Fables. Homelands. 6
Kolejny tom Baśni nie mógł długo czekać na recenzje, po lekturze piątej części (więcej tu – KLIK), która narobiła mi takiego apetytu na tę serię po prostu nie mogło być inaczej. Od razu sięgnąłem po część szóstą o tytule „Fables. Homelands”. Ten album choć zaczynał się bardzo niepozornie wgniótł mnie w fotel i już jestem pewien, że kolejnym komiksem po który sięgnę będzie część siódma, pomimo że w kolejce czekają takie hity jak Batman – Black Mirror.
„Fables. Homelands” zaczyna się dość nudnawo, od historii, która szczerze mówiąc mnie nie porwała. Otóż korzystając z zamieszania jakie wywołały w Fabletown wybory, najsłynniejszy baśniowy krętacz Jack podprowadził całą ciężarówkę kosztowności z jednej z niezliczonych kwater Niebieskobrodego i uciekł w siną dal. Za towarzystwo wziął sobie jedynie Calineczkę, która pomogła mu w kradzieży. Z ciężarówka pełna kosztowności Jack mogli udać się w dwa miejsca do Vegas lub Hollywood, wybrał to drugie ponieważ miał bardzo ciekawy plan. Chciał założyć nową wytwornie filmową, która produkowałaby filmy o nim samym. Jak mu się to udało dowiecie się już z lektury komiksu.
Historia o Jacku zajmuje około 1/3 albumu, po niej następuje arcydzieło czyli kontynuacja głównego nurtu fabularnego. Autor przenosi historię o kilka lat wstecz w porównaniu do wątku Jacka. Akcja dzieje się w rodzinnym baśniowym świecie gdzie z początku możemy zaobserwować względny ład i porządek, świat nie wygląda na zrujnowany, słowem Mordor to to nie jest, ale krainą mlekiem i miodem płynącą też. Pierwszymi postaciami jakie poznajemy w baśniowym świecie są goblińscy poborcy podatkowi, którzy ściągają od ludności bardzo wysokie podatki narzucone przez Imperatora najeźdźców. Kiedy czytelnikowi zaczyna się wydawać, że scenarzysta postanowił przedstawić nam życie w opuszczonym przez większość baśni świecie z perspektywy złych najeźdźców, pojawia się postać znana nam bardzo dobrze z poprzednich tomów, która z początku miała być zagadkowa, ale każdy kto czytał poprzednie albumy bez problemu domyśli się o kogo chodzi. Dalszej fabuły zdradzał nie będę ale powiem Wam, że ten album zdradza w końcu odpowiedzi na wiele pytań jakie na pewno zadawaliście sobie podczas czytania poprzednich części.
Dowiadujemy się bowiem, kto jest Imperatorem, jakie miał motywy i skąd w ogóle się wziął. Tak zakręconej fabuły się nie spodziewałem i muszę przyznać, że Bill Whillingham wyrasta w moich oczach na mistrza niespodziewanych zwrotów akcji i zawiłych wątków fabularnych. „Fables. Homelands” wnosi bardzo dużo do całej historii, jest to ogromny krok w naprzód w fabule. Bardzo dużo wątków się klaruje, sporo zagadek się wyjaśnia i pojawiają się nowe ciekawe postacie jak np. Królowa Śniegu czy Mowgli.
Jak już przystało na tę serię rysunki trzymają obrany poprzednio styl, do którego trzeba się przyzwyczaić, bo moim zdaniem prostota rysunków jest tu dużą zaletą. Stanowią one bowiem dopełnienie do genialnej fabuły. Jeśli ktoś nie zna tej serii niech łapie się szybko za pierwszy album, naprawdę nie pożałuje. Tym bardziej, że seria wydawana jest również po polsku.
Paweł