploracji, stąd aż sześć elementów w układance. Dlaczego Reśniak twierdzi, że jest Bogiem? Mówi prawdę? Tylko tak myśli, czy ma rację? Jak wpłynie to na jego otoczenie? Czy świat jest gotowy na powtórne przyjście Boga?
Jestem Bogiem – czyżby?
Historia opowiadana jest w taki sposób, że czytelnik na każdym kroku ma szansę podważać oświadczenie Reśniaka, jakoby faktycznie był on stąpającym pomiędzy ludźmi Bogiem. Nie ma żadnych fajerwerków, laserów, tańczących słoni, płonących krzaków, ani rozstępującego się morza. Nie ma jawnego, niepodważalnego dowodu. Przynajmniej takiego, którego oczekiwałyby duszyczki na wieloletniej diecie z hollywoodzkich efektów specjalnych i superbohaterskiej epickiej pstrokacizny. Co więcej, kiedy pozornie takie dowody się pojawiają, jak np. regeneracja organizmu w stylu Wolverine’a lub tworzenie zombie, i człowiek już wierzy Reśniakowi, po pewnym czasie jakiś zwrot akcji znów każe poddać w wątpliwość dopiero co ugruntowaną opinię. Jest on tym Bogiem, czy nie jest? Tu jest, za chwilę znowu jednak niekoniecznie… Odbieram taką konstrukcję fabuły jako celową, pokazującą wiarę jako proces, a nie jako dychotomiczną cechę – mam lub nie mam.
Wiara jako temat przewodni Jestem Bogiem
Komiks porusza temat wiary w jednego Boga, nie jest to sprecyzowane, ale zakładam, że chodzi o katolicyzm. Wiara w słowa Reśniaka to kwestia pierwszoplanowa, ale Jestem Bogiem komentuje też opaczne pojmowanie religii i jego konsekwencje. Pojawia się kwestia wierzenia plotkom, ślepego wierzenia kolegom, czy podświadomego – rodzicom. Mamy też motyw ufania przekazom medialnym, napotkanym obcym, ale też wiarę w… diabła. Dla mnie wydźwięk fabuły był taki, że diabeł o tyle jest, o ile się w niego wierzy. Co, w pewnym sensie, prowadzi do wniosku, że zło jest bardziej w samym człowieku, niż w jakimś zewnętrznym rogatym stworze z piekła. Nie ma więc ostatecznie na kogo zrzucić winy, trzeba brać odpowiedzialność za własne czyny. Co do tej odpowiedzialności, Jestem Bogiem bardzo subtelnie komentuje też aspekt wiary w bożą pomoc, oczekiwania jej, jednoczesnego ufania w boży plan i świadomości swojej wolnej woli. Brzmi jak komiks dla gorejących wiarą katolików? Moim zdaniem przekaz jest na tyle umiejętny, a fabuła na tyle abstrakcyjna, że na potrzeby czytelników z innymi poglądami religijnymi spokojnie można podciągnąć Jestem Bogiem pod szeroko pojętą fantastykę i przedstawić komukolwiek jako po prostu ciekawą historię, konfrontującą czytelnika z szeregiem odwiecznych, filozoficznych pytań.
Przykro, że tak niszowo
Hubert Ronek opublikował lata temu wstęp do Jestem Bogiem w Ziniolu. Historia dojrzała, została nieco zmieniona i obecnie można bez problemu kupić wszystkie trzy zeszyty głównej serii. Jak to jednak wyglądało wcześniej? Ano tak, że była zbiórka kasy przez internet. W pierwszej części przypominają o tym rysunkowe podziękowania dla najhojniej wspierających, zamieszczone na końcu. Z jednej strony szkoda, że takie dobre historie nie są zbyt popularne, z drugiej z kolei: nic dziwnego. Jestem Bogiem to opowieść cięższego kalibru. Fabuła jest niejednoznaczna, bardzo metaforyczna. Poza wspomnianym wcześniej wahaniem wiary w słowa głównego bohatera, rzekomo Boga, są też wnioski płynące z lektury, które może być trudno udźwignąć osobom szukającym w komiksach wyłącznie lekkiej rozrywki. Zeszyty trafiły do osób, które mniej więcej wiedziały, na co się piszą. A na co? Czym Ronek zasłużył na zaufanie tych fanów, którzy kupowali, było nie było, kota w worku? Moim zdaniem głównie niepowtarzalną kreską i mocą refleksji przezierającą spomiędzy kadrów. Dla mnie wiadomym było, że motyw faceta podającego się za Boga dany do obróbki takiemu artyście jak Ronek, zaowocuje czymś na poziomie. Ponadto kolekcjonerzy mieli też coś dla siebie – alternatywne wersje okładek, które nie są w Polsce standardem.
Jak to wygląda?
Graficznie też się nie zawiodłem, bo ta kreska to jedna z moich ulubionych. Wykręcone dymki, karykaturalnie duże głowy i pełne przerysowanie przy zachowaniu przejrzystości. Świetnie wypadały jednokadrowe plansze, sugestywne, mające mocniej uderzyć po oczach. Bardzo przyjemny “występ” telewizyjnej narracji à la Spawn. Ogółem nie dzieje się za dużo w tle, nie ma za wiele szczegółów, ale pasuje to do niewielkiego formatu komiksu i do charakteru historii, tak samo jak brak koloru. Skupiasz się na fabule, o to tutaj chodzi. Można sobie też porównać, jak Jestem Bogiem (a przynajmniej główny bohater) wyglądałby w innym wydaniu, bo w dodatkach są rysunki innych autorów. I tak to właśnie wygląda teraz, kiedy nie trzeba czekać na przygotowanie, a co dopiero wydanie kolejnej części. Jestem Bogiem polecam każdemu, komu rozważania na temat Stwórcy chodzącego pomiędzy ludźmi wydają się intrygujące. Ten komiks nie zestarzeje się tak długo, jak długo będziemy zastanawiali się nad pewnymi kwestiami. A że robimy to już od tysięcy lat…
Kondej