Klezmerzy. 5. Kiszyniów szaleńców

Klezmerzy. 5. Kiszyniów szaleńców to zakończenie serii o zespole rzezimieszków błąkających się po wschodniej Europie na początku XX wieku. Joann Sfar po miłosnym tomie rozgrywającym się w Odessie (więcej tu – klik) znowu zmienia ton. Finał jest dramatyczny, rozedrgany, miejscami czuć, że autor musi się wygadać, układa mozaikę nastrojów (bo zdarzało mi się nawet roześmiać na głos), sięga po historyczne wydarzenia i układa je w poetyczny wir.

Klezmerzy. 5. Kiszyniów szaleńców

Co w duszy gra

Muzyka gra tu ważną rolę, choć schodzi tym razem na boczny tor i pojawia się w nielicznych epizodach. W otwarciu razem z Havą uczestniczymy w lekcjach śpiewu, a właściwie obserwujemy scenkę obyczajową, w której dziewczyna zostaje niesprawiedliwie potraktowana i oskarżona o kradzież. Blisko finału Vincenzo w szaleńczym monologu zachęca Tchokolę do opętańczego procesu tworzenia muzyki, napędzanej przyłożonymi do skroni karabinami. Dopóki ich twórczość będzie miała znaczenie i będzie się pojawiać, broń nie wystrzeli, ale gdy tylko zabrzmią ostatnie nuty, zimne kule sprawią, że artyści zamilkną na wieki. Tymczasem skrzypek wyciąga w stronę czytelnika zakrwawione ręce. Te dłonie nie są zdolne już do grania. Zamiast instrumentu dzierżą karabin.

Klezmerzy. 5. Kiszyniów szaleńców

Joan Sfar zbiera poznanych w poprzednich tomach muzyków i zabiera ich pociągiem do Kiszyniowa, miasta (obecnie stolicy Mołdawii, w tamtych czasach na terytorium Rosji), w którym doszło w 1903 roku do jednego z pogromów ludności żydowskiej. Grupie towarzyszy poeta, który opisać ma tragiczne wydarzenie, dodać swój głos do fotografii wykonanych na miejscu wydarzenia, wśród głosów ocalałych pełnych strachu, trwogi i zaniepokojenia. Z grupką podąża też amerykańska reporterka, której wkład jest marginalizowany, wskazując, iż suche opisywanie faktów nie ma takiego znaczenia, jak prawdziwa literatura.

Podróż po uczuciach

Pociąg można, a nawet trzeba odczytywać metaforycznie. Podróż, jaką zaplanował autor, nie ma na celu dotarcia na miejsce. Sfar wybiera Kiszyniów, ale ma na myśli wszystkie inne miasta, na przestrzeni czasów, w których dochodziło do pogromów ludności żydowskiej. Chociażby pociągami wywożono Żydów do Auschwitz, co kojarzy się jednoznacznie, ale jednak pozostaje w domyśle. Autor wprawia w ruch uczucia, ideologie, nastroje ludności, miesza ze sobą różne spojrzenia na sytuację, bo nie ma jednoznacznej odpowiedzi, dlaczego dochodziło do pogromów tej konkretnej ludności, tak jakby ktoś specjalnie się uparł, lub znalazł łatwe wytłumaczenie, że za wszystko co złe odpowiedzialni są Żydzi. Tak po prostu.

Klezmerzy. 5. Kiszyniów szaleńców

Długa podróż pełna jest różnych wydarzeń, bohaterowie w międzyczasie rozmawiają, marzą i śnią. W pewnym momencie podróż zostaje przerwana, a akcja balansuje na krawędzi kolejnego pogromu. Poeta podejmuje się próby wytłumaczenia, ale są to dla niego gorsze tortury, niż wyrywanie zębów. W końcu postanawia porzucić swoją godność i opowiada Rosjanom dokładnie to, co chcą usłyszeć, a ci okrzykują go „swoim Żydem”. Sfar sięga po wierzenia leżące na krawędzi zabobonów i teorii spiskowych, niemających nic wspólnego z rzeczywistością. Dotyka też wiary, wskazując na to, że miłość do bliźniego dotyczy wszystkich, a nie tylko wybranych. Pojawia się nawet Japończyk, choć tylko z nazwy, kpiąc lekko ze wzbudzającego strach przymierza między tymi narodami.

Co ma do powiedzenia Sfar?

Warstwa graficzna jest równie rozedrgana co scenariusz, bazując na bazgrołowym obrysie autora pokrytym pulsującymi barwami, podkreślającymi nastrój. Postacie tłoczą się w ciasnym przedziale, wpadają na siebie, w snach to przybierają powykręcane kształty, to wyostrzają się tak bardzo, że kontur układa się w kubistyczne formy. Kolory nikną, do podkreślenia wagi wydarzenia, choćby w scenie, w której skrzypek pociąga za spust, jakby podkreślając dramat rąk, które do tej pory tworzyły coś pięknego, a tym razem przyniosły śmierć.

Klezmerzy. 5. Kiszyniów szaleńców

Pod koniec komiksu Sfar wraca do wątku miłości Yaakova i Havy, ta para to zbliża się do siebie, to oddala. Ona nie chce wybierać i ma dość, że ciągle ktoś chce ją pocałować, co tyczy się także amerykańskiej znajomej. On pragnie deklaracji, że otwierający scenę pocałunek jest na zawsze i oznacza zgodę na wspólną przyszłość. Niestety kiepski jest z niego złodziej, tak samo, jak i gitarzysta.

Trzeba przyznać, że autor nie jest dla siebie pobłażliwy, stwarza nad sobą ciśnienie równe przystawieniu lufy do głowy, aby nie zawahać się wypowiedzieć wszystkiego co trzeba w temacie. Stwierdza też, że: „Nie wiem, czy będzie ciąg dalszy. Nie wiem, czy to koniec. Dość podłych pytań!”. Czemu? Bo pociąg nigdy nie dojeżdża do Kiszyniowa, ale Sfar nie zostawia czytelnika bez zakończenia. Długie posłowie autora uzupełnione jest o poemat Miasto rzezi Bialika, którego symbolizował poeta z komiksu. Utwór mocny, wstrząsający, opisujący okropność pogromu. Z tym że to nadal nie koniec. Historię uprzedzeń do ludności żydowskiej można by snuć jeszcze długo i być może nigdy nie postawić ostatniej kropki, choćby z tego powodu, że temat pozostaje aktualny. Trochę jestem zły na Sfara, że w taki sposób rozegrał finał Klezmerów, z drugiej jednak strony jestem głęboko poruszony.

Scenarzysta: Joann Sfar

Ilustrator: Joann Sfar

Tłumacz: Katarzyna Koła-Bielawska

Wydawnictwo: Kultura Gniewu

Seria: Klezmerzy

Format: 165×235 mm

Liczba stron: 104

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Druk: kolor

Share This: