Punisher MAX 4 to kolejna porcja porządnego komiksu od Gartha Ennisa. Rysownicy pracujący przy tym albumie, Leonardo Fernández i Lan Medina, w bardzo realistyczny sposób przedstawili pokręcone pomysły scenarzysty. Momentami łatwo zapomnieć, że to tylko fikcja. Chociaż może…?
Punisher MAX 4 – Człowiek z kamienia
Jak zwykle, w jednym polskim tomie zebrano dwie zamknięte historie o mścicielu z czaszką na koszulce. Pierwsza z nich swój tytuł zawdzięcza zimnemu skurwielowi z równie zimnej Rosji. Generał Mikołaj Aleksandrowicz Zacharow znany jest już czytelnikom serii z wcześniejszych niechlubnych występów. Tym razem jednak poznajemy dokładnie jego zbrodnie wojenne i dostajemy dreszczy na myśl o tym, jak można być aż tak bezdusznym. Punisher ma do pogadania z tłustym wielbicielem wojennej jatki. Garth Ennis zadbał o odpowiednie tło – zawodnicy stają do walki na terenie szarganego konfliktami zbrojnymi Afganistanu. W całe zamieszanie wplątany jest też szpieg wszystkich frontów, Rawlins oraz jego była żona, urządzająca vendettę na talibach. Gościnny występ zalicza również dawny kolega Franka. Dosłownie wybuchowa mieszanka. To niby tylko kilka osób, ale skala ich przepychanek jest niebywała. Ciągłe napięcie i wciąż jakieś niewiadome, aż do samego końca.
Punisher MAX 4 – Owdawiacz
Po zastanowieniu stwierdzam, że tytuł drugiej historii z tego tomu brzmi całkiem zgrabnie w tłumaczeniu. Jest sugestywny, pobudzający wyobraźnię i ponury, dokładnie tak jak fabuła. Owdawiaczem jest oczywiście nie kto inny, jak Frank Castle. Kilka wdów po gangsterach zabitych przez Franka postanawia zemścić się za doznane krzywdy i ukatrupić mordercę swoich mężczyzn. Bardzo kontrastowa opowieść w kontekście tych przedstawianych dotychczas. Odmienny niż zwykle punkt widzenia i specyfika samych rozmów osamotnionych kobiet od początku wzbudzają ciekawość. Sposób działania skrzykniętych mścicielek bywa… nietypowy. Garth Ennis po raz kolejny pokazuje do bólu realny świat przestępczy, tym razem tym bardziej interesujący, że widziany oczyma kobiet związanych z nim na co dzień raczej dość luźno. W raz z postępem fabuły, na ten świat zaczynamy coraz częściej spoglądać też przez inne oczy. Do gry włącza się największa fanka Punishera.
Barwne historie
Rysunki, jak zawsze w tej serii, świetnie pasują do scenariuszy. Realistyczne, szczegółowe, trochę mroczne, ale bez przerysowywania. Postacie mają skomplikowaną mimikę, kiedy trzeba, jest dynamicznie, kiedy indziej statycznie, żeby zatrzymać na danym kadrze wzrok na dłużej. Cieniowanie jest bez zastrzeżeń, podobnie jak dobór barw. Czy to noc na pustyni, czy środek walki, czy retrospekcja, kolory są bardzo stonowane i adekwatnie dobrane do sytuacji. Rozlew krwi, z którym często mamy tutaj do czynienia, robi odpowiednie wrażenie w takiej formie. Nie jest odrealniony, ale też nie epatuje brutalnością, pozostaje raczej w tle.
Barwne postacie
Punisher MAX 4 oprócz barwnych kadrów ma też wiele barwnych postaci. Ennis w Owdawiaczu ni to z boku, ni to w samym sednie umiejscawia policjanta, spacerującego niebezpiecznie blisko krawędzi, którą przekroczył dawno temu Frank. Jego losy poznajemy z takimi szczegółami, na jakie zasługują postacie pierwszoplanowe, a to tylko epizodysta. Podobnie jest z dawnym kumplem, który występuje w Człowieku z kamienia. Ba! Nawet o losowym bandziorze, który ginie na początku, dowiadujemy się więcej niż trzeba, żeby zawiązać fabułę. Poniekąd w tym chyba tkwi siła serii, w tak wyrazistych postaciach, wszystkich po kolei. Przy czym, co jest kolejnym plusem, Punisher MAX 4 to pozycja nadająca się do przeczytania solo, bez znajomości poprzednich tomów.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.