Transmetropolitan recenzja
Dawno, dawno temu, moim ulubionym komiksowym bohaterem był Spider-Man. Wydawaną przez TM-Semic serię śledziłem przez wiele lat, na początku 1998 roku brakowało mi dwóch numerów. Podczas ogłaszanego hucznie na stronach klubowych crossoveru Maximum Carnage coś we mnie pękło. Choć trzeba przyznać, że od dłuższego czasu nie odczuwałem wielkiej frajdy, to nudne, infantylne, przewidywalne i wlekące się niemiłosiernie wydarzenie przechyliło czarę goryczy. Nie byłem wstanie tego czytać, nie zdołałem skończyć historii, choć jestem przekonany, że symbiot został pokonany i trafił do więzienia. Dzięki Vertigo ponownie zacząłem czytać komiksy. Znowu z pajęczakiem, choć tym razem jest to Pająk Jeruzalem, bezczelnie spoglądający z pierwszego tomu Transmetropolitan.
Transmetropolitan
Misją wspomnianego imprintu DC jest rozpowszechnianie tytułów dla dojrzałego czytelnika. Rozbudowane historie, fabuła rozpięta na kilkadziesiąt zeszytów, moralne rozterki bohaterów współgrające z wyborami dorosłego fana komiksów i mądre epopeje. Cóż, każdy kto zna Warrena Ellisa wie, że powyższych atutów w jego historiach nie znajdzie. Co w takim razie jest między twardymi okładkami? Przemoc, wulgaryzmy, tarzanie się w błocie utworzonym przez różnego pochodzenia ekskrementy? Ambitne dzieło? W żadnym wypadku, ale zgodzić się trzeba, że Transmetropolitan to nie komiks dla dzieci. Zgodnie z zasadą, że chłopcy dojrzewają do czwartego roku życia, a później już tylko rosną, perypetie Pająka przypadną do gustu wszystkim dużym dzieciom. Osobiście mam mieszane uczucia bo kilka razy czułem się zażenowany, ale w innych miejscach wydarzenia niezwykle mnie bawiły.
Postcyberpunk
W tej to dziedzinie wykazał się Warren Ellis, pisząc Transmetropolitan. W tyglu sience fiction, podgrzewanym przez rozwój technologiczny, oprócz masy dziwacznych substancji w stylu wynaturzeń, subkultur mutantów, technologicznego przekształcania człowieka w mgłę, czy zwierząt obierających ludzką ścieżkę rozwoju (krótkie pytanie, jaki zawód najlepszy jest dla psa?), pływa zwyczajna, tradycyjna, wszystkim dobrze znana kiełbasa. W roli kiełbasy – Pająk Jeruzalem. Jego to rolą jest krytykowanie obecnego status quo cywilizacji i jeśli nie ratunek, to chociaż próba stabilizacji na obecnym poziomie, tak aby jeszcze bardziej nie pogarszać sytuacji. Aby nie doprowadzić do totalnego upadku człowieczeństwa. Jeruzalem ma odpowiednią pracę do pełnienia swojej roli. Jest dziennikarzem, w dodatku niezwykle uznanym.
Words as Weapons
Lektura Transmetropolitan współgra mi z dźwiękami z gatunku industrial metal, chociażby spod znaku Ministry. Jednakże idealnym soundtrackiem dla początku pierwszego tomu jest piosenka Seether – Words as Weapons. Pająk zostaje zmuszony do spłacenia długu względem redakcji. Bardzo niechętnie opuszcza swoją pustelnię i wraca na łono miasta, aby wrócić do pisania. Szybko zostaje wkręcony w wir politycznej rozgrywki wraz z subkulturą mutantów, którzy postanowili przeistoczyć się w obcych. Pokazuje swoją największą moc, moc słowa. Tak, drodzy komiksomaniacy, nikt tutaj nie zakłada kolorowych majtek na spodnie. Pająk walczy jak może, a jego bezpośrednia relacja z miejsca wydarzenia sprawia wycofanie bojówek policyjnych, mordujących niegroźnych nastoletnich mutantów. Wir powolnie wciąga Jeruzalema w wydarzenia miasta, by bezczelnie zmienić kierunek pod koniec albumu. Akcja zmienia tempo, a my poznajemy bezgłowego nastolatka, przedstawiającego się jako syn Pająka, poznajemy historię zahibernowanej głowy, należącej do żony dziennikarza, a na dodatek ktoś perfidnie stara się wrobić głównego bohatera. Klasyczny akcyjniak w końcówce sprawia, że chcę więcej.
Polecane lektury
Podobnie jak w innych komiksach, na ostatnich stronach albumu znajdują się polecane tytuły. Pyskaty skryba, co oczywiste, poleca tylko komiksy z samym sobą. Podobny zabieg pasuje jedynie do Deadpoola. A jako że nie ma podstaw, aby nie wierzyć Egmontowi, w tym roku otrzymamy jeszcze dwa tomy Transmetropolitan. Acha, nic nie napisałem o rysunkach. Na osłodę dodam, że doskonałą kreskę Robertsona podziwiać można w Chłopakach od Planety Komiksów.
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji