WKKM. Tom 40 – Superbohaterowie Marvela. Tajne Wojny. Cz. 2
Na kontynuację jednej z najsłynniejszych historii Marvela przyszło nam czekać ponad pół roku. Jak dla mnie – stanowczo zbyt długo, bo szczegóły fabularne zdążyły mi już wylecieć z głowy i przed rozpoczęciem lektury 40. tomu – „Superbohaterowie Marvela. Tajne Wojny. Cz. 2”, musiałem zajrzeć ponownie do 26 (więcej tu – KLIK). Nasuwa się pytanie: czy warto było czekać?
Z całą pewnością tak! Nie odkryję Ameryki, jeśli stwierdzę wprost, że zawartość drugiego albumu jest sporo ciekawsza od tego, co widzieliśmy w jedynce. Gwoli ścisłości przypomnę, że założenia fabuły tego komiksu stanowi konieczność stoczenia śmiertelnego pojedynku przez pochodzących z różnych formacji superbohaterów i bandę nadzwyczaj groźnych złoczyńców. Obydwie grupy zostały przetransportowane przez potężną istotę – Beyondera – na odległą planetę, z której jedyną formą ucieczki może być zwycięstwo jednych nad drugimi. Ot, po trupach do celu.
Już w pierwszym albumie sytuacja okazała się nie być taka klarowna, jakby mogło się to wydawać. W obydwu „armiach” doszło do rozłamu: X-Men pokłócili się z Fantastic Four, Avengers i spółką, po drugiej stronie Galactus odłączył się od reszty, którą dowodzi Dr Doom. Właśnie po tych wszystkich podziałach, akcja zaczęła robić się naprawdę interesująca!Bohaterowie są w totalnej rozsypce, złoczyńcy knują na własną rękę, a Pożeracz Światów postanawia samodzielnie wygrać ten pojedynek poprzez zniszczenie całej planety. Osłabieni i poobijani herosi (i jak się okazuje, nie tylko oni) stają przed naprawdę trudnymi wyborami. Każda zła decyzja może oznaczać ich koniec, a nawet koniec wielu innych istnień. Wojna bowiem przestaje mieć charakter tylko lokalny, a po raz kolejny losy całego (wszech)świata są w rękach obrońców dobra.
Ale starczy tych spoilerów, nie chcemy przecież zepsuć wam całej zabawy. Tym, którzy nie czytali pierwszej części muszę wyjaśnić kilka rzeczy. Przede wszystkim, nie ma co rozpoczynać lektury dwójki, bez zapoznania się z poprzednimi zeszytami. Po drugie, komiks ma już swoje lata, a co się z tym wiąże musimy nastawić się na specyficzny rodzaj narracji. Kadry są niestety mocno przegadane, a dialogi miejscami nudzą. Nie brakuje również kilku pomniejszych głupot i nielogiczności, a styl bycia niektórych postaci (choćby Klawa!) jest mocno irytujący. Mimo wszystko, Tajne Wojny to kawałek historii komiksu w ogóle i choćby dlatego warto się z nim zapoznać!
W porównaniu do jedynki, warto odnotować kilka istotnych zmian. Przede wszystkim moi ulubieńcy – X-Men – nie zachowują się już jak ostatni idioci (poza Colossusem, na którego ciężko patrzeć), po drugie postacie mniej dotąd zauważalne, zostają nieco bardziej wyeksponowane.
Jeżeli ktoś czytał pierwszą część, to i tak z pewnością sięgnie po drugą. Zwłaszcza, że kolejne zwroty akcji robią z tego komiksu naprawdę smaczny podręcznik historii. Ci, którzy nie widzieli jedynki, do samej dwójki nie mają raczej co sięgać. Bo kto zadowala się w połowie pustą szklanką? : )