Punisher MAX 3 – recenzja

Punisher MAX 3 nie zawodzi. Zachowuje poziom i klimat poprzednich części, jednocześnie nie nudząc żadnymi powtórkami. To dwie całkiem nowe, przesycone brutalnością i okraszone czarnym humorem historie o Franku. Polecam – już po raz trzeci.

Punisher MAX 3 – Handlarze niewolników

Punisher MAX 3 kadr1Z każdym kolejnym tomem wypadałoby coraz bardziej skupiać się na szczegółach. Przypomnę więc tylko, że scenarzysta serii jest wybitny, rysunki świetnie pasują do kreowanych przez niego fabuł i po każdy tom można śmiało sięgnąć bez znajomości poprzednich. Teraz konkretnie, co tym razem znajdziemy w środku? Generalnie w Punisher MAX 3 główny bohater mocno wczuł się w rolę narratora i bardzo dobrze w niej wypada. W pierwszej opowieści Frank zdradza nam jak trafił na trop handlarzy niewolników. Zawiązanie akcji jest nader realistyczne – oczywiście, jak na historię o nieuchwytnym, samozwańczym stróżu prawa z ponad dwoma tysiącami ofiar na liczniku. W typowej ennisowskiej przeplatance wątków zobaczymy od kuchni korupcję i zepsucie nowojorskiej policji, jak również związaną z tym medialną propagandę. Dowiemy się jak może wyglądać codzienność homoseksualisty na służbie w takim miejscu. Sprawdzimy jak radzą sobie po wojnie weterani walk na Bałkanach. Przyjrzymy się konfliktowi w gangsterskiej rodzinie. Przestudiujemy zagadnienia związane z wymyślnymi torturami i innymi podstępnymi sposobami na zatruwanie życia wrogów. Wszystko to skupi się wokół wspomnianego procederu handlu żywym towarem i nie ogrzeje naszych serc happy endem. Nie tylko zawiązanie akcji jest tutaj brutalnie prawdziwe.

Punisher MAX 3 – Barrakuda

Punisher MAX 3 kadr2Pseudonim bezwzględnego najemnika, z którym Castle ściera się w drugiej historii z tego albumu, niekoniecznie oddaje jego charakter. Barrakuda bowiem (jak wynika z przeprowadzonego przeze mnie skrupulatnego researchu na Wikipedii) atakuje ludzi sporadycznie i w większości są to incydenty sprowokowane zachowaniem człowieka. Tytanicznej budowy Murzyn zaś ewidentnie lubuje się w zadawaniu cierpienia i zarabia w ten sposób na życie, natomiast sam zdaje się w zasadzie nie czuć bólu. Na jednym z pierwszych kadrów, na których się pojawia, widzimy, że na większą część jego uśmiechu składają się złote zęby z wygrawerowanymi literkami tworzącymi zgrabne: „FUCK YOU”. Ktoś jeszcze kojarzy okładkę albumu Cage, również spod szyldu MAX? Szczerozłoty uśmiech Barrakudy doskonale podkreśla to, co facet chce powiedzieć większości mieszkańców naszej planety. Szczególnie kiedy zmienia stronę na tę, która więcej płaci. Szczęśliwie, przy okazji zapoznawania się ze zwyrodniałym płatnym zabójcą będziemy mieli okazję przyjrzeć się z bliska nie tylko jego uzębieniu. Pogapimy się na seksowną żonę milionera i jej wyuzdany romans wraz z wszelkimi konsekwencjami. Kierując zaś wzrok na rzeczonego bogacza, dostrzeżemy pośród blichtru wyższych sfer szczegóły prowadzenia firmy w oparciu o charyzmę lidera i stąpanie po trupach. Pod koniec sami zadecydujemy, kto jest większym potworem – handlarze niewolnikami, czy bezduszni biznesmeni. Gwoli informacji: w tej części mamy nowego rysownika, ale nie kupujemy przecież tego komiksu dla warstwy graficznej, więc co do Gorana Parlova tylko tyle: dobra robota.

Punisher MAX 3 – grzeszna przyjemność

Punisher MAX 3 kadr3„Kto walczy z potworami, ten niechaj baczy, by sam przytem nie stał się potworem. Zaś gdy długo spoglądasz w bezdeń, spogląda bezdeń także w ciebie”

Fryderyk Nietzsche (tłum. Stanisław Wyrzykowski)

Mam nadzieję, że wypunktowałem wystarczająco elementów, żeby zachęcić do sięgnięcia po kolejny tom tego znakomitego runu Ennisa. Powyższym cytatem chciałem jeszcze tylko podkreślić to, czego doświadcza większość jego czytelników. Otóż przy lekturze Punisher MAX 3 (jak i całej serii, ale tym razem wybitnie) da się odczuć nie do końca zdrową satysfakcję. Pojawia się ona, kiedy giną przestępcy. Nie ci szeregowi, ale ci, których scenarzysta odpowiednio nam przedstawia. Najgorsze szumowiny, składające się ze skondensowanej esencji wszystkiego co złe, umierają boleśnie i spektakularnie. Pseudonim tytułowego bohatera nabiera nowego znaczenia – chcemy kary dla tych zbrodniarzy, chcemy widzieć, jak jest ona wymierzana. Czujemy wściekłość ofiar i gniew Castle’a. Obiektywnie rzecz ujmując, satysfakcja płynąca z obserwowania cudzego cierpienia powinna być moralnie naganna. Na przykładzie samego Punishera widzimy, jak może to zmienić człowieka. Dlatego pamiętajmy – są na świecie również mniej popaprane komiksy. Nie mylmy też fikcji z prawdziwym życiem, rzeczywistość nie jest aż tak okrutna. Czy może…?

Konrad

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Share This: