Wyżej niż kondory
Wyżej niż kondory to komiks Anny Zalewskiej, który powstał w ramach pracy dyplomowej, bazujący na reportażu i wspomnieniach Wiktora Ostrowskiego, jednego z członków ekipy ekspedycyjnej, której celem były Andy. Jest to emocjonująca opowieść motywująca do działania, przekraczania granic i walki z przeciwnościami.
Co w artykule?
Przedwojenna Polska
Komiks zaczyna się 5 listopada 1932 roku w budynku Koła Wysokogórskiego przy oddziale Polskiego Towarzystwa Taternickiego, gdzie zostaje podjęta decyzja o następnej wyprawie. Niektórzy marzą o Himalajach, inni sugerują Kilimandżaro, w końcu podparty artykułem z czasopisma National Geographic pada pomysł, aby wybrać się w Andy Środkowe i spróbować zdobyć Mercedario, drugi (na przedwojenną wiedzę, a czwarty na teraz) szczyt obu Ameryk, dotąd niezdobyty (przynajmniej w obecnych czasach). Cel ambitny, wymagający, ale jak najbardziej realny.
Anna Zalewska pozwala wczuć się w realia tamtych czasów. Niby nieodległych, ale jednak wiele się przez ten czas zmieniło. W atlasowo-encyklopedyczny sposób zostały przedstawione przygotowania do wyprawy, a przede wszystkim wykonane badania, zebrany ekwipunek i przygotowana żywność. Chyba nie trzeba mówić, że część wyposażenia trzeba było opracować samemu, bo nie dało się na szybko wpaść do Decathlonu i kupić to, co potrzebne na wypad w góry. Największe wrażenie robią na mnie rakobuty, które swoją funkcjonalnością przekonały szybko sceptyków rozwiązania, z perspektywy czasu pachną dobrym patentem i szansą na doskonały biznes.
Dotrzeć tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł
Sześciu Polaków (o których dowiemy się co nieco na początku i końcu komiksu): Konstanty Jodko-Narkiewicz, Stefan Witold Daszyński, Stefan Osiecki, Jan Kazimierz Dorawski, Adam Karpiński i oczywiście Wiktor Ostrowski zamierzali wpisać swoje nazwiska na listę światowego alpinizmu, kartografując nieznane tereny, wspinając się na niezdobyty szczyt, odkrywając nieznany sześciotysięcznik (nazwany w 1958 Pico Polaco – Szczyt Polaków) i prowadząc badania w wymiarach eksploracji geograficznej i geologicznej, a także obserwacji meteorologicznych i medycznych, dotyczących wpływu dużych wysokości na organizm człowieka.
W warstwie graficznej widzimy czystą linię Anna Zalewskiej z kreślonymi gęsto grubymi kreskami na ciemnych powierzchniach. W pierwszym kadrze komiksu widać przedwojenną Warszawę i w sumie chwilę mi zajęło, aby rozpoznać, co dokładnie zostało tu pokazane, bo po wojnie przebiegła w tym miejscu trasa W-Z, psując ten uroczy widok. Wiadukt Pancera, zwany Nowy Zjazdem służył jako łącznik z mostem Kierbedzia, też zresztą już nieistniejącym. Z charakterystycznych punktów na pewno można wymienić kolumnę Zygmunta i kościół Świętej Anny, reszta krajobrazu bezpowrotnie została zmieniona.
Szybko zostawiamy w tyle Warszawę, choć przygotowania do wyprawy trwały rok. Anna Zalewska nie zatrudnia narratora, więc to w dymkach muszą się znaleźć wszystkie podstawowe informacje. Czy o technikaliach, czy przedstawienie ekipy. W związku z tym ciut sztucznie lub jako przechwałki można odebrać, jak panowie opisują, w czym to są najlepsi i jakie aspekty wyprawy są najważniejsze, ale przynajmniej w ten sposób ominięto ściany tekstu. I dobrze.
Przepiękne widoki
Co prawda nie ma co się spodziewać realistycznych pejzaży i kreską, i barwami Anna Zalewska posługuje się oszczędnie, co nie zmienia faktu, że nie ma czym się pozachwycać. Mimo że Wyżej niż kondory to mała książeczka, to przecież już w samym tytule znalazła się zapierająca dech obietnica. Zalana mrokiem uliczka ujmuje klimatem podkreślonym latarniami, transatlantycki ogromny okręt zajmujący całą stronę wprawia w oniemienie, góry czarują swoim majestatem, przyjmując swoich nietypowych gości, którzy akurat rozbili tu swój obóz.
Nie da się przeoczyć wartościowych sekwencji, zwłaszcza rozegranych na dwóch rozkładówkach na szczycie z trwającą poniżej burzą, czy powolną podróżą przez ocean, z wolna przemieszczającym się okrętem, znaczącym swoją trasę. Autorce zdarza się zapalać bądź gasić światło, albo zmieniać krajobraz podczas podróży pociągiem. Na koniec robi pamiątkowe zdjęcie, po czym płynnie przechodzi do prawdziwych fotografii z wyprawy. Niestety czarno-białych, warto sobie zobaczyć w internecie zdjęcia Doliny Prekordylierów, bo Krzysztof Ostrowski ma rację, że jest bajeczna.
Nie da się zanegować wartości edukacyjnej tego komiksu, sporo można dowiedzieć się o bohaterach i wyprawie, pierwszy raz słyszałem o penitentach, stożkowatych formach śniegowych, które w Andach mogą mierzyć nawet kilka metrów. Co prawda okazuje się, że Polacy nie byli pierwsi na Mercedario, bo znaleziono tam ślady Inków, ale nadal czuć emocje towarzyszące pionierskim odkryciom i frajdę z przygody, która pewnie by się nie wydarzyła, gdyby patrzeć tylko na przeciwności.
Adaptator: Anna Zalewska
Tekst źródłowy: Wiktor Ostrowski
Ilustrator: Anna Zalewska
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 165×235 mm
Liczba stron: 136
Oprawa: miękka ze skrzydełkami