Red Skin – 2 – Jacky

Towarzyszka Wiera kontynuuje swoją amreykańską przygodę. Będzie groźniej, będzie zabawniej, będzie pokrętniej! Krasnaja Koża, wciąż nieprzekonana do powierzonej jej roli amerykańskiej superbohaterki, coraz bardziej odbiega od swojego pierwotnego zadania. Na jej drodze staje nie tylko złowrogi Cieśla, ale także tytułowa Jacky, przyszła pani gubernator. Dla Wiery będzie to nie lada wyzwanie.

Drugi tom cyklu Red Skin – Jacky rozpoczyna się dokładnie po wydarzeniach z poprzedniej części. Wiera zbiera od Cieśli solidny łomot, ale się nie poddaje. Wraz z łomotem, „czerwone” idee zdają się jej wypadać z głowy. Już w pierwszej części Wiera nie wydawała się być specjalnie przekonana do swojej misji, a im dłużej przebywa na amerykańskiej ziemi, tym mniej jest zainteresowana szpiegowaniem. Jej przykrywka (praca na planie „romantycznych filmów dla dorosłych”) wciąga ją bardziej niż raporty dla Pierwszego Sekretarza. I trudno się dziwić.

W odróźnieniu od Welcome to America, w Jacky osobowość Wiery wychodzi na pierwszy plan. Jej pomysłowość, żywiołowość i przekonanie o własnej racji stają się motorem napędowym fabuły. Wiera staje się namacalana, a przez to zdecydowanie bliższa czytelnikowi, niż miało to miejsce w pierwszym tomie. Krasnaja Koża odkrywa przed nami swoje sekrety, swoje poglądy i utajnione pragnienia. I robi to w uroczy sposób.

Mimo że fabuła Red Skin osadzona jest w czasach zimnej wojny, komiksowa rzeczywistość jest nad wyraz aktualna. Starcia konserwatystów z liberałami, choć nie dotyczą in vitro czy uchodźców tak bliskich naszym czasom, wciąż są podszyte „uduchowionymi” argumentami płynącymi z religii, a prawdziwym antagonistą komiksu jest tak naprawdę polityk. Dorison nie boi się wytknąć Amerykanom fundamentalnych problemów wynikających z wolnościowego systemu, a dla rozładowania napięcia wplata w fabułę najbardziej hańbiące stereotypy.

Rezultat jest naprawdę dobry. Wprawdzie Jacky i Red Skin w ogóle nie są typowymi komiksami w stylu Dorisona, seria dotychczas wychodzi scenarzyście nieźle. Nieco buńczuczna i obrazoburcza seria w wesoły sposób atakuje komiksowy mainstream, polityków i samo społeczeństwo, które daje sobie wcisnąć każdy kit, pod warunkiem, że jest odpowiednio zmielony i ładnie podany.

O „ładne podanie” drugiego tomu Red Skin ponownie zatroszczyli się państwo Dodson. Być może to ich piękna oprawa graficzna a nie talent Dorisona do budowania żywej narracji sprawiają, że lektura Jacky jest niesamowicie przyjemnym doznaniem. A może do tylko propaganda?

Izabela Julke

Wydawnictwu Scream dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 

Share This: