Negalyod – recenzja laika
Komiks o dinozaurach i nomadycznej kulturze żyjących obok siebie? Czy jako wieloletni amator paleontologii (a ostatnio antropologii) mogłem dostać coś lepszego? Czy potrzebowałem jakiejkolwiek zachęty, żeby go przeczytać? Oczywiście nie! I każdego fana powyższych dziedzin mogę z czystym sumieniem zachęcić do tego samego. Fanów dobrej fabuły, bogatego tła i nastrojowych ilustracji też. Bo chociaż „Negalyod” przesiąknięty jest klimatem rodem z pustyni Gobi okresu kredowego i imperium Czyngis-chana jednocześnie, to nie one stanowią główną oś fabuły. Stanowią ją pełen zagadek świat klimatycznej postapokalipsy i dziwnych technologii, zgrabnie połączonych w jednym stylu graficznym i bardzo sprawnej narracji.
Dinozaury! DINOZAURY!!!
Dostałem propozycję napisania jej właśnie od brata. Dosłownie kilka dni przed epidemią pożyczyłem od niego egzemplarz „Negalyod”. Był akurat Międzynarodowy Dzień Dinozaura, a ja aż paliłem się do lektury po obejrzeniu kilku ilustracji z Internetu. Tak – jestem dinozaurowym freakiem. Zanim poszedłem do szkoły, na dinozaurach – filmach, książkach i gazetach – nauczyłem się czytać, liczyć, poznałem historię kosmosu, Ziemii i życia, budowę organizmów od jednokomórkowców po megafaunę plejstocenu. Ta fascynacja trwa do dziś, kiedy mogę czytać artykuły specjalistyczne o biomechanice deinonychów. A więc chasmozaury i pachycefalozaur na kadrach to było wszystko, czego potrzebowałem, żeby zabrać się do czytania. I przez resztę lektury (nieco ponad 200 stron) ta motywacja była dla mnie głównym pryzmatem, przez który odbierałem komiks. Dinozaury – tych na ilustracjach Vincenta Perroita nie brakuje. I to nie tylko tych popularnych – tyranozaura czy pterodaktyla – ale też tych znanych jedynie bardziej oczytanym – jak gallimimus czy ankylozaur. Wielkie gady są sportretowane bardzo realistycznie – zgodnie z resztą z konwencją rynku autora. Jednak nie są tam przecież same.
Dinoza… O, są tu też ludzie.
W świecie „Negalyod” obok dinozaurów żyją też ludzie oraz inne współczesne ssaki (np. konie). Pierwsze strony pokazują niezwykłe połączenie – bezkresną pustynię, zamieszkaną przez nomadów, pędzących stada dinozaurów od pastwiska do pastwiska i od wodopoju do wodopoju. Znów dla znawców tematu pojawia się bardzo czytelne nawiązanie: ta część jako żywo przedstawia pustynię Gobi w Mongolii, a zamieszkujący ją nomadzi zarówno z wyglądu jak i zwyczajów przypominają jej mieszkańców z naszego świata. Cały w środku się ucieszyłem na tak trafne i zgrabnie podane nawiązanie, którego też gratuluję twórcy! Dodatkowo kultura tychże nomadów ukazana jest bardzo realistycznie i z głębią – samotność pustynnego pasterza, związek ze zwierzętami, wierzenia ich dotyczące, targowisko koczowników. Na pierwszych kilkunastu stronach mamy pokazane to wszystko w bardzo umiejętny i wciągający sposób. Od razu miałem wrażenie, że ten świat ma głębię, którą aż chce się odkryć. A są w nim jeszcze inne tajemnice.
Negalyod – tylko rąbek tajemnicy
Pustynię „Gobi” przecinają bowiem pozostałości jakichś dawnych instalacji czy maszyn. Nomadzi posługują się też elektroniką. Kto ją stworzył? Dlaczego pośrodku pustyni biegnie wodociąg – w dodatku pełen wody? Skąd wzięły się „nomad-punkowe” pojazdy i broń? Od początku pytania mnożą się bardzo szybko. Czytałem do samego końca, gnany przez tę ciekawość: co się stało, że świat stał się pustynią, skąd wzięły się w nim, obok ludzi, dinozaury? I skąd dziwny związek między tymi dwiema, wrogimi sobie poniekąd, grupami? Tu przyszło niestety moje rozczarowanie.
To nie jest komiks o spokojnych roślinożercach!
Od pewnego momentu fabuła zwraca ostro w stronę komiksu akcji. Pościgi, strzelaniny, wojny partyzanckie – to dla głównego bohatera przez mniej więcej ¾ historii chleb powszedni, a trochę szkoda. Klimat i głębia świata aż domagają się eksploracji, refleksji. Tymczasem wir wydarzeń przyspiesza tak mocno, że większość pytań pozostaje bez odpowiedzi. Cóż, być może takie było założenie autora: pokazać tylko wycinek świata, żeby zachęcić do snucia własnych domysłów. Jeśli tak, to w 100% się to udało. Jednak mi osobiście szkoda, że tak wielki potencjał został przemilczany. Zamiast kilku stron akcji i niewyjaśnionych rozmów o technologii, która i tak nie odgrywa kluczowej roli, wolałbym poznać choć cząstkę więcej tego fascynującego świata. I tu chcę też zaznaczyć, że fabuła „Negalyod” nie jest bynajmniej słaba czy nieprzemyślana. Perroit bardzo, momentami dla mnie wręcz imponująco, buduje swoją historię. Nie raz i nie dwa, kiedy przewracałem stronę, serce zabiło mi szybciej na niespodziewany widok. Opowieść ma też swoje zaskakujące acz zgrabne zwroty, co jest dla mnie szczególne cenne we wszelkiego rodzaju utworach. Może jeden – i to związany właśnie z pytaniami o koegzystencję ludzi i dinozaurów – wzbudził mój niesmak (bez spoilerów – dotyczył on pterodaktyli). Poza tym jednak historia stoi na bardzo wysokim poziomie – mimo względnie dużej ilości akcji, bogate tło świata „Negalyod” zostało bardzo dobrze pokazane.
Polecam więc ten komiks wszystkim, którzy cenią sobie nieprzewidywalne fabuły i snucie fantastycznych wizji. Będzie to na pewno inspirująca lektura. Współfanom dinozaurów – cóż, Wam wystarczy pewnie garść ilustracji i nazw gatunkowych. 😉
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Andrzej