Niezwyciężony Recenzja

Niezwyciężony. Jak podaje Słownik języka polskiego PWN, to taki, którego nie można zwyciężyć, tudzież niedający się przezwyciężyć. Odpowiedz sobie, czy na koniec mijającego roku możesz powiedzieć o sobie, że nie dałeś się pokonać? Ile razy zebrałeś ciosy przepuszczone przez zbyt nisko postawioną gardę? Ile razy wracałeś do domu poobdzierany, podrapany, ze sporym uszczerbkiem na psychice? Ile razy trzeba było zrzucać spracowane łachmany doświadczeń? Już za chwilę nie będzie się to liczyło, bo nowy rok wystawi nam carte blanche. Tyle tytułem wstępu, a co w komiksowie? O, Panie…

Niezwyciężony

Niezwyciężony to komiksowy debiut Wydawnictwa Booka, choć wcześniej była jeszcze książka dla dzieci zachęcająca do opisywania tego, co widzisz. Tytuł nie jest przypadkowy, choć moje pierwsze skojarzenie pchnęło mnie w stronę Image i wydawanego od niedawna u nas Invincible. Druga myśl to piosenka Armii, w końcu wpadłem na prawidłowy trop. Stanisław Lem, polski gigant prozy science-fiction, którego książki przetłumaczono na czterdzieści języków, a łączne nakłady osiągnęły poziom 30 milionów egzemplarzy. Polak zadebiutował w 1951 roku Astronautami, a to, co dla nas najważniejsze na dzisiaj, w 1964 roku ukazała się jego powieść…

Niezwyciężony

Jest taki zonk, bo (co wielokrotnie podkreślałem na blogu – o, choćby TU) że nie przepadam za adaptacjami. O co mi chodzi? Tak w skrócie, nie mogę się oprzeć od porównywania. Przekładanie materiału oryginalnie przelanego na strony książki, wiążę się często z wycinanką. Nie wszystko mieści się do filmu, czy (jak w tym przypadku) do komiksu. Z drugiej zaś strony uwielbiam tematykę fantastyczno-naukową. Roboty połyskiwały z moich pierwszych książeczek, nie spałem po nocach po obejrzeniu pierwszego Terminatora, a moje szafki zdobiły naklejki z załogą Enterprise 1701-D.

Niezwyciężony

Space, the Final Frontier

Uwielbiam patrzeć w nocne niebo, zwłaszcza zimowe. Zdobi je jedna z bardziej rozpoznawalnych konstelacji, gwiazdozbiór Oriona. Wzrok najdłużej wlepiam zawsze w lewą górną jej gwiazdę (ramię), Betelgeze. To czerwony nadolbrzym, który, gdyby znajdował się w miejscu Słońca, zajmowałby miejsce aż do Jowisza. Co najciekawsze, naukowcy przewidują, że wybuchnie (lub już wybuchła) i stanie się supernową, widoczną z Ziemi nawet w jasny dzień. Gdy tak patrzy się w pustkę, aż z przerażeniem obserwuje się fakt, że zdołaliśmy odskoczyć od naszej planety tylko na rzut kamieniem. Cały czarny ocean między gwiazdami pozostaje nieprzemierzony.

Niezwyciężony

Stanisław Lem bardzo sprytnie i intrygująco wyprowadza punkt wyjścia Niezwyciężonego. Krążownik ląduje na planecie Regis III, w celu znalezienia zagubionego statku Kondor. Eksploracja połączona jest więc z misją ratunkową, nadal nosi silne cechy odkrywania niezbadanego środowiska. Załogę wita wrogi klimat, glob pokrywa pustynia oświetlana przez dogasającą gwiazdę. Szybko okazuje się, że cała załoga zaginionej jednostki jest martwa, a na lądzie brak śladów jakiegokolwiek życia. Czy na pewno? Jeśli nie znacie odpowiedzi, to sprawdźcie koniecznie.

Nigdy się nie nauczę

Przyznam szczerze, że książkę Niezwyciężony przeczytałem jedynie dwa miesiące przed wydaniem komiksu. Był to błąd, z którego popełniania zdawałem sobie doskonale sprawę. Komiks podaje na tacy to, co w książce trzeba sobie wypracować. Panoramy, twarze, wygląd maszyn i zwierząt. Akapity stworzone przez Stanisława Lema zachowują się niczym okładziny kondensatorów, między którymi gromadzą się ładunki elektryczne. W tym przypadku jest to klimat, który wręcz wyziera z książki. Są też relacje, zwłaszcza ta pomiędzy kapitanem a pierwszym oficerem (scena negocjacyjna przed ostatnim poszukiwaniem to majstersztyk). No i jeszcze ta atmosfera fantastyczno-naukowa z lat 60., której towarzyszy szum taśm magnetofonowych i blask niebieskich ekranów.

Niezwyciężony

Nie wszystko jednak stracone, przede wszystkim dlatego, że Rafał Mikołajczyk stworzył niesamowite ilustracje. Gdzieś tam krążą niczym satelity skojarzenia do Mignoli, przez te wszystkie połacie i granie cieniem. Śmiało jednak mogę powiedzieć, że wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Doskonale dobrany papier przenosi nerwową atmosferę z powierzchni planety. Bloki tekstu skrupulatnie opisują zarówno to, co kryje się w głowach załogi, jak i we wszędobylskim cieniu. Oczywiście nie obyło się bez zmian względem oryginału, ale kto by się tego czepiał, skoro aż tyle się otrzymuje w zamian?

Adaptacja powieści Lema właściwie nie jest komiksem. Ona jest samym Niezwyciężonym w istocie. Kolos, ociosany, napakowany, lśniący w poświacie czerwonego karła. Element ludzki, tak mały, ledwie zauważalny, mikroskopijny, niemający wpływu na całokształt, albo przynajmniej sprawiający takie wrażenie. Krążownik kazał na siebie poczekać, wszystko za sprawą problemów wydawniczych związanych z drukowaniem. Trybiki losu, wielkie koła zębate, ociekające procedurami, przy których wydawca musi czuć się malutki. Wszystkie przeciwności, które sprawiają, że na końcu jeszcze mocniej można przyznać, że warto było czekać. Bo było!

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu Booka za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: