Kajtek i Koko w Kosmosie. Dwór Apodyktusa. Tom 6 – recenzja

Kajtek i Koko w Kosmosie. Dwór Apodyktusa. to przedostatni tom najdłuższej polskiej serii komiksowej, która ukazywała się nieprzerwanie przez cztery lata (1968-1972) na łamach Wieczoru Wybrzeża. Długość wynika poniekąd z siły oddziaływania fanów, którzy nie zgadzali się na zakończenie serii. Autor to tytan polskiego komiksu, Janusz Christa. Oczywiście nie udało się przeżyć dzieciństwa na przełomie lat 80/90 nie czytając żadnego jego komiksu. Gdy sam byłem kajtkiem, dane mi było posiadać dwa pierwsze tomy (Zbłąkaną rakietę i Twierdzę tyrana). Niestety za wiele z tych historii nie pamiętam, a leci ona ciurkiem, bez żadnego wprowadzenia, prologu, wyjaśnienia, podsumowania. W twarz serwowana jest od razu akcja. Co, nie powiem, nieco mnie zdezorientowało.

dwór apodyktusa

Słowo wyjaśnienia (przypomnienia), o co tak w ogóle kaman, znajduje się dopiero na rewersowej stronie okładki. Kajtek i Koko zostają wysłani do gwiazdozbioru Oriona (najpiękniejszej konstelacji na zimowym niebie) przez zwariowanego profesora Kosmosika. Tam przeżywają liczne przygody i popadają w przeróżne tarapaty. W ten też sposób zaczyna się Dwór Apodyktusa. Chłopaki w towarzystwie namiestnika władcy wchodzą prosto w paszczę lwa, wkraczają do zamku despoty. To dopiero początek plątaniny dworskich knowań, mających na celu obalenie tyrana. Oczekiwałem raczej humorystycznej przygodówki. Choć dowcipów tu nie brakuje, to opowieść ma momentami mocny, polityczny charakter. Od ilości zwrotów akcji aż kręci się w głowie, przychodzi zweryfikować stanowisko, kto tak naprawdę jest tym złym i kto pociąga za sznurki na dworze.

dwór apodyktusa

I co, nie brzmi to jakoś super naukowo-fantastycznie, co sugerowałby dopisek „w kosmosie”. Na dodatek zarówno Kajtek, jak i Koko występują w szatach przypominających bardziej Cesarstwo Rzymskie, niż Gwiezdną Flotę. Ich przygody umiejscowione są na odległej planecie, ale wszystko wygląda po ziemsku. Las, zamek, bezludna wyspa, bagna, czy morze. Jedynie plączący się między nogami robot, imieniem Robot, wprowadza do opowieści pierwiastek domeny Stanisława Lema. Czuć, że Janusza Christę ciągnęło w knieje, na moczary, do czarownicy albo żeby wpaść na warownię, powybijać hegemonom głupie pomysły. W końcu przecież wciągnęło go tam na dobre i Kajtka i Koka przemianował na Kajka i Kokosza, zmieniając ich stroje i fryzury. No, ale cóż. Miał do tego prawo, a wyszło dzięki temu jeszcze dużo sympatycznych pomysłów.

Dwór Apodyktusa – a na nim mały i duży

Wracając do naszych bohaterów, Kajtek i Koko to osobliwa drużyna marynarzy. Sugerują to czapki, a w szóstym tomie dane jest też im pożeglować. Stworzeni na zasadzie przeciwieństw, bohaterowie (mały i duży, tudzież spokojny i narwany) przywodzą na myśl szereg podobnych par z Flipem i Flapem, czy Asteriksem i Obeliksem (aby poobracać się w obrębie komiksowego medium) na czele. Robot, który cierpi z powodu usterek powodujących niezdolność wytrzymania hałasu (co skutkuje nadmierną złością) oraz strachu przed psami, tylko podgrzewa atmosferę między bohaterami. Dzięki temu zabiegowi dzieje się bardzo dużo. Czuć, że Christa magnetyzował każdy pasek, tak aby czytelnik powrócił do niego w następnym numerze. Niestety w formie albumowej (96 stron) nieco to przytłacza. Dawkowanie co 20 stron jak najbardziej wskazane.

dwór apodyktusa

Na dobrą sprawę to Dwór Apodyktusa składa się z dwóch części, tej tytułowej oraz Powrotu wygnańców. Zresztą są one nieco zwodnicze, bo pomiędzy pierwszym a drugim pobytem na zamku bohaterowie zaliczają wyspę piratów, a tuż po przegnaniu złych dworzan i ponownym objęciu tronu przez Apodyk… tfu, Dobrowłada, bohaterowie udają się w kierunku bagien w poszukiwaniu swojej rakiety. Matko bosko, panie Januszu, toć normalnie starczyłoby to na całą serię komiksów i wieloletnie mnożenie wątków. A tu nie, akcja gna do przodu niczym transgalaktyczny ścigacz pokonujący w sekundy lata świetlne.

dwór apodyktusa

Janusz Christa to legenda polskiego rynku komiksowego, taka też jest i jego kreska. Wystarczy sekunda, aby rozpoznać jego styl, typowe dla niego krągłości (w końcu Koko to potężny grubasek) i zasadę rozplanowywania postaci w kadrze. Nie do podrobienia. Kajtek i Koko w Kosmosie. Dwór Apodyktusa. Tom 6 to tylko wycinek historii, którą czuję się zobowiązany poznać w całości. Wpisane na listę rzeczy do zrobienia. Oby tylko starczyło mi na to wszystko życia.

Sylwester

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: