Do ostatniego – przemiany rynku pracy na Dzikim Zachodzie
Po lekturze Do ostatniego zacząłem się zastanawiać na temat zawodów, które albo zanikają, albo w ogóle są już zapomniane. Znacie jakieś? Mnie przychodzi do głowy telefonistka, łącząca z wybranym odbiorcą, całkowicie wyparta przez elektroniczne centrale. Dzisiaj już nikt nie mówi „proszę czekać, będzie rozmowa”. Nie znajdzie się też i obwoźnych ostrzycieli noży i nożyczek, a na mieście nie nareperuje się ani pończoch, ani rajstop (teraz o wiele łatwiej kupić sobie nowe). Jakie zawody znikną jeszcze z mapy zatrudnienia? Może i ten, który wykonujesz obecnie?
W Do ostatniego jesteśmy świadkami takiej przemiany. Kowboj był bardzo potrzebnym zawodem w Ameryce XIX wieku. Zapotrzebowanie na skóry, sadło i mięso sprawiło, że hodowanie bydła (i przy okazji koni) stało się jednym z najrentowniejszych sposób na życie. Jérôme Félix stawia budowę kolei jako przyczynę transformacji rynku pracy. Skoro zwierzęta można bezpiecznie przewozić wagonami, nie zachodzi najmniejsza potrzeba, aby pędzić je pustkowiami, narażać się na ataki bandziorów albo Indian, a sukcesu przedsięwzięcia nie trzeba uzależniać od umiejętności poganiaczy.
W rasowych westernach często dochodzi do przebarwienia i historii, i postaci. W tym gatunku ma być widowiskowo, a opowieść nie musi za wszelką cenę omijać wszelkiego rodzaju absurdów. Byleby doszło do awantury, najlepiej takiej ze strzelaniną. Do ostatniego owszem, mieści się w granicach gatunku, ale autor umiejętnie omija klisze. Zacznijmy od twardego typa zdobiącego okładkę, to on jest siłą obrotową całej historii. Emmet myśli o tym, aby odwiesić pas z pistoletami na kołek. Nie uśmiecha mu się nowa fucha, we współpracy z koleją. Widzi jaki marny los spotkał już jego podobnych. Ma odłożone trochę gotówki i myśli tylko aby osiąść gdzieś na farmie.
Od samego początku Do ostatniego czuć niepokój w powietrzu, wszystko zmierza do tragedii, ale do końca nie wiadomo jak to wszystko się zakończy. Félix bogato rozwija arenę i kreuje sporą ilość postaci drugoplanowych, ale przede wszystkim nie ma tu takich typowych bandziorów. Wszystko to sprawia, że wierzę w przedstawione realia. To proza życia popycha byłych kowbojów do szarej strefy, wymuszeń i najmowania się do brudnej roboty. Z drugiej strony mamy zwykłych mieszkańców miasta Sundance, którzy myślą tylko o jednym. Jeżeli uda się przekonać gubernatora, to w ich miasteczku powstanie stacja kolei, a to oczywiście oznacza rozwój i możliwość zarobku.
Do zwyczajnych, ale niezwykle barwnych mieszkańców miasteczka można zaliczyć młodą nauczycielkę z głową wypełnioną dobrymi pomysłami i ideałami, pragnącą ocalić każdą, nawet najbardziej zabłąkaną owieczkę. Jak się domyślacie, prowadzenie szkoły na Dzikim Zachodzie to nie lada wyzwanie, zwłaszcza że Sundance nie jest wolne od patologicznych rodzin.
Głównym zapalnikiem tragedii jest Bennett, niepełnosprawny chłopak przebywający pod opieką Emmeta (tego typa z okładki). Będący dla niego jak syn, bo innej rodziny najzwyczajniej w świecie nie ma. Wszystko zaczyna się od nieszczęśliwego wypadku, w którym chłopiec ginie. Plany kolei mogą zostać zaprzepaszczone, w sercu kowboja płonie zemsta, robi się coraz bardziej nerwowo, a od gęstego klimatu wręcz duszno.
Co jak co, ale western musi ładnie wyglądać. Przyznam, że Paul Gastine jakoś specjalnie mnie do siebie nie zraził. Nawet powiem, że przyjemnie się obserwowało jego naśladującą rzeczywistość kreskę. Problem w tym, że nic jakoś mną nie potrząsnęło i nie wryło się do łepetyny, choć kadry z zachodzącym słońcem jak najbardziej się pojawiły. Gdy staram się przypomnieć sobie jakąś konkretną ilustrację z komiksu, nic mi do głowy za bardzo nie przychodzi. No, może poza tym kadrem, który pojawia się też na końcu komiksu, na którym Emmet przystawia sobie strzelbę pod brodę.
Do ostatniego to dosyć krótki, 80-stronicowy komiks. Mimo to czuję, że przeczytałem dobrą, wielowątkową historię. Jérôme Félix umiejętnie wybiera strony dramatu, ustawia je na kursie kolizyjnym i stawia coraz szybsze kroki w kierunku rozwiązania, które nie jest oczywiste. Na koniec wszystko przykrywa białym prześcieradłem i daje wyciągnąć czytelnikowi wnioski oraz odpowiedzieć na pytanie czy było warto.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie egzemplarza do recenzji
Jeśli lubicie westerny, zajrzyjcie koniecznie TU