Justice League International. The Signal Masters. 1
Międzynarodowa liga została powołana przez Narody Zjednoczone z kilku prostych powodów. W obliczu ciągłych zagrożeń i nikłej skuteczności wojska, ONZ potrzebowało czegoś co poprawi ich wizerunek. Pozwoli na zażegnanie kryzysu, a jednocześnie będzie świetnie wyglądało PR-owo. Ważną kwestią dla przywódców z całego świata pozostawała możliwość kontrolowania poczynań takiej grupy. Zespół Supermana był niezależny, a politycy nie mieli żadnego realnego wpływu na ich działania. Dlatego zdecydowali się zbudować swój bohaterski skład od podstaw. A ten wymagał nie lada kombinacji – z jednej strony siły ognia, z drugiej zaś uległości wobec władz.
Kolorowa zgraja
Na lidera nowopowstałej grupy został wybrany Booster Gold. Nie będę krył, że bardzo lubię tę postać i jej niezbyt skomplikowany origin. Dla tych, którzy nigdy wcześniej się z nim nie spotkali, powiem że to podróżnik w czasie, który przybył z XXV wieku do naszych czasów, by przy wykorzystaniu tamtej technologii zostać superbohaterem i… zbić dobrą kasę. Booster fruwa, generuje pola energii, strzela promieniami, a na dodatek zazwyczaj pomaga mu mały robot Skeets, którego uwielbiam, ale niestety w albumie, który czytałem, miał tylko krótki epizod. Cały myk tego komiksu polega na tym, że złoty chłoptaś kompletnie nie nadaje się na lidera i dopiero uczy się tego fachu. Może nie jest to historia od zera do bohatera, ale w tę stronę to zmierza.
Drużyna, którą przychodzi mu kierować to raczej zbiór indywidualności. Różni ich wszystko: poziom mocy, charaktery i oczywiście narodowość. W końcu to team ONZ. Skład JLI tworzą:
- Guy Gardner, czyli jedna z Zielonych Latarni, znany przede wszystkim z mocno upierdliwego charakteru; jak się możecie domyślać niezbyt widzi mu się podleganie Boosterowi, z czego jest wielce niezadowolony i swoim stylu kreuje się na gwiazdę – miodzio;
- Vixen – czarnoskóra wojowniczka, która dzięki totemicznym mocom może korzystać z mocy zwierząt, trochę brakuje mi jej pazura, lepiej prezentowała się w JLA vol. 3, ale tam dręczyły ją dużo poważniejsze problemy, trudno też zapomnieć o jej romansie z Johnem Stewartem w Justice League: Unlimited;
- Fire i Ice – dwie gorące panie, z których jedna tworzy zielony, plazmowy ogień, a druga generuje lód, piękne tło dla historii, bo na pierwszoplanowe postacie to one się nie nadają, chociaż mają dobre momenty;
- Rocket Red – czyli jak niektórzy twierdzą ruska wersja Iron Mana. Blaszak przypadł mi do gustu ze względu na jego wschodnią mentalność, wychwalanie Mateczki Rosji oraz przezabawny konflikt z chińskim członkiem ligi;
- August General in Iron (co za głupie imię!) – to chiński superbohater, jeden z członków Great Ten, facet najogólniej rzecz biorąc jest żywą zbroją, w dodatku korzysta z laserowej dzidy, chociaż teoretycznie nie wyróżnia się swoją mocą, to doświadczenie wojskowe, mądry tryb rozumowania i cytowanie Sztuki Wojny sprawiły, że pokochałem tę postać;
- Godiva – piękna blondyna o kapitalnych kształtach, skłonności do kokietowania i długich włosach, które wykorzystuje do walki, jak sama mówi zajmuje się przede wszystkim drobnymi kieszonkowcami, a Liga to nie jej poziom, chciała sobie zrobić tylko reklamę.
W dodatku wokół całej tej bandy kręci się jeden członek niezrzeszony, a mianowicie Batman. Bruce jak zwykle nie ufa nikomu i sprawdza poczynania ONZ, a jednocześnie uczy nową grupę bohaterskiego fachu.
Pierwsza misja
Całkiem przypadkiem złożyło się, że pierwsza misja nowej drużyny okazała się konfliktem na kosmiczną skalę. Z jednej strony fajnie, bo herosi mogą się wykazać, z drugiej jest to totalną bzdurą, że przy tak nikłym poziomie mocy nie decydują się na wezwanie teamu Supermana. Ale takie bzdury to standard w klimatach superhero.
Za fabułę „Justice League International. The Signal Masters” odpowiada dobrze wszystkim znany Dan Jurgens, którego uwielbiam za stworzenie postaci Dommsdaya. Historia zawarta w JLI jest w miarę spójna, a całą akcję nakręcają świetne dialogi. Zresztą trudno żeby od Batmana i Gardnera wiało nudą, nie? Nad grafiką natomiast siedziała cała masa ludzi. Ołówek to ekipa Lopresti i Castiello, tusz Ryan i Acunzo, a kolorami zajęła się grupa Hi-Fi. Całość robi naprawę dobre wrażenie, a szczególnie wygląd postaci. Jedynie mógłbym się przyczepić do kamiennych potworów, ale za to na Godivę patrzy się aż miło : )
Żarło, a zdechło
Na okładce „Justice League International. The Signal Masters” możemy zobaczyć fragmenty kilku recenzji. Jeden z nich brzmi tak: „This book was so much fun” i naprawdę trudno się z tym nie zgodzić. Jeśli uwielbiasz poznawać nowych superbohaterów, to jeden z najlepszych możliwych wyborów.