Stolp – recenzja + soundtrack
Stolp, pierwsza część tetralogii Bardo, ukazał się już grubo ponad rok temu. Jeden z najlepszych komiksów, jakie do tej pory czytałem, do tego polskiego autorstwa. Ociężały, oniryczno-refleksyjny kryminał, ociekający klimatem nie tak znowu futurystycznej antyutopii. Graficzny majstersztyk. Zdecydowanie zbyt mało osób go niestety do tej pory przeczytało, dlatego postanowiłem przysporzyć mu choć odrobinę popularności. Po pierwsze, z powodu zbliżającej się, mam nadzieję zgodnie z zapowiedziami, premiery drugiej części. Również jednak z tej okazji, że udało mi się kupić bilet na czerwcowy koncert Toola w Krakowie, co ma ogromne znaczenie dla tego tekstu.
Stolp – komiks psychoaktywny
“Some say the end is near.
Some say we’ll see Armageddon soon.
Certainly hope we will.
I sure could use a vacation from this bullshit three-ring circus sideshow of freaks.”
Tytułowy bohater, jak też zapewne większość mieszkańców Bardo, uważa miasto za przegniłe do szpiku kości. Wielu wypatruje nadciągającej zagłady, wielu też zapewne powitałoby ją z ulgą. Ciężko patrzeć na taki immoralizm i orgiastyczność, a tym bardziej żyć pośród nich.
“Here in this hopeless fucking hole we call L.A.
The only way to fix it is to flush it all away.
Any fucking time. Any fucking day.
Learn to swim, see you down in Arizona Bay.”
Tak ohydna, jak realna wizja przyszłości
Wystarczy podmienić nazwy geograficzne, żeby wszystko się zgadzało. Do tego główny bohater w swoich tułaczych rozważaniach porównuje czas do morza, jako będące swoimi odpowiednikami w sferach metafizycznej i materialnej. Już na początku lektury zrzucona zostaje na nas autorefleksyjna bomba.
“Fret for your figure and
Fret for your latte and
Fret for your lawsuit and
Fret for your hairpiece and
Fret for your Prozac and
Fret for your pilot and
Fret for your contract and
Fret for your car.”
Autorzy, przedstawiając postawę pana Stolpa wobec zdemoralizowanego społeczeństwa, siłą rzeczy komentują obecną rzeczywistość. Realia Bardo różnią się bowiem od naszych technologicznie, natomiast kulturowo i mentalnie jesteśmy już niemal na jego poziomie.
“Some say a comet will fall from the sky.
Followed by meteor showers and tidal waves.
Followed by fault lines that cannot sit still.
Followed by millions of dumbfounded dip shits.”
Bardo grozi wymarcie z tytułu globalnej bezpłodności, trwającej już od lat. Siłą rzeczy, genetyczno-syntetyczny kocioł, w którym świat uwarzyć chciał remedium na samotność, strach przed śmiercią i trud godzenia ze sobą indywiduów w ramach społecznej całości, wykipiał.
“And some say the end is near.
Some say we’ll see Armageddon soon.
Certainly hope we will
I sure could use a vacation from this stupid shit, silly shit, stupid shit.”
Gargantuiczna, pstrokata, ogłuszająca i odurzająca mieszanka bodźców, przy której warszawski zgiełk informacyjny jest jak trzepot skrzydeł motyla wobec huraganu. Bardo to apogeum hedonizmu, upowszechnione, zmaksymalizowane i spersonalizowane dla każdego obywatela.
“One great big festering neon distraction,
I’ve a suggestion to keep you all occupied.”
Znakomity duet artystów
“Mom’s gonna fix it all soon.
Mom’s comin’ ’round to put it back the way it ought to be.”
Bardo jest już tak stare, że wgryzło się nawet w warstwę językową komiksu. Mamy powiedzenie „między naczelnikiem a prawdą” – naczelnik to najwyżej postawiona osoba w aparacie władzy państwa-miasta. Mówi się też „twardo stąpać po Bardo”. Tego typu finezyjne zabiegi i całościowy, wyborny dobór słów Stolp zawdzięcza scenariuszowi napisanemu przez wielokrotnie nagradzanego prozaika prozaika, eksperymentującego dopiero z komiksem.
„Fuck L Ron Hubbard
And fuck all his clones.
Fuck all these gun-toting
Hip gangster wannabes.
Learn to swim.
Fuck retro anything.
Fuck your tattoos.
Fuck all you junkies
And fuck your short memory.
Learn to swim.
Fuck smiley glad-hands
With hidden agendas.
Fuck these dysfunctional
Insecure actresses.
Learn to swim.”
“’Cause I’m praying for rain
I’m praying for tidal waves
I wanna see the ground give way.
I wanna watch it all go down.
Mom, please flush it all away.
I wanna see it go right in and down.
I wanna watch it go right in.
Watch you flush it all away.”
Fabuła wciąga, ale jest na drugim planie
Mottem życiowym głównego bohatera zdaje się hasło „fuck the system”. Jest agresywny wobec otaczających go degeneratów, nie stroni od używania siły, bezczelnie oszukuje dla zarobku i pomieszkuje w opuszczonych domach wyludniającego się miasta. Zdecydowanie omija go pranie mózgu, urządzane obywatelom przez władze, media i reklamy.
Don’t just call me pessimist.
Try and read between the lines.
And I can’t imagine why you wouldn’t welcome any change, my friend.”
Gdzieś po drodze dowiadujemy się więcej na temat problemów z globalną bezpłodnością i sposobów radzenia sobie z nią. Poznajemy też przeszłość Stolpa i obserwujemy, jak zostaje uwikłany w przestępczą aferę. Najważniejsze jednak pozostaje dla mnie to niesamowite wrażenie powrotu z odległej wyprawy. Lektura genialnego komiksu Odiji i Stefańca jest jedną wielką zachętą do autoeksploracji i protestem przeciwko postdekadentycznemu zamknięciu się w sobie i oddaniu sterów otoczeniu. To świetnie, że Stolp ma też nieintencjonalnie (?) przygotowaną ścieżkę dźwiękową.
Konrad
“I wanna see it all come down.
Bring it down
Suck it down.
Flush it down.”