Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami druga połowa Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, przynajmniej jak dotąd w zdecydowanej większości składa się z klasycznych albumów pochodzących głównie ze srebrnej ery komiksu. Pomimo, że bardzo sobie cenię wartość historyczną jaką mają te albumy nigdy nie ukrywałem, że komiksy te czyta mi się dość topornie, a to ze względu na liczne charakterystyczne dla epoki cechy. Bardzo długie dialogi, duża schematyczność fabuły, liczne niepotrzebne wstawki narrota – to tylko kilka cech, które sprawiają, że od klasyki wolę coś nowszego. Tutaj na ratunek przyszli mi mutanci w komiksie X-Men – Rozłam.
76 album WKKM to zbiór powstałych w 2011 roku zeszytów – X-Men: Schizm #1-5, Generation Hope #10-11 oraz X-Men: Regenesis #1. Pomimo, że początkowo może wydawać się inaczej, albumw całości poświęcony jest ukazaniu relacji pomiędzy dwoma, chyba najbardziej rozpoznawalnymi członkami X-Men. Długoletnim dowódcą grupy – Cyclopsem, a Wolverinem, jednym z największych brutali wśród mutantów, który przy okazji jest jedną z najjaśniej świecących gwiazd całego wydawnictwa. Nie trzeba być specjalistą od mutantów żeby orientować się, że relacje tych dwóch Panów już od dawana nie były zbyt dobre. Ogromne różnice charakteru, nie mniejsza rozbieżność światopoglądowa i na koniec zabieganie o względy tej samej kobiety. To tylko kilka z powodów, przez które obaj Panowie nie pałali do siebie sympatią. Sytuacji nie poprawiły wydarzenia z dnia M, kiedy przyszłość całej rasy mutantów została postawiona pod ogromnym znakiem zapytania. X-Men – Rozłam opisuje konflikt jaki musiał w końcu powstać pomiędzy tymi dwoma bohaterami. Oczywiście nie zdradzę Wam co było punktem zapalnym ani jak konflikt się zakończył, ale możecie być pewni, że będzie ciekawie, a jeszcze ciekawsze będą efekty tego konfliktu. Bo wydaje mi się, że to właśnie przez efekt tytułowego rozłamu pomiędzy Loganem a Summersem ten album stał się na tyle ważny, że został włączony do Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, która już nie raz prezentowała nam komiksy, które nie są wybitne pod względem fabuły, przepięknie narysowane czy po prostu kultowe. Bardzo często w ramach kolekcji otrzymujemy tomiki, które są dobre, ciekawe, ale nie wybitne, a powodem umieszczenia ich w zestawieniu jest fakt, że opisują one jakieś bardzo ważne wydarzenie dla całego uniwersum. Taki właśnie jest X-Men – Schizm. Nie jest to komiks innowacyjny, nie będzie też kultowy, fabuła jest naprawdę niezła, no może poza wątkiem nowego dowództwa Hellfire Club, rysunki poza kilkoma zepsutymi kadrami też prezentują się bardzo przyzwoicie. Wydaje mi się, że najważniejsze w tym komiksie to to jak wydarzenia w nim opisane wpłyną na dalsze losy uniwersum.
Zdecydowanie najjaśniejszym punktem tego albumu jest ostatni zeszyt. Użyta w nim metafora plemiennego pojedynku pomiędzy dwoma wojownikami zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie. Zbieranie popleczników przez skłóconych bohaterów zostało ukazane w bardzo ciekawy i nieszablonowy sposób, dzięki czemu zapamiętam ten album na długo i prawdopodobnie wrócę do niego właśnie ze względu na wyjątkowość ostatniego zeszytu.
Niezależnie od tego czy zbieracie całą kolekcję od Hachette czy nie, powinniście kupić ten komiks. Czyta się go naprawdę przyjemnie i szybko, a ostatni zeszyt i konsekwencje całego zajścia dodają wartości temu albumowi. Jeśli zdecydujecie się na zakup zajrzyjcie do sklepu Geek Zone, na pewno będą mieli jakiś album na półce 🙂