W środę trafił do kiosków 25-ty tom WKKM: Ultimate Spider-Man. Moc i odpowiedzialność. To drugi z kolei album z uniwersum Ultimate. To, że fanem tego świata nie jestem, pisałem już przy poprzedniej recenzji (o „Ultimates” przeczytacie tu – KLIK). Mimo to, Superludzi oceniłem całkiem pozytywnie. Dlaczego? Bo było tam sporo nowości i świeże spojrzenie na kilka kwestii. W przypadku historii z Peterem Parkerem w roli głównej sprawa jest dużo bardziej (mniej?) skomplikowana…
Przypomnę tylko, że historie spod znaku Ultimate, to próba odświeżenia starych bohaterów, wrzucenie ich w bardziej współczesne czasy oraz próba rozpoczęcia ich przygód od nowa. Taki restart, tylko bez olewania starych wydawnictw. Ot, druga linia historyczna. Całość miała na celu przede wszystkim zdobycie nowego grona czytelników. Ultimate Spider-Man to flagowy tytuł tego projektu, a przynajmniej takim miał być. Niestety flaga ta nie powiewa zbyt dumnie.
„Ultimate Spider-Man. Moc i odpowiedzialność” to opowieść o początkach i powstaniu Człowieka Pająka, tzw. origin. I to właśnie tu jest pies (pająk?) pogrzebany. Ten epizod z życia Petera jest tak oklepany, że paskudnie się nudziłem podczas lektury tego albumu. To jak młody chłopak zostaje bohaterem czytałem w oryginalnych zeszytach (całkiem niedawno zresztą, do pracy magisterskiej), widziałem w dwóch filmach czy w końcu w intro do serialu animowanego z lat 90, na którym wychował się niejeden fan komiksu w Polsce. Czyli wszystko jest takie, jak zawsze. Peter to kujon i oferma, którego nagle dziabie w rączkę pająk, a nastolatek zyskuje super moce. W oczy rzuca się to, że chłopak szybko zaczyna kozaczyć w szkole. W oryginale mimo nabierania mocy, ciągle starał się maskować. Tu zmienia się z dnia na dzień i nikt o nic nie pyta. A jak pyta, to szybko zamyka usta. Żeby podkręcić akcję scenarzysta, w postaci B.M. Bendisa w sam wypadek i prace nad zmutowanym pajęczakiem wkręca takie tuzy świata komiksu jak Norman Osborn i Doctor Octopus. To w sumie ma sens, co nie zmienia faktu, że wszystkich tych zmian jest na tyle mało, że oblatany czytelnik nie znajdzie tu nic ciekawego.
To, co sprawiało mi największy ubaw, kiedy czytałem pierwsze numery oryginalnego Pająka, to były jego metody szukania pieniędzy. Np. desperacka próba zatrudnienia się na etat w Fantastic Four. Tu niestety tego nie uświadczymy. Jest za to standardowa historia z wujkiem Benem, zapasami i obwinianiem się za śmierć krewnego. Warto jeszcze podkreślić fakt, że Peter od początku interesuje się rudowłosą Mary Jane Watson. Czy ktoś jeszcze tęskni za Gwen Stacy? Pamiętna noc z blondynką i Zielonym Goblinem na stałe zapisała się w historii komiksu, a w Ultimate Spider-manie próżno jej szukać.
O ile scenariusz można zrozumieć, bo w końcu to historia dla nowych czytelników, a stary origin to lata 60, o tyle decyzji o stronie graficznej pojąć nie potrafię. Spójrzcie tylko na okładkę tego dzieła. Człowiek Pająk wygląda jak kosmita w rajtuzach. W środku albumu wcale nie jest lepiej. Peter ma lekkie wodogłowie, a przy okazji anoreksję. Kadry są po prostu brzydkie. Brakuje detali, a w dodatku kolory są monotonne i męczące. Spójrzcie na wielką planszę z napisem BÓL DORASTANIA. Co to jest? Zresztą to paskudne pomarańczowo-żółte tło pojawia się raz za razem. Kolejny graficzny babol to wygląd Green Goblina. Jeden z ziomków chudego mówi o tym, że przypomina on Hulka. Jak dla mnie to jest on jawnie ŻERZNIĘTY Z ETRIGANA z DC Comics. Zwłaszcza z tą głową i umiejętnością kreowania płomieni. A w jak skacze i leci mu za przeproszeniem ogień z czterech liter to już jest szopka totalna.
Ultimate Spider-Mana mogę polecić tylko osobom totalnie nie znającym tego bohatera. I to głównie dlatego, że tom jest łatwo dostępny. Dla mnie stary Spider był dużo lepszy. No i przekładam Earth-616 ponad wszystkie inne uniwersa. Jest cała masa tytułów, od których można zacząć swoją przygodę z tą postacią. Zresztą w samym WKKM mieliśmy trzy solidne (w tym jeden genialny!) tomy ze Spider-Manem. A więc ludziska nie znający Petera Parkera: od biedy możecie sięgnąć po ten tom. Podniesie ktoś rękę? Są tacy ludzie na sali? Tak jak myślałem, niewielu…
Nie mogę się zgodzić z autorem recenzji. W przeciwieństwie do fatalnego i po prostu głupiego „The Ultimates” postaci napisane przez Bendisa w „Ultimate Spider-Man” są przyjemnie uwspółcześnione a jednocześnie nie wychodzą na siłę poza swoje archetypy. Pierwsze 7 zeszytów Ultimate Spider-Mana to naprawdę przyjemna pozycja, w przeciwieństwie do oryginalnych początków, które pod kątem dzisiejszych standardów storytellingowych śmierdzą tandetą i czytanie ich jest męczące, a jedyna przyjemnośc jaka płynie z takiej lektury to to, że możemy zobaczyć jak to drzewiej bywało w komiksie. Owszem, postać Green Goblina jest zupełnie zniszczona, za to sam Norman Osborn pozostaje bez zarzutu. Jeśli ktoś ma ochotę przeczytać sobie początki historii Pająka a nie ma dostępu do oryginalnych wydań TASM, śmiało może sięgnąć po tę pozycję, zwłaszcza jeśli jeszcze pamięta jak to było w szkole ;]
Dodam jeszcze, że po historii zaprezentowanej w 25 tomie WKKM historia „Ultimate Spider-Mana” ma się dużo gorzej. Choć postaci są odświeżone wizualnie w większości na plus, to zostają zupełnie spłycone, czy wręcz ośmieszone (e.g. Kraven). Generalnie, im dalej w universum Ultimate tym gorzej.
Może to mój uraz do Ultimate Ale fajno, że budzi się dyskusja. Chyba zapomniałem jak to było w szkole Lubię Bendisa, ale za New Avengers (jestem z tych osób, które bronią Sentry’ego, chociaż zdaję sobie sprawę, że ta postać ma dużo większy, dotąd niewykorzystany potencjał), za HOUSE OF M (!) i nowych X-Men. Ale ten Pająk totalnie mnie nudził, ale ja jestem stary wyga ;/ Mariusz
Nie zgadzam się z recenzentem! Całkiem porządnie odświeżony pajęczak, jego geneza ma zachowane dawne smaczki, jednak również sama kreuje inne wydarzenia. Całkowicie nie rozumiem zarzutu odnośnie barw, jest to historia przeznaczona dla nastolatków, czego się Pan spodziewał? Kolory są odpowiednie i pasują do tej historii. Zgadzam się natomiast odnośnie słabych okładek, dobrze jednak, ze w samym komiksie jest zdecydowanie lepiej. Jedyny mój zarzut odnośnie kolejnych recenzji, następnym razem proponuję opanować emocje i zachować większą obiektywność! Pozdrawiam. Dla mnie 9/10.
O i tu wracamy do dyskusji o istocie recenzji Ta trwa w naszym (i nie tylko) kraju od bardzo dawna. Przytoczę tu słowa jednego z redaktorów CD-Action (kultowe pismo, ale nie czytam od dobrych 6-7 lat), który mówił, że ”nie istnieje coś takiego jak obiektywna recenzja”. dlaczego? bo po to praca zazwyczaj jednego autora (a nawet, jakby było i paru co najwyżej pozwalałoby to na dążenie do obiektywizmu), a on sam odbiera konkretne bodźce, targają nim emocje. nie potrafię chwalić komiksu, który mnie nudził. uważam, że to pozycja dla osób kompletnie nie znających bohatera, reszta (raczej) będzie się nudzić.
Nie rozumiem też Pana oceny. 9/10? To jakie otrzymałyby w takim razie noty, takie perełki z WKKM, jak Ostatnie Łowy Kravena czy Daredevil: Born Again. Przy Pańskiej skali dałbym spokojnie 13/10!
Co do kolorów. Marvel szukał nowego targetu, a nie użył najcięższych dział. bzdura. Grafika ogółem jest niechlujna. Spytam tylko, czy podobają się Panu te powracające żółte tła? To wygląda jak z taniego serialu animowanego (albo anime)
Nie mniej jednak, szanuję Pana zdanie i cieszę się z każdej opinii. Pozdrawiam, Mariusz
Odnośnie pierwszej kwestii, mogę się zgodzić. Całkowita obiektywność jest tworem nierzeczywistym, jednak w Pańskiej recenzji pojawia się zbyt dużo twierdzeń, które na siłę starają się odwieźć czytelników od tego numeru! Sama końcówka, gdzie niby retorycznie? pyta się Pan kto sięgnie po ten tom, i kolejne zdanie „tak myślałem, niewielu” – takie stwierdzenia w recenzji, są nie dopuszczalne. Chyba, że ma Pan jakieś dane, ile osób zamierza kupić to wydanie, ma jakieś podstawy do przypuszczeń, że większość osób podziela Pańskie zdanie? Ja niestety nic takiego nie widzę, można nie lubić świata Ultimate, jednak Moc i Odpowiedzialność, naprawdę dają radę.
Jeśli chodzi o sprawę grafiki, to powtórzę kolory są odpowiednie dla tej historii, cały ten run przeznaczony jest dla nastolatków, ważniejsze były inne kwestie. Jak np. historia czy świetne rysunki Bagleya!
Skąd moja ocena 9/10? A no właśnie z tego powodu, że przeczytałem Pańską jednostronną recenzję bodajże w środę, natomiast komiks kupiłem dzień później. Cała ta recenzja, była jednym wielkim krytycznym działem, wymierzonym w ten tom, do tego nacechowaną emocjami. Sam zatem zastanawiałem się czy to kolejny zapychacz w tej kolekcji? Po przeczytaniu okazało się, że jest to jeden z lepszych tomów w WKKM, całkowicie inny od wymienionych przez Pana Marvels czy OŁK. Przeczytałem po raz kolejny genezę najpopularniejszego superbohatera na świecie, i nawet przez chwilę się nie nudziłem. A to było sporą sztuką, mając na uwadze wydawało się oklepaną historię.
Fatalnego i po prostu głupiego ultimates? Matko, jaki to doskonały przykład, że o gustach się nie powinno dyskutować A autor recki faktycznie zjechał komiks w ogóle nie zastanawiając się, czemu on jest taki a nie inny,a to naprawdę dobra pozycja, tylko starzy wyjadacze mogą znaleźć w nim mniej ciekawych rzeczy, niż nowi czytelnicy, do których to jest ten album głównie skierowany.
A ja jako ”stary wyjadacz” takie komiksy sobie odpuszczam, szczególnie w wykonaniu takiego artysty jak Bagley-USM to bardziej pastisz tej historii niż wznowienie, nie twierdzę, że młodszym czytelnikom może nie przypaść do gustu. Samych originów Spidera było wiele(np wydane w Polsce Podwójne życie pająka rysowane przez Saviuka) i o wiele lepszych niż to. Jedna z cieńszych pozycji WKKM, myślę, że po prostu była konsekwencją po ultimates, gdzie przynajmniej nie rozczarowała mnie kreska.
Nie mogę się zgodzić z autorem recenzji. W przeciwieństwie do fatalnego i po prostu głupiego „The Ultimates” postaci napisane przez Bendisa w „Ultimate Spider-Man” są przyjemnie uwspółcześnione a jednocześnie nie wychodzą na siłę poza swoje archetypy. Pierwsze 7 zeszytów Ultimate Spider-Mana to naprawdę przyjemna pozycja, w przeciwieństwie do oryginalnych początków, które pod kątem dzisiejszych standardów storytellingowych śmierdzą tandetą i czytanie ich jest męczące, a jedyna przyjemnośc jaka płynie z takiej lektury to to, że możemy zobaczyć jak to drzewiej bywało w komiksie. Owszem, postać Green Goblina jest zupełnie zniszczona, za to sam Norman Osborn pozostaje bez zarzutu. Jeśli ktoś ma ochotę przeczytać sobie początki historii Pająka a nie ma dostępu do oryginalnych wydań TASM, śmiało może sięgnąć po tę pozycję, zwłaszcza jeśli jeszcze pamięta jak to było w szkole ;]
Dodam jeszcze, że po historii zaprezentowanej w 25 tomie WKKM historia „Ultimate Spider-Mana” ma się dużo gorzej. Choć postaci są odświeżone wizualnie w większości na plus, to zostają zupełnie spłycone, czy wręcz ośmieszone (e.g. Kraven). Generalnie, im dalej w universum Ultimate tym gorzej.
Może to mój uraz do Ultimate
Ale fajno, że budzi się dyskusja. Chyba zapomniałem jak to było w szkole
Lubię Bendisa, ale za New Avengers (jestem z tych osób, które bronią Sentry’ego, chociaż zdaję sobie sprawę, że ta postać ma dużo większy, dotąd niewykorzystany potencjał), za HOUSE OF M (!) i nowych X-Men. Ale ten Pająk totalnie mnie nudził, ale ja jestem stary wyga ;/
Mariusz
Nie zgadzam się z recenzentem! Całkiem porządnie odświeżony pajęczak, jego geneza ma zachowane dawne smaczki, jednak również sama kreuje inne wydarzenia. Całkowicie nie rozumiem zarzutu odnośnie barw, jest to historia przeznaczona dla nastolatków, czego się Pan spodziewał? Kolory są odpowiednie i pasują do tej historii. Zgadzam się natomiast odnośnie słabych okładek, dobrze jednak, ze w samym komiksie jest zdecydowanie lepiej. Jedyny mój zarzut odnośnie kolejnych recenzji, następnym razem proponuję opanować emocje i zachować większą obiektywność! Pozdrawiam.
Dla mnie 9/10.
O i tu wracamy do dyskusji o istocie recenzji
Ta trwa w naszym (i nie tylko) kraju od bardzo dawna. Przytoczę tu słowa jednego z redaktorów CD-Action (kultowe pismo, ale nie czytam od dobrych 6-7 lat), który mówił, że ”nie istnieje coś takiego jak obiektywna recenzja”. dlaczego? bo po to praca zazwyczaj jednego autora (a nawet, jakby było i paru co najwyżej pozwalałoby to na dążenie do obiektywizmu), a on sam odbiera konkretne bodźce, targają nim emocje. nie potrafię chwalić komiksu, który mnie nudził. uważam, że to pozycja dla osób kompletnie nie znających bohatera, reszta (raczej) będzie się nudzić.
Nie rozumiem też Pana oceny. 9/10? To jakie otrzymałyby w takim razie noty, takie perełki z WKKM, jak Ostatnie Łowy Kravena czy Daredevil: Born Again. Przy Pańskiej skali dałbym spokojnie 13/10!
Co do kolorów. Marvel szukał nowego targetu, a nie użył najcięższych dział. bzdura. Grafika ogółem jest niechlujna. Spytam tylko, czy podobają się Panu te powracające żółte tła? To wygląda jak z taniego serialu animowanego (albo anime)
Nie mniej jednak, szanuję Pana zdanie i cieszę się z każdej opinii.
Pozdrawiam,
Mariusz
Odnośnie pierwszej kwestii, mogę się zgodzić. Całkowita obiektywność jest tworem nierzeczywistym, jednak w Pańskiej recenzji pojawia się zbyt dużo twierdzeń, które na siłę starają się odwieźć czytelników od tego numeru! Sama końcówka, gdzie niby retorycznie? pyta się Pan kto sięgnie po ten tom, i kolejne zdanie „tak myślałem, niewielu” – takie stwierdzenia w recenzji, są nie dopuszczalne. Chyba, że ma Pan jakieś dane, ile osób zamierza kupić to wydanie, ma jakieś podstawy do przypuszczeń, że większość osób podziela Pańskie zdanie? Ja niestety nic takiego nie widzę, można nie lubić świata Ultimate, jednak Moc i Odpowiedzialność, naprawdę dają radę.
Jeśli chodzi o sprawę grafiki, to powtórzę kolory są odpowiednie dla tej historii, cały ten run przeznaczony jest dla nastolatków, ważniejsze były inne kwestie. Jak np. historia czy świetne rysunki Bagleya!
Skąd moja ocena 9/10? A no właśnie z tego powodu, że przeczytałem Pańską jednostronną recenzję bodajże w środę, natomiast komiks kupiłem dzień później. Cała ta recenzja, była jednym wielkim krytycznym działem, wymierzonym w ten tom, do tego nacechowaną emocjami. Sam zatem zastanawiałem się czy to kolejny zapychacz w tej kolekcji? Po przeczytaniu okazało się, że jest to jeden z lepszych tomów w WKKM, całkowicie inny od wymienionych przez Pana Marvels czy OŁK. Przeczytałem po raz kolejny genezę najpopularniejszego superbohatera na świecie, i nawet przez chwilę się nie nudziłem. A to było sporą sztuką, mając na uwadze wydawało się oklepaną historię.
PS. Mogłem się mylić i przeczytać recenzję w czwartek rano. Pozdrawiam.
Fatalnego i po prostu głupiego ultimates? Matko, jaki to doskonały przykład, że o gustach się nie powinno dyskutować
A autor recki faktycznie zjechał komiks w ogóle nie zastanawiając się, czemu on jest taki a nie inny,a to naprawdę dobra pozycja, tylko starzy wyjadacze mogą znaleźć w nim mniej ciekawych rzeczy, niż nowi czytelnicy, do których to jest ten album głównie skierowany.
A ja jako ”stary wyjadacz” takie komiksy sobie odpuszczam, szczególnie w wykonaniu takiego artysty jak Bagley-USM to bardziej pastisz tej historii niż wznowienie, nie twierdzę, że młodszym czytelnikom może nie przypaść do gustu. Samych originów Spidera było wiele(np wydane w Polsce Podwójne życie pająka rysowane przez Saviuka) i o wiele lepszych niż to. Jedna z cieńszych pozycji WKKM, myślę, że po prostu była konsekwencją po ultimates, gdzie przynajmniej nie rozczarowała mnie kreska.