Strażnicy – Początek. Tom 2. Komediant. Rorschach
Psycholi dwóch w jednym tomie stało
Watchmen od zawsze kojarzyli mi się przede wszystkim z trzema genialnie wykreowanymi postaciami: Rorschachem, Komediantem i Dr Manhattanem. Puchacz, Ozymandias czy Zjawa w moim odczuciu nigdy nie dorównali tej pierwszej trójce. Dlatego też album „Strażnicy – Początek. Tom 2. Komediant. Rorschach” był pierwszym, po który sięgnąłem.
Tomiszcze wydane w ostatnim czasie przez Egmont jest naprawdę spore – ma ponad 250 stron i jest oprawione w masywna, grubą okładkę. Muszę przyznać, że pierwsze wrażenie komiks robi fenomenalne. Te żółte strony poprzedzające właściwą historię sprawiają, że aż ciarki człowieka przechodzą.
Komediant kontra świat
I wiecie co? Azarello zrobił kawał świetnego scenariusza i Komediant broni się przed krytyką każdą jedną planszą. Historia zaczyna się od ukazania nietypowej przyjaźni bohatera i prezydenta Kennedy’ego. Po zamachu na głowę państwa, Blake zostaje wplątany w wielką politykę i wysłany na wojnę do Wietnamu. Wojnę, której sam bohater do końca nie rozumie. Dla niego liczy się tylko zwycięstwo, okupione tragicznymi decyzjami i masakrą ludności wroga, w tym wielu cywili.
Komediant uważa, że USA jest w stanie wygrać ten konflikt, ale potrzeba do tego radykalnych kroków. To on jest człowiekiem od brudnej roboty, którą zresztą całe życie wykonywał. Bohater wydaje się nie rozumieć wielkiej polityki, która stoi za tą wojną. Przez długi czas nie potrafi lub nie chce pojąć, że ktoś czerpie korzyści z niezakończonego konfliktu. Czytelnik tylko pozornie dostaje w swoje ręce komiks o bezmyślnej rzezi. Za całą tą brutalnością i syfem wojny kryje się ogrom poważnych treści. Nie do końca zrównoważone zachowanie głównego bohatera dodaje temu wszystkiemu specyficznego uroku. Edward Blake jest chodzącą metaforą wojny – śmiercią, chaosem, patriotyzmem, walką i brutalnością.
Całości dobrego wrażenia dopełnia bardzo dobra kreska J.G. Jonesa oraz solidne kolory Alexa Siclaira. Panowie w niezwykły sposób budują klimat dla tego opowiadania. Mamy tu zarówno kolorową od ognia dżunglę, jak i szare ulice USA. Mi w pamięci szczególnie zapadła jedna scena i nie wiem czy znajdzie się ktoś, na kim kadry z mieszkania Molocha, który ogląda wiadomości o śmierci prezydenta, nie zrobią wrażenia.
Rorschach zbiera baty
Pierwsza część komiksu, poświęcona Komediantowi, wywarła na mnie ogromne wrażenie. Do tego stopnia, że równie wysokiego poziomu wymagałem od Rorschacha. Niestety schizofreniczny detektyw zawiódł moje oczekiwania.
O ile po przeczytaniu Komedianta, zastanawiałem się nad kilkoma kwestiami, o tyle po lekturze drugiej części tego komiksu pomyślałem sobie tylko: No ok, ładnie to wygląda, ale tam tylko Kovacs dostał po tyłku i nic więcej. Zdaję sobie sprawę, że mocno spłaszczam wydźwięk tego komiksu, ale cholera jasna fabuła Rorschacha przegrywa na każdym kroku z Komediantem, a nawet z własną oprawą graficzną. Komiks broni się właśnie grafiką.
Duet Lee Bermejo i Barbara Ciardo stworzył przepiękne i wyjątkowe dzieło. Stany Zjednoczone ich ręki wręcz błyszczą kolorami śmierci. Kolorystka w fenomenalny i dla mnie niepojęty sposób operuje światłem, a czytelnik zamiast skupiać się na fabule, niemalże w pełni koncentruje swoją uwagę na obrazie. Może to i lepiej, bo fabularnie komiks do zaprezentowania zbyt wiele nie ma.
Wyrok zapadł
Jeśli szukacie dobrego prezentu na święta dla DOROSŁEGO czytelnika, to ten album może okazać się świetnym wyborem. Chociaż historia Komedianta bije na głowę tę ukazaną w drugiej części komiksu, to ciągle jest to niezwykle solidna produkcja. Co ważne dla wielu czytelników, jest to niemalże w pełni samodzielny album. Warto oczywiście zajrzeć przed lekturą do Watchmen, ale w tym przypadku ekranizacja w pełni wystarczy. Jeśli masz ochotę popatrzeć na brutalny świat i zastanowić się chwilę nad ludzkim cierpieniem, sprawdź ten komiks.