Superheroes in concert – relacja
W sobotę 29 kwietnia w Krakowie odbyła się światowa premiera widowiska Superheroes in concert. Muzyka filmowa, taniec, gra świateł i do tego elementy wirtualnej rzeczywistości. Osobiście jestem usatysfakcjonowany wizytą w Tauron Arenie Kraków, ale czuję się w obowiązku przestrzec wszystkich wybierających się na trójmiejską edycję. Nazwa sugerowała, że był to koncert w jakiś sposób związany z superbohaterami, ale do końca nie zdradzała, czego się spodziewać.
Superheroes in concert – każdy chce zarobić na trykociarzach
Steven Spielberg stosunkowo młodemu gatunkowi, jakim jest film superbohaterski, wróży taki sam los, jaki spotkał westerny – gwałtowną śmierć po okresie rozkwitu. Na weryfikację tej tezy najwidoczniej jednak będziemy musieli jeszcze sporo poczekać, bo kolejne produkcje nieprzerwanie szturmują ekrany kin i portfele widzów. Przeróżne produkty z superbohaterskimi akcentami mają za zadanie przyciągać klientów i ewidentnie im się to udaje. Widać to chociażby po ilości koszulek, portfeli, etui na telefony itp., które widzimy dookoła. Ale co to ma wspólnego z Superheroes in concert? Otóż widowisko, które miałem przyjemność zobaczyć i nade wszystko usłyszeć, moim zdaniem perfekcyjnie wpisało się w powszechny już schemat zarabiania na popularności superbohaterów. Pod kątem biznesowym całe przedsięwzięcie było bardzo dobrym pomysłem, bo muzyka filmowa na żywo to swego rodzaju nisza – tam jeszcze trykociarzy nie było. Ostateczną jednak weryfikacją w biznesie są oczywiście cyfry, jakie finalnie pojawiają się na koncie przedsiębiorcy, a obawiam się, że w tym przypadku nie urosły one jak Ant-Man w Captain America: Civil War. Niewypał to przesadzone określenie, Superheroes in concert zdecydowanie nie zasłużył aż na taką krytykę, ale organizatorzy z pewnością spodziewali się o wiele więcej zainteresowanych na widowni.
Co za dużo, to nie zdrowo
Dlaczego jednak muzyka z popularnych filmów i to w tak bogatej oprawie się nie sprzedała? W moim odczuciu właśnie ze względu na ilość atrakcji. Koncerty muzyki filmowej odbywają się nie od dziś i znajdują swoich fanów, Superheroes in concert zatem jak najbardziej miał szansę na sukces. Koncert muzyki filmowej połączony z efektami świetlnymi? Super, na mnie zrobiły bardzo pozytywne wrażenie. Dopasowane kolory – zielony przy utworach z The Incredible Hulk, biały, niebieski i czerwony przy utworach z filmów o Kapitanie Ameryce – rewelacja. Do tego taniec… i już coś zaczyna zgrzytać. Mimo wieloletniej popularyzacji tej sztuki, między innymi przez różnego rodzaju telewizyjne show, nie ma chyba jeszcze w naszym kraju zbyt wielu chętnych na oglądanie popisów tancerzy. A w przypadku Superheroes in concert na dodaniu tańca do koncertu się nie skończyło, bo była jeszcze przecież wirtualna rzeczywistość. Okulary były rozdawane przed wejściem na widownię, trzeba było jeszcze pobrać specjalną aplikację. A potem jeszcze jedną. Nie brzmi zachęcająco, prawda? Na moim smartfonie się nie udało, na szczęście sprzęt mojej dziewczyny podołał. Ale przy wirtualnych popisach Spider-Mana aplikacja już odmówiła współpracy. Trudno, ostatecznie przyjechałem tam posłuchać 90 minut muzyki symfonicznej i zobaczyć popisy tancerzy na tle fantastycznych wizualizacji wyświetlanych na ogromnych ekranach LED. Najwyraźniej jednak byłem w tym osamotniony, bo znaczna część widowni (o ile nie większość) zauroczona została właśnie hasłem „wirtualna rzeczywistość”. Zawód na twarzach tłumu kilkuletnich dzieci, rodzice wychodzący z nimi przed połową widowiska, to wszystko było bardzo wymowne.
Polacy, rodacy
Rozumiem, że organizator poprzez mnogość atrakcji chciał zwabić widzów z różnych targetów (biznesowy żargon jest tu jak najbardziej na miejscu). Ale jakoś wątpię, żeby chociaż 10 osób zostało przyciągniętych wyłącznie pokazem tanecznym. Natomiast tych, którzy czekali tylko na przeżycia w wirtualnej rzeczywistości, było zdecydowanie najwięcej. A nawet pomijając problemy techniczne, nie było to nic wielkiego, ot, herosi biegający przez kilka minut w 3D. Myślę, że ściągnięcie darmowej gry z superbohaterami sprawiłoby tym wszystkim dzieciakom więcej frajdy. I tu pojawia się problem, bo byliśmy przecież na widowni przed elegancko ubraną orkiestrą. Ciężko mieć pretensje o niewyciszone telefony, skoro wszyscy beztrosko przekrzykiwali muzykę rozmowami i nieustannie biegali po widowni a to do toalety, a to po piwo, a to po nachosy. Zdecydowana większość przybyłych nie pamiętała jak należy się zachować na takim koncercie.
Idąc na koncert, oczekujmy muzyki, a nie fajerwerków
Moim zdaniem polska publiczność nie była gotowa na Superheroes in concert. 95% to tak naprawdę muzyka symfoniczna, na tym należało się skupić. A ja odniosłem nieodparte wrażenie, że na orkiestrę i tancerzy mało kto zwracał uwagę, za to wszyscy niecierpliwie czekali na prezentację przełomowych osiągnięć w zakresie animacji i wirtualnej rzeczywistości. Trójmiejską edycję polecam cierpliwym fanom muzyki filmowej, którzy są w stanie znieść stadionowy charakter takiego koncertu. Superheroes in concert nie jest superbohaterskie, nie jest komiksowe, nie ma też nic wspólnego z japońskimi targami hi-tech. To po prostu dobra muzyka filmowa na żywo, okraszona pokazem tańca i oprawą wizualną.
Konrad