MAX jest imprintem Marvela, w ramach którego publikowano historie dla dojrzałych czytelników. Miał być konkurencją dla popularnego do dziś Vertigo, analogicznego imprintu DC. O ile pod banderą Vertigo wydano mnóstwo hitów obecnie już o statusie kultowych (The Sandman, Preacher, Transmetropolitan, wymieniać można długo), o tyle z MAX-em nie kojarzy się za wiele. Oprócz Punishera. Marvel MAX to Punisher MAX.
Garth Ennis – scenarzysta-Midas
Ten pan (z irlandzkimi korzeniami i duszą) przez dziewięć lat fundował rewelacyjne historie fanom Punishera, w tym właśnie serię Punisher MAX. Czego się facet nie dotknął, to zamieniał w złoto (a przynajmniej w stal nierdzewną). Można nie lubić jego humoru, można też nie trawić ogromnej dozy przemocy, którą zawsze aplikuje do scenariuszy. Ale nie można stwierdzić, że jego komiksy są płytkie. Zawsze coś po nich zostaje w głowie. Fakt, że z reguły są to odrealnione i przesycone brutalnością sceny, czy postaci, ale Ennis jest dużym chłopcem i tworzy opowieści dla równie dużych dzieci. W dodatku przy konstruowaniu pozornie prostych fabuł potrafi zaskoczyć czytelnika rozwojem wydarzeń. Jednocześnie też nie można się przyczepić do jego kadrowania, a przy komiksach wydawanych pierwotnie w formie zeszytów nie trudno o przypadki rozciągania akcji na kilka stron, czy patologicznego rozrysowywania losowych scen na rozkładówkach jedynie w celu dostosowania się do formatu. Garth Ennis jest mistrzem wpasowywania się w amerykański 22-stronicowy standard. Tak, jestem fanem tego pana i tak, Punisher MAX jest świetnym komiksem.
Punisher MAX – nazwa mówi sama za siebie
Czego spodziewać się po komiksie o Punisherze? Punishera zwalczającego przestępczość i nie przebierającego w środkach w ramach swojej wiecznej wendety. Czego spodziewać się po komiksie Punisher MAX, skoro już wiemy, że to wersja od 18 lat? Punishera zwalczającego przestępczość na masową skalę, z użyciem arsenału godnego całego oddziału komandosów i w akompaniamencie szerokiego wachlarza wulgaryzmów. Ennis nakreślił historię, w której trup ściele się tak gęsto, że czytelnik mógłby coraz bardziej obojętnieć wobec każdych kolejnych zwłok. Mógłby, gdyby nie wymyślne sposoby umierania, jakimi raczy go scenarzysta. Jeżeli ktoś nie trawi tego rodzaju rozrywki, to z miejsca odradzam kontakt nie tylko z pierwszym tomem Punisher MAX, ale też ze wszystkimi kolejnymi. Dla pozostałych dobra wiadomość: Egmont ma w planach do końca tego roku wydać jeszcze dwie części serii. Dla mnie bomba. À propos bomby, to w komiksie pojawia się facet, któremu bomba właśnie urwała większość twarzy i musi przez to nosić specjalną maskę, żeby… zachować twarz. A kiedy maskę szlag trafia, żeby już całkiem nie stracić twarzy, przykleja ją sobie prowizorycznie taśmą klejącą. Takie ma właśnie poczucie humoru Garth Ennis i tego typu postacie zapadają w pamięć. Mam nadzieję, że tym przykładem pomogłem w odpowiedzi na pytanie „czy ten komiks jest dla mnie?”.
Wielcy faceci z wielkimi giwerami i wielkimi ambicjami
Punisher MAX to historia o tak twardym facecie, jakiego tylko można sobie wyobrazić. Występuje też tłum mniej lub bardziej rozgarniętych przestępców, sadystów, psychopatów i tym podobnych. I do tego CIA. Wszyscy tam nawzajem do siebie strzelają, tłuką się, gryzą, ścigają, a czasem nawet współpracują. Tutaj gra zawsze toczy się o wysoką stawkę, choć nie zawsze liczoną w pieniądzach. Sama postać Punishera to dla scenarzysty tylko punkt zaczepienia do opowiedzenia swoich popapranych historii. Dodam jeszcze, że Ennis bardzo lubi wypowiadać się politycznie poprzez swoje komiksy i w tym wypadku również nie omieszkał tego zrobić. Serię Punisher MAX zaczęto wydawać w 2004 roku, a więc nie tak długo po zamachu na World Trade Center i między innymi z tym związane są zawoalowane w fabułę i dialogi poglądy autora. W recenzji komiksu wypadałoby odnieść się też do rysownika, ale mam wrażenie, że scenariusz Ennisa mógłby zobrazować ktokolwiek, a jego historie i tak by się obroniły. Między innymi dlatego, że bardzo dobrze opowiada obrazem (końcowe kadry w kolejnych zeszytach to sam miód), tylko sam nie bardzo umie rysować, więc potrzebuje kogoś do spółki. Niemniej, warto na koniec dodać, że rysunki w drugiej połowie komiksu (Leonardo Fernández) są o wiele mniej ekspresyjne, niż te w pierwszej (Lewis Larosa) i mogłoby to przeszkadzać, ale nie przy tak żywiołowej akcji. Podsumowując: Punisher MAX jest wybitnym komiksem, ale aby to dojrzeć, trzeba mieć dystans do bezkompromisowej formy, jaką operuje Garth Ennis.
Konrad
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.