Batman. Detective Comics. Techniki zastraszania. Tom 2

    Na „Batman. Detective Comics. Techniki zastraszania” drugi tom serii nie czekałem w żaden szczególny sposób. Nie czułem ogromnej potrzeby przeczytania go. Oblicza Śmierci były solidnym, ale nie wybitnym komiksem. Tony S. Daniel zaserwował nam tam dwie historie – jedną o Dollmakerze, drugą o Pingwinie. W międzyczasie zgrabnie zaznaczył fakt, że wydawnictwo postanowiło odmienić postać Jokera. Na rozwinięcie wątku najbardziej znanego błazna świata musimy jednak jeszcze poczekać, bo w Technikach Zastraszania nie dane nam będzie go zobaczyć.

 
      Dostajemy natomiast zbiorowe wydanie pięciu zeszytów Detective Comics i jednego annuala. Scenarzysta Tony S. Daniel, we współpracy z paroma grafikami (w tym z Szymonem Kudrańskim, znanym z serii Spawn) serwuje nam kilka bardzo luźno powiązanych ze sobą historii: starcia Batmana ze Scarecrowem, Sowami, Black Maskiem, Mr Toxiciem, Szalonym Kapelusznikiem, a także krótkie epizody z życia bohaterów: trening młodego Bruce’a w Azji oraz intrygujące perypetie Two-Face’a. W teorii – cała masa różnorakiej zabawy, w praktyce – bałagan.
 
      W taki właśnie sposób można najkrócej opisać ten komiks. Fakt, że nie mamy do czynienia z jedną zwartą fabułą, ale z kilkoma (w niewielkim stopniu) powiązanymi ze sobą krótkimi historiami sprawia, że w albumie panuje totalny bałagan i naprawdę można się pogubić. Kolejną bolączkę tego komiksu stanowi poziom scenariuszy poszczególnych zeszytów – trudno tu o jakiś złoty środek, bo historie są bardzo nierówne.
 
Najbardziej do gustu przypadł mi początek albumu, kiedy to w pierwszym zeszycie Batman gra na zasadach Scarecrowa o typową dla nich stawkę – ludzkie życie. Niestety to, co dobre zazwyczaj szybko się kończy, a czytelnik dostaje podaną na ładnym (i dużym!) talerzu nudną historię z Mr Toxiciem. Radioaktywny człowiek akwarium bawi się w klonowanie i eksperymenty z czarną dziurą. Tylko Batman może ocalić miasto.
 
Niestety, poza ładną kreską, nie ma w tej historii zupełnie nic, co przyciągnęłoby moją uwagę. Lepsza już byłaby ta czarna dziura. Nieco lepiej wypada potyczka z Black Maskiem, całkiem solidnie prezentuje się przedstawiony w końcowej części komiksu epizod z treningu Bruce’a w Azji. Jako swoisty bonus możemy potraktować wątek z Two-Facem. Ogólne wrażenie jest jednak niezbyt ciekawe – Techniki Zastraszania straszą… nudą.
 
 
      O ile łatwo krytykować w tym przypadku scenarzystę, o tyle do ekipy grafików ciężko się przyczepić. Nie żeby Tony S. Daniel sam nie rysował – ba, Scarecrow jego ręki robi wrażenie. Lekko ironizując można stwierdzić, że autor lepiej rysuje niż pisze. Nie gra tu jednak pierwszej roli (ołówka?) W albumie znalazły się prace takich artystów jak Ed Benes, Juli Fereira, Eduardo Pansica, Romano Molenaar, Pere Perez czy wspomniany wcześniej Szymon Kudrański.
 
Przy Technikach pracowała cała masa osób, ale efekt jest kapitalny – oglądanie kolejnych planszy sprawia dużo przyjemności. W tym miejscu chciałbym wam szczególnie polecić plansze z rysunkami Kudrańskiego i kolorami John’a Kalisza – panom bardzo dobrze wyszło operowanie przy świetle i perspektywie. Historię, która wyszła spod ich ręki niemal dosłownie ogarnia mrok.
 
     
 

Mówiąc o Technikach Zastraszania, można śmiało pokusić się o następujące stwierdzenie: to najsłabszy komiks wydany przez Egmont w ramach Nowego DC Comics! Wiadomo, że taki tytuł prędzej czy później zyskuje część każdej serii, aletechniki nie trzymają pewnego poziomu, jaki reprezentuje Nowe DC Comics. Nie wymagam od tego komiksu żeby był fenomenalny jak Sowy, ale „Batman. Detective Comics. Techniki zastraszania” ustępuje pola nawet przeciętnemu poprzednikowi – Obliczom Śmierci (więcej tu – KLIK).  

Share This: