Kolonizacja. 1. Kosmiczni rozbitkowie
Komiks Kolonizacja. 1. Kosmiczni rozbitkowie podnosi niesamowicie ciekawe teoretyczne aspekty podróży kosmicznych. Rozważania nad kilkoma z nich, jak kontakt z obcymi i pierwszy kontakt, nie są niczym nowym. Na inne rzucane jest nowe światło. Filippi próbując odpowiedzieć na pytanie, jak ludzie wytrzymają długą podróż przez pustkę, podsuwa technologię krzyżującą kapsuły hibernujące i wirtualną rzeczywistość, w której wieść można życie na wzór rzeczywistego.
XXXIII trzecie stulecie w koncepcji Fillipiego przyniesie ludzkości możliwości kolonizacji odległych od Ziemi światów. Bramę do możliwości otworzy ziemianom cywilizacja Atilów. Na początku komiksu stajemy u boku jednego z zespołów ratunkowych, zajmujących się odszukiwaniem statków kosmicznych, które wyruszyły z Ziemi na podbój kosmosu przed uzyskaniem technologii od obcych. Z jednego z rozbitych statków, szabrowanym jednocześnie przez kosmicznych piratów, zostaje uratowany Clarance Sternis, który tkwił w kapsule hibernacyjnej… 123 lata!
Muszę przyznać, że mimo iż Kolonizacja. 1. Kosmiczni rozbitkowie to standardowy, 48-stronicowy frankofon i pomimo bardzo ciekawych wątków dotyczących przyszłości, musiałem się przez ten komiks przebijać. W środku opowieści zorientowałem się, że nie pamiętam, co było na początku, przez co cofnąłem się na start i zacząłem czytać od nowa, z większą uwagą. Oczywiście, że uwielbiam, jak autorzy nie tracą czasu na introdukcje i od pierwszej strony serwują akcję, a wszystko z czasem, kawałek po kawałku się wyjaśnia, ale w tym to przypadku trzeba bardzo uważać. Fabuła jest dość zawiła, stron konfliktu sporo, członkowie załogi ratunkowej mimo dość wyraźnie określonych ról lekko się ze sobą zlewają, a kosmiczni piraci zwani Szabrownikami za bardzo od kadetów Agencji też się nie odróżniają (ale to akurat może być zabieg fabularny, w dalszych tomach pewnie się okaże).
Czy Clarencowi zaszkodziło tkwienie w kapsule? Przecież już dzisiaj widzimy, jak szkodliwe mogą wirtualne rzeczywistości, zwłaszcza jak się w nich tkwi bez żadnych ograniczeń. Clarence podczas pobytu w kapsule założył rodzinę i urodziły mu się dzieci. W ten to sposób Denis-Pierre Filipi wysuwa w stronę czytelnika pytania i zmusza go do pomyślenia. Co dla Ciebie jest bardziej rzeczywiste? To co przeżywasz w tzw. realu, mimo że czasem jest trudno i szaro? Czy kolorowa i atrakcyjna struktura życia w internecie i mediach społecznościowych? A przecież my tylko ocieramy się o wirtualność, co to będzie jak będziemy mogli się zanurzyć w inną rzeczywistość tak jak np. w Matriksie. Tak aby odczuwać sztuczny świat całą jaźnią i wszystkimi zmysłami.
Vincenzo Cucca oferuje bardzo ładne rysunki, pięknie pokolorowane przez Fabio Marinacciego. Potencjał płynący ze scenariusza zostaje w pełni wykorzystany, kosmiczne widoki zapierają dech w piersiach, obce światy wywołują gęsią skórkę swoją dzikością, a technologia przyszłości zachwyca (choć w tym aspekcie coraz trudniej wymyślić coś zdumiewającego). Osobiście najbardziej lubię, jak to ilustracje przejmują obowiązek narracyjny, postacie cichną, a liczy się tylko to, co widzi czytelnik, i to, co może wywnioskować z sekwencji, a jest tu kilka takich miejsc.
Trzeba być bardzo uważnym, aby wyłapać wszystkie aspekty Kolonizacji. Niestety nie pomaga przekład, niektóre zdania wyszły dość koślawo. Przy sekwencjach typu „… kolonista cieszy się dobrym zdrowiem, ponieważ jeśli ten sygnał jest przestarzały, moglibyśmy ostatecznie zjeść go po kawałku…” musiałem się na dłużej zatrzymać i rozkminiać, o co chodzi, co dodatkowo spowalniało i tak już dość powolną lekturę. A przecież jeszcze czytelnik musi się zmagać z bełkotem sci-fi, czyli pojęciami, rolami, teoriami wymyślonymi na potrzeby fabuły.
Na osobne omówienie zasługuje plansza, na której w narracyjnych boksach płynie zakłamana opowieść Alvina, jedynego rozbitka z pewnej napotkanej przypadkiem kolonii. Podążając jednocześnie za ilustracjami, odkrywamy prawdziwą wersję wydarzeń. Czysty komiksowy kunszt.
Odkrywanie świata przyszłości się nie kończy, mimo że sporo elementów zagadki zostało już odkryte. Filippi pozwala swoim postaciom się rozgadywać, momentami mam nawet wrażenie, że komiks jest przegadany, ale o to, że jeszcze będzie interesująco, się nie obawiam. Z chęcią dowiem się, co jeszcze scenarzysta zakrył przed czytelnikiem, do czasu sięgnięcia po następne tomy.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Amber za udostępnienie egzemplarza do recenzji