XIII. Tom 1
Jean Van Hamme to dla mnie przede wszystkim scenarzysta Thorgala, choć zdarzyło mi się sięgać po inne jego tytuły (odkryłem choćby „Western” – KLIK). Jednak „Trzynastka” jak dotąd mnie omijała, mimo kilku edycji. Teraz Egmont proponuje nowe wydanie zbiorcze, które zawiera po cztery oryginalne tomy. XIII. Tom 1 to początek tej historii. Jeśli, tak jak ja, jeszcze nie znacie tej serii i wam się spodoba, to od razu możecie sięgnąć po drugi zbiorczy tom.
Kim jest „Trzynastka”?
„Trzynastka” to opowieść mocno inspirowana powieścią Roberta Ludluma „Tożsamość Bourne’a”. Choć większość pewnie kojarzy film z Mattem Damonem, który początkowo zupełnie mi nie pasował do tej roli, to ostatecznie przestało mi to przeszkadzać. Co ciekawe, „Tożsamość Bourne’a” była jedną z pierwszych książek, jakie przeczytałem w życiu – a już na pewno pierwszą spoza listy lektur szkolnych. Jean Van Hamme niemal bezpośrednio zapożycza genezę głównego bohatera „Trzynastki” – znaleziony nieprzytomny na plaży, pozbawiony pamięci, z tajemniczą przeszłością szpiegowską, która szybko zaczyna go ścigać. Jedyną wskazówką jest tatuaż z liczbą „XIII”. No i jest jeszcze klucz, a jak wiadomo, klucz zawsze coś otwiera.
Kim jest „Trzynastka”? To pytanie pozostaje kluczowe przez dużą część serii. Zbiorcze wydanie „XIII. Tom 1” daje solidny wgląd w historię bohatera, oferując sporo wyjaśnień, ale nie odkrywając wszystkiego od razu. W skład tego tomu wchodzą oryginalne komiksy: „Dzień czarnego słońca”, „Tam, dokąd zmierza Indianin”, „Wszystkie łzy piekła” i „SPADS”. Każdy z nich dokłada cegiełkę do zagadki, kim tak naprawdę jest „Trzynastka”. Pojawiają się różne hipotezy co do jego tożsamości – padają potencjalne nazwiska, pojawiają się odciski palców, a nawet różne twarze, co tylko potęguje intrygę i zagęszcza atmosferę.
Przez pewien czas podejrzewałem, że Jean Van Hamme może nigdy nie zdradzić przeszłości „Trzynastki”, albo celowo zostawi tę kwestię otwartą, pozwalając czytelnikowi samodzielnie zdecydować, kim bohater naprawdę jest. Czy to zagubiony syn, szpieg, bogacz, żołnierz, płatny zabójca, szaleniec, rasista, przystojny kochanek czy może oddany mąż poszukujący zaginionej żony? Mimo że Van Hamme rozwikłuje tę zagadkę dopiero w 19. odcinku, pierwszy zbiorczy tom daje poczucie zakończonej historii. Niemniej jednak, po lekturze od razu chce się więcej, bo nie ma wątpliwości, że w życiu „Trzynastki” jeszcze sporo się wydarzy.
Od „Tożsamości Bourne’a” po „Dynastię”
W „Trzynastce” przebijają także inspiracje „Dynastią”, choć może nie są już tak oczywiste, jak zapożyczenia z powieści szpiegowskich. Nie chodzi tylko o to, że jedna z postaci nosi nazwisko Carrington, ale także o wątek bogatej rodziny, walkę o władzę i chytry plan przejęcia ogromnej fortuny, w którym operacje plastyczne odgrywają kluczową rolę. Ten motyw mocno przypomina „operę mydlaną”, a ja byłem w szoku, że Jean Van Hamme zamyka go dość szybko. To jakby scenarzysta chciał pokazać, że nie potrzeba setek odcinków, aby sprawnie opowiedzieć taką historię.
Pozbawiony pamięci „Trzynastka” wywiera na napotykanych osobach ogromne wrażenie, i to zupełnie nieintencjonalnie. Nie każdy jednak pokazuje to od razu. Niektórzy czekają, aż bohater opuści pokój, a ich reakcje przychodzą później. U innych opada szczęka, tace lądują na podłodze, a u starca, z którym od dawna kontakt był ograniczony, pojawia się specyficzny błysk w oku. Bywają też przypadki… zakochania, a nawet rezygnacji z nałogu alkoholowego, gdy ktoś próbuje nawiązać relację z bohaterem.
Pod względem graficznym jest dość równo, choć Vance przekonał mnie dopiero na 33. planszy, w sekwencji pościgu w świetle księżyca. Wcześniej jego czysta, choć realistyczna linia nie do końca mi odpowiadała, a niektóre kadry wydawały się nieudane — na przykład klatka, której połowa to podłoga, co zwyczajnie wygląda źle. Jednak z czasem uległem urokowi jego cienkiej kreski i dynamicznej akcji. Na kartkach tego komiksu dzieje się dużo, a warstwa graficzna idealnie współgra z tempem fabuły, nie zwalniając ani na chwilę.
Zakamuflowany zamach
Ważnym wątkiem w „Trzynastce” jest zamach na prezydenta. Nie ulega wątpliwości, że Jean Van Hamme inspirował się zamachem na Johna F. Kennedy’ego, choć w komiksie został on zakamuflowany innym nazwiskiem i twarzą. Mimo tych zmian, okoliczności wydarzenia są bardzo wymowne — przejazd w reprezentacyjnym samochodzie, strzał oddany z budynku. To firmowe zagranie, które od razu przywodzi na myśl historyczne wydarzenia i trudno je pomylić z czymś innym.
Z postaci drugoplanowych szczególnie wyróżnia się czarnoskóra porucznik Jones. Może to moje osobiste upodobanie, ale wydaje mi się, że Jean Van Hamme również się nią zauroczył. Vance stworzył świetny projekt tej postaci, która początkowo miała być jedynie przelotną „nagrodą pocieszenia” dla bohatera, pełniącą rolę wykonawcy rozkazów. Na szczęście Jones powraca i z czasem zyskuje na znaczeniu, stając się jedną z ważniejszych postaci drugiego planu.
„XIII. Tom 1” jest jak wciągający serial. Na szczęście Egmont uderzył podwójnie, więc można od razu sięgnąć po drugą dawkę, choć na trzeci tom już trzeba będzie poczekać. Zbiorcze wydanie jest opatrzone dodatkami, które zawierają bardzo szczegółowe opisy dotyczące serii. Mimo to komiks broni się sam w sobie. Ta seria zyskuje nowego fana i prawdopodobnie nie jestem sam.
Scenarzysta: Jean Van Hamme
Ilustrator: William Vance
Tłumacz: Paweł Łapiński
Wydawnictwo: Egmont
Seria: XIII
Format: 216×285 mm
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo