Klaus Recenzja

Święty Mikołaj przyszedł do mnie w tym roku z opóźnieniem (a właściwie spóźnił się z poprzedniego). Niemniej jednak jest się z czego cieszyć. Prezent, jaki mi przyniósł, urzeka już od pierwszego, przelotnego spojrzenia. Piękne, czarne, lśniące opakowanie, przyozdobione złotymi elementami. Tak, proszę Państwa, mowa tu o komiksie i to nie byle jakim. Oto obwołuje się szczęśliwym posiadaczem komiksu Klaus autorstwa Granta Morrisona, z rysunkami Dana Mory. Taką piękność wydało u nas całkiem niedawno Wydawnictwo KBOOM!, choć przymiarki robił już ktoś inny. Drżącymi rękoma odwiązuję wstążkę i zaglądam do środka, a jest na co popatrzeć, nie tylko na okładce.

klaus

Grant Morrison, znany gawiedzi z dziwacznych pomysłów, przedstawia nam tym razem nie kogo innego, jak Świętego Mikołaja. Robi to oczywiście na swój pokrętny sposób. W środku nie znajdziemy miłego, puszystego staruszka w czerwonym ubraniu. Idea wyśmiania znanego wszystkim wizerunku Mikołaja została już poruszona kilkukrotnie, m.in. tak, jak to nastąpiło w Kronice Świątecznej z Kurtem Russellem. Tylko że scenarzysta Klausa idzie krok dalej, niż było to w filmie. Ba! Łapie mity za pysk i odbiega z nimi na odległość maratonu. Święty, którego chce nam przedstawić Morrison, to rosły, muskularny mężczyzna w kwiecie wieku. Ma oczywiście brodę, ale kruczo-czarną miast siwej. Prędzej umieściłbym go w gronie wikingów niż w kółku emerytów. Jednakowoż wrodzona pycha karze mi najbardziej kochać zmianę w zwierzęcym otoczeniu bohatera, bo zamiast renifera z czerwonym nosem, u boku Klausa biega biała wilczyca! O TAK!!!

Z miłości do dzieci

Przyznam szczerze, że przedzierając się przez pierwsze strony Klausa, poziom infantylności historii nieco mnie poraził – pomijając oczywiście postać samego Mikołaja. Morrison zabiera nas do średniowiecznego miasta, choć trudno dokładnie określić, jakie są to czasy. Zamki – są, miecze – są, łuki i strzały – są, duchy w lesie – też są. Wszystko wskazuje na realia panujące w literaturze z gatunku fantasy. No, może nie ma co liczyć tylko na elfy i krasnoludy. W innym przypadku podejrzewałbym, że Klaus ma na drugie Geralt. Intryga, w którą wkręca nas scenarzysta, ma swoje zakorzenienie w przewrotach pałacowych, gdzie miłość wymieszana jest z zazdrością, chciwość sączy trucizny, a wysoko postawieni patriarchowie, na spółkę z oligarchami kościelnymi, uciskają lud. Co zrozumiałe, najbardziej przez to cierpią ci najmniejsi, dzieci, które nie mają wpływu na sprawy dorosłych, nawiasem mówiąc, też ledwo sobie radzących. Nad jękiem zawodu i ucisku wznosi się rozpieszczony do granic książę, którego najchętniej przełożyłbym przez kolano. Święta postara się uratować nie kto inny jak Mikołaj.

klaus

Prawda o świętach

Szczerze, obraz Świąt Bożego Narodzenia, zwłaszcza tak, jak przedstawia się to w mediach lub wszelkiego rodzaju centrach handlowych, mdli mnie niemiłosiernie. Uśmiechnięte grubasy, zachęcające do kupowania, konsumowania i innych nikomu niepotrzebnych bredni. W reklamach, ale także i samej popkulturze, centrum świąt stanowią prezenty, to one mają dać nam szczęście. Grant Morrisson sprzedaje nam tę prawdę, choć nie wykłada jej w prosty sposób. Jest ona gdzieś za plecami Klausa, gdy pragnie zadbać o najmłodszych, podciera łezkę tym najbardziej uciśnionym lub chce zmiany serca swojej młodzieńczej miłości. Gdy młodego księcia nie potrafią zadowolić żadne zabawki uczynione ludzką ręką, zaczyna gdzieś przezierać prawda o tym, czego chłopcu tak naprawdę brakuje. Przykład płynie z góry, samego Lorda Magnusa toczy pragnienie, ale, jak to na płaszczyźnie pałacowej bywa, jest nim władza.

Śląski black metal

Czym byłby prawdziwy bohater bez groźnego przeciwnika? Nie jest nim w tym przypadku Lord Magnus, choć to on tu od początku rozdaje karty i występuje w roli uciskającego lud faraona. Za nim stoi jeszcze ktoś, choć może powstrzymam się i nie będę tego zdradzał. Dam wam jednak małą podpowiedź. Zastanawialiście się kiedyś, czemu na Śląsku wykwitły swego czasu bardzo dobre zespołu grające czarną odmianę metalu? Czyżby to wieloletnie doświadczenia z czarnymi kamieniami dodawały tym ludziom inspiracji, czy może na dużej głębokości pod ziemią udało się górnikom dokopać do czegoś więcej? Zajrzyjcie do Klausa, coś mi jednak mówi, że Furia ma rację, bo Są to koła.

klaus

Konkludując, Klaus jest lekturą powodującą lekki zawód. Grant Morrison nie wspiął się na szczyt swoich możliwości, choć lekko swoją wyobraźnię pobudził. Stać go na więcej. Powód, dla którego warto sięgnąć po ten komiks, to szata graficzna. Poczynając od tego, jak pięknie został wydany, kończąc na ślicznych, dynamicznych i przestrzennych rysunkach Dana Mory. Czy Klaus nadaje się na prezent? Jak najbardziej, choć najlepszą porą na czytanie tej opowieści jest niewątpliwie zima.

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu KBOOM! Za udostępnienie komiksu do recenzji

Share This: