Samotność komiksiarza
Samotność komiksiarza to zabawna, choć słodko-gorzka opowieść o najtrudniejszych i najbardziej wstydliwych chwilach życia wyprowadzona z punktu widzenia twórcy komiksów. Czy może być lepsza praca niż rysowanie historyjek, które bawią setki ludzi? Aktualne zdaje się tu powiedzenie, że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.
Co w artykule?
Samotni komiksiarze
Zanim zajrzałem do środka, Samotność komiksiarza wywołała w mojej głowie lawinę myśli. Głównie związanymi z piekącymi wspomnieniami, że w erze bez internetu nie było z kim porozmawiać o komiksach. Pamiętam, że w mojej podstawówce oprócz mnie były jeszcze dwie osoby, które znały komiksy od TM-Semic, z czego znałem jedną, która wyprzedawała swoją kolekcję.
Zdaje się, że nie miałem tak tylko ja, bo Adrian Tomine zaczyna od podobnych wspomnień. Jako młodzian nie miał z kim pogadać o ulubionych superbohaterach, a dla innych dzieciaków jego pasja wydawała się co najmniej dziwna. Samotność komiksiarza ma strukturę dziennika, do którego wpadły wycinki z życia autora, te takie najbardziej żenujące. Takie, które chciałoby się zapomnieć i więcej do nich nie wracać. Z tym że chowane na dnie duszy przykre wspomnienia trują duszę przez długie lata. Warto więc się im przeciwstawić i wypalić ogniem.
Genialna oprawa
Samotność komiksiarza robi wrażenie formą wydawniczą. Z ogromną świadomością komiks Tomine wygląda jak notes z zaokrąglonymi rogami, z gumką do spinania, zakładką wstążkową i kartkami w kratkę. Wszystko by ułatwić notowanie na bieżąco. Co prawda, trudno byłoby kogokolwiek oszukać, że ma akurat ten jeden, oryginalny egzemplarz, ale i tak smaczek jest genialny. Gdy w epilogu autor wpada na pomysł, by te wszystkie historyjki wywołujące rumieńce notować do dziennika, z wrażenia aż podskoczyłem, bo w przedostatnim kadrze pojawia się coś, co widać już na samym początku. Zanim nawet przeczyta się tytuł.
Życie i czasy Adriana Tomine
Teraz tak, nie należy traktować Samotności komiksiarza jako biografii. W końcu Adrian Tomine to znany i ceniony twórca, na pewno ma wiele miłych wspomnień. Te jednak tu się nie znalazły, no bo zwyczajnie by nie pasowały. Mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z Hiobem z komiksowa, ale no bez przesady. Sukcesów ma na swoim koncie sporo, świadczy o tym też spora rozciągłość czasowa epizodów, przeskakujemy szybko od czasów dzieciństwa, robiąc kroki nawet kilkuletnie.
Samotność komiksiarza to przede wszystkim wyrzyg, dość zabawny, świetnie przedstawiony, ale i nie bez głosu krytyki wydobywającego się z samego środka przemysłu komiksowego. Fajnie było zobaczyć Franka Millera, ale już słyszałem, że straszny z niego buc, a to, co zrobił w stosunku do Tomine, to z całym szacunkiem, czyste chamstwo.
Wszystkie epizody można sprowadzić do wspólnego mianownika żenady, ale zmienia się jej intensywność. Od jednostronnej rozmowy o swojej pasji, przez ból brzucha, aż do zagrożenia życia. Co by nie mówić, mimo że jest to komiks opowiadający o zwykłym życiu, to finał jest na tyle emocjonujący, że mógłby wieńczyć film sensacyjny.
Jak to w obyczajówkach bywa, taki i tu króluje prosta, umowna kreska, ale bardzo przyjemna w odbiorze i doskonale przenosząca emocje. A o to tu przede wszystkim chodzi.
Tzw. powieść graficzna
Ogólnie to biedni ci komiksiarza i żal całego medium, o które ciągle trzeba walczyć. Tkwi sobie tak bez sensu między literaturą a kinem. Wiele ludzi gardzi komiksem albo uważając stereotypowo, że są głupie, albo wolą już obejrzeć sobie film akcji, przy którym nie trzeba przewracać stron. Czy to z tych, czy podobnych kompleksów został ulepiony słowny, błotny golum zwany „powieścią graficzną”, tylko pogarszający całą sprawę? Całkiem możliwe.
Samotność komiksiarza nie może być pierwszym komiksem, czytanym w życiu. Jest to humor środowiskowy, osoba nieobeznana może czuć się trochę zagubiona i pewnych niuansów, czy żartów najzwyczajniej nie zrozumie. Adrian Tomine tworzy intymną atmosferę, słucha się go niczym dobrego przyjaciela, który chciałby się wyżalić. Na dodatek bez trudu można wyciągnąć jakieś szkaradztwo spoczywające na dnie własnej duszy, a najlepiej jeszcze je przy okazji ukatrupić. Uczucie zażenowania i gorzki smak porażki znany jest przecież każdemu.
Scenarzysta: Adrian Tomine
Ilustrator: Adrian Tomine
Tłumacz: Wojciech Góralczyk
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Liczba stron: 145
Oprawa: twarda
Druk: czarno-biały