Usagi Yojimbo. Bunraku i inne opowieści – fajny ten Usagi, nigdy się nie nudzi
Usagi Yojimbo. Bunraku i inne opowieści to najnowszy, pachnący jesiennym wiatrem (a przede wszystkim po raz pierwszy w kolorze) tom zawierający przygody króliczego ronina w dawnej Japonii. Nie licząc tomów dodatkowych, to już 34. album z przygodami antropomorficznego samuraja, ale pierwszy w barwach wydawnictwa IDW. Czy po tylu tysiącach stron komiksów Stan Sakai ma jeszcze coś do powiedzenia? Ależ oczywiście, że tak!
Usagi Yojimbo. Bunraku i inne opowieści, tak jak poprzednie tomy i tak jak sugeruje podtytuł, ma strukturę składającą się z różnych historii, przez którą przewleczona jest włóczęga samuraja bez pana. Tak sobie patrzę teraz za okno, kolorowo ubarwione drzewa kontrastują z sinym, pochmurnym niebem. Doskonała pogoda na to, aby spotkać się ze Sakaiem. Ten poczęstuję Cię tym, co ma do zaoferowania najlepszego. Jedną ze swoich doskonałym opowieści, które tak uwielbia snuć. Powoli, nieśpiesznie, niczym bard wydmuchujący melodie na poprzecznym flecie.
Nowy początek – tom 1 czy 34?
Usagi to okropny powsinoga, nie dość, że łazi ciągle po wsiach i szuka guza, to jeszcze (co warto wspomnieć) przenosi się między wydawnictwami. No, no. To nie pierwszy raz, jak królik zmienia barwy stacji. Wcześniej, przy okazji przeprowadzki z Phantagraphics, Stan zmienił nieco kreskę, na bardziej szczegółową. Tym razem, gdy ronin przeszedł z Dark Horse Comics do IDW, do samotnika Sakaia dołączył Tom Ruth i dodał kolory. Nieco się obawiałem tego zabiegu, uwielbiam czarno-białe komiksy, a krecha w Usagim jest wyborna, dokładna niczym pchnięcia mieczem. Jednak przyznam, że finalnie wyszło to całkiem przyjemnie, a panowie zgrali się doskonale.
Egmont przemyślał opcję przyciągnięcia nowego czytelnika i w swoim katalogu wpisał Usagi Yojimbo. Bunraku i inne opowieści. Tom 1 (a nie 34). Czy to oznacza, że najnowszy album można czytać bez znajomości pozostałych? Tak! Na dodatek w środku znajdziemy przypomnienie bitwy, od której zaczęła się tułaczka króliczego ronina, bitwy, w której stracił swojego pana. Usagi powraca na równinę Adachi, nie tylko aby wprowadzić nowego czytelnika w swoje tragiczne realia, ale też aby rozwiązać pewną nierozstrzygniętą do tej pory sprawę.
Fani serii zostają dopieszczeni przez autora. W ostatniej opowieści powracają starzy znajomi Usagiego Gen i Bezpański Pies. Miecze klanu Hagashi to najbardziej humorystyczna historia z całego tomu. Sakai wykorzystuje ucieczkę jednego podrzędnego bandyty i powrót z nowymi drabami, aby nakręcić żart. Po każdej nowej fali trójka naszych bohaterów jest coraz bardziej wyczerpana, a łowcy nagród coraz bardziej zeźleni na Usagiego, że na samym początku darował życie zbójowi. Cameo zalicza kryjąca się w cieniu jeszcze jedna znajoma ronina, ale tego domyślicie się już sami.
Stan Sakai ma rację, Usagi to bohater! Nawet w kolorowanej wersji pozostaje biały, nieskazitelny, a dla pani Mury staje się wybawcą. Niestety, dla doskonałej i uznanej pisarki nie jest pisane dobre zakończenie. Taki los żony samuraja, który w czasach pokoju nie jest wstanie wsławić się niczym wyśmienitym, mimo że szermierz z niego pierwszej klasy. Stan Sakai używa środków wywodzących się z bogatej historii Japonii, ale niestety tragizm jest jednym z nich, a honor bywa ważniejszy niż życie.
Uwielbiam Usagiego, kochają go też moi synowie. Bardzo Wam polecam najnowszy tom, sięgnijcie też po pozostałe, jak powiedział ostatnio mój młodszy ogr: „fajny ten Usagi, nigdy się nie nudzi”! Podpisuje się pod tym obiema rękami i nogami. Czy w kolorze, czy bez, czy w opowieściach z tłem historycznym, czy o groźnych demonach, przygody króliczego ronina czyta się wyśmienicie.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji