WKKM. Tom 36 – Wolverine. Geneza

Wolverine. Geneza
    Jak co dwa tygodnie w środę rano pobiegłem do kiosku podekscytowany niczym przedszkolak, w garści ściskając gotówkę na najnowszy tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. To już 36 odcinek serii, w dodatku jest to album, na który długo czekałem. Wolverine. Geneza bo o tym mowa, to komiks, na który nie tylko ja, ale i większość fanów Rosomaka musiała czekać przez niespełna dwadzieścia sześć lat od pierwszego pojawienia się tajemniczego mutanta (pierwsze pojawienie się – Incredible Hulk vol. 1 #181 z października 1974– oryginalne wydanie Wolverine. Origin 2001).
 
     Wolverine dzięki swojemu niesfornemu charakterowi, brutalności, pewności
Wolverine. Geneza

siebie i imponującej męskości wyróżniał się z grona bandy X-Men, z której jest najbardziej znany. Przez lata zyskiwał coraz większą popularność a tajemnica, którą była owiana jego przeszłość doczekała się tylu teorii ilu fanów miał mutant. W końcu Marvel zdecydował się na odważny ruch i wydanie historii opowiadającej o przeszłości najsłynniejszego z mutantów. Za komiks, który miał się okazać jednym z największych bestsellerów roku 2001 wziął się team w składzie: Paul Jenkins – scenariusz, Andy Kubert – rysunki i Richard Isanove – kolory. Efekt ich pracy zrobił na mnie ogromne wrażenie pod każdym względem, zacznijmy jednak od fabuły.

Wolverine. Geneza zaczyna się  dość nietypowo, od przedstawienia młodej dziewczynki, która została przygarnięta do wielkiego dworu bogatej rodziny, która niedawno przeżyła ogromną tragedię, śmierć jednego z potomków. To co najbardziej rzuca się w oczy to nacisk jaki położył scenarzysta na relacje międzyludzkie jakie możemy tam zaobserwować a w szczególności na napięte stosunki panujące pomiędzy głową rodziny Howelettów, Johnem a jego ojcem. Od samego początku możemy zauważyć trudne warunki w jakich przyszło dorastać trójce dzieci krzątającej się po domostwie i jego okolicy. A mowa tu o Rose, wymienionej wcześniej dziewczynce, Jamesie jedynym żyjącym potomku rodziny Howelettów i … Psie, synu zatwardziałego ogrodnika o nazwisku Logan, który żył w nienawiści do swojego pracodawcy.

Wolverine. Geneza

Rozwarstwienie klas, z których pochodziły dzieci, ciągłe kłótnie w posiadłości Howelletów, wpajający synowi swą nienawiść do wyższej klasy Logan, częste choroby Jamesa i nieobecna matka Jamesa, która przeżywała ciągłą traumę po stracie jednego z synów nie były dobrym otoczeniem dla dzieci, przez które finalnie wynikł krwawy konflikt. Trauma jaką wywołała utrata ojca, wybudziła drzemiącą w dziecku bestię, którą obecnie znamy pod pseudonimem Wolverine. Po tych tragicznych wydarzeniach odmieniec wraz z Rose został wypędzony z rodzinnych stron. Dalsza część komiksu, której już nie chciałbym omawiać z takimi szczegółami w świetny sposób ukazuje nam co tak naprawdę musiał przeżyć Rosomak w dzieciństwie, z czym sobie poradzić i co tak naprawdę ukształtowało go na tak twardego i bezkompromisowego mężczyznę.

       Warto również wspomnieć o oprawie graficznej komiksu, która moim zdaniem jest świetna dla historii typu Origin. Początkowe kadry prezentujące historię młodości bohaterów, wyglądają zdecydowanie inaczej, bardziej cukierkowo w porównaniu do końcówki komiksu, w której na dziecięce igraszki nie ma już miejsca. Z każdą stroną jaką przerzucimy rysunki stają się coraz bardziej ostre i lepiej oddają ponure wydarzenia z życia bohaterów. Świetne ujęcie uczuć i emocji postaci tylko potęguje przejrzystość wyrazu a kadry przedstawiające dorosłego już Rosomaka, bezsprzecznie kojarzą nam się ze znanym wizerunkiem rozczochranego mutanta.
 
      Podsumowując, za cenę 39.99 zł otrzymujemy świetną historię o jednej z najpopularniejszych postaci całego wydawnictwa, opatrzoną świetnymi rysunkami Andy`ego Kuberta. Nie można również zapomnieć o świetnym wydaniu na kredowym papierze, i twardej okładce opatrzonej świetną, oddającą klimat historii ilustracją. Krótko mówiąc to świetna pozycja nawet dla osób, które nie kolekcjonują wydania WKKM. Świetna pozycja w komiksowej biblioteczce.
 
Paweł

Share This: